W trakcie pracy nad książką “Kompozycja w treningu szachisty” napisałem email do jednego czołowego solverowca w Polsce z prośbą o podzielenie się uwagami na temat udziału rozwiązywania zadań w procesie kształcenia szachisty. Młody człowiek odesłał mój email bez odpowiedzi. Dlatego w książce, oprócz małej wzmianki o solvingu, nie zająłem się tym tematem. Nie chciałem bowiem oceniać tej dyscypliny tylko z własnego punktu widzenia.
Ostatnio w czasie turnieju w Dortmundzie spotkałem się ze znanym niemieckim specjalistą od solvingu. Na moje podobne pytanie odpowiedział, że traktuje rozwiązywanie zadań jako przyjemność. Jeździ na mistrzostwa Europy tylko dlatego, aby spotkać się przede wszystkim z kolegami-problemistami. W treningu szachowym, w celu ćwiczenia techniki liczenia wariantów, korzysta tylko z kombinacji z gry praktycznej.
W latach mojej młodości w czasie wolnym od gry, oprócz rozgrywania lekkich partii błyskawicznych, zajmowaliśmy się też rozwiązywaniem problemów. Woziłem na turnieje ze sobą nawet zeszyt ze zbiorem różnych zadań. Często ustawiałem jakieś ciekawe pozycje na szachownicy i koledzy rozwiązywali je w ramach relaksu.
Taką formę rozgrzewki przed partią stosuje wielu silnych arcymistrzów. Kiedyś na turnieju w Polanicy Zdroju wszedłem do pokoju arcymistrza Dorfmana (wtedy reprezentował jeszcze Związek Radziecki), aby omówić jakąś sprawę. A on siedział zamyślony nad pewną pozycją. “Co robisz” – zapytałem. “Rozwiązuję ciekawe studium, tak dla rozgrzania mózgu przed grą” – odpowiedział. “Często to robisz”? “Oczywiście, przed każdą partią”.
Bardzo ceniłem rozwiązywanie tego typu zadań i polecałem tę formę treningu. W mojej książce podzieliłem studia na dwie grupy: kombinacyjne i analityczne. Studia analityczne są jakby żywcem wzięte z partii i dotyczą szczególnych przypadków gry końcowej. Studia kombinacyjne zawierają natomiast „niezwykłą treść” w postaci efektownych kombinacji, np. niespodziewanych matów, patów itp.
W czasie turniejów w Dortmundzie często widziałem w biurze prasowym szachistów, którzy w trakcie oglądania na monitorach partii rozwiązywali przy okazji różne zadania. Znany czeski publicysta Bretislav Modr opisał takie wydarzenie przed laty w swoim piśmie “Sachinfo”. “Od kilku godzin siedzieliśmy nad pewną trzychodówką. Nie mogliśmy jej rozwiązać. Nagle wszedł do pokoju Konikowski. Zapytałem się go, czy zna to zadanie”. Odpowiedział: “Oczywiście znam. To jest zadanie Loyda. Tutaj trzeba szukać jakiś abstrakcyjnych ruchów. Na tym polega urok zadań tego kompozytora”. “To pokaż pierwszy ruch” – poprosiłem – “Konikowski bez wachania wykonał 1.We1, a my dalej nie wiedzieliśmy o co chodzi. Dopiero dalsza wnikliwa analiza zadania wykazała, że to niespodziewane posunięcie prowadzi rzeczywiście do celu”.
Pamiętam dobrze ten przypadek. Zadanie było mi dobrze znane, gdyż jest w mojej książce.