Wyniki szukania dla ‘Młody Technik’
kw.
12

Niedawno, dzięki firmie Caissa, stałem się posiadaczem ciekawej publikacji w języku rosyjskim o szachistkach i szachistach żydowskiego pochodzenia. Encyklopedia (format 205×265) zawiera 317 stron i omawia przeszło 1350 sylwetek. W kolejnych odcinkach będę przedstawiać ciekawsze biogramy.

Poniższy tekst znalazłem w Internecie.

Żydzi – nieuleczalny przypadek szachofilii
DANIEL GRINBERG

Tajemnicze związki Żydów z szachami, widoczne gołym okiem w rankingach najwybitniejszych szachistów wszystkich czasów, są od lat przedmiotem niezliczonych spekulacji i pseudonaukowych teorii. Czynników sprawczych, przesądzających o wyjątkowych predyspozycjach do gry na 64-polowej planszy, podzielonej na przemian na białe i czarne kwadraty, doszukiwano się już we wszystkim: specyfice Talmudu, skłonności do spekulatywnego myślenia, zdolnościach matematycznych i językowych, cechach religii żydowskiej, ale także w historii, ogólnych warunkach życia czy w strukturze zawodowej. Równie często powoływano się na wykształcone historycznie odrębności psychologiczne, sprzyjające zdolnościom do tego typu rywalizacji, jakiej wymaga gra w szachy – połączenia doskonałej pamięci z inwencją intelektualną, koncentracją, cierpliwością i silną wolą. Nie trzeba dodawać, że zdecydowana większość tak konstruowanych wyjaśnień nie spełnia podstawowych wymagań logiki i naukoznawstwa. Do dziś na przykład nikt nie wyjaśnił, dlaczego spekulatywne albo psychiczne uzdolnienia przedstawicieli „narodu wybranego” nie objawiają się z podobną mocą, powiedzmy, przy grze w brydża sportowego.

 

Dla równowagi należałoby też przypomnieć nieliczne głosy złośliwców, usiłujących podważyć tezę o szczególnych predyspozycjach „plemienia Dawidowego” bądź szczególnym wkładzie w szachy. Odpowiednikiem słynnego pamfletu Ryszarda Wagnera z 1850 roku, demaskującego rzekomą podrzędność i wtórność „żydowskiej muzyki”, jest zbiór artykułów Aryjskie i żydowskie szachy (1943), napisany przez prohitlerowsko nastawionego pogromcę Capablanki, wieloletniego mistrza świata Rosjanina Aleksandra Alechina. Można się odeń dowiedzieć, iż Emanuel Lasker i jemu podobni usiłowali sprowadzić piękną grę w szachy na manowce, forsując grę obronną, podczas gdy jej prawdziwe piękno ujawnia się jedynie w ofensywie, cechującej graczy aryjskich. „Żydowskie szachy” charakteryzuje, jego zdaniem, oportunizm, chytrość oraz dążenie do zwycięstwa za wszelką cenę. Alechin nie mógł oczywiście przewidzieć, że niezrównanym mistrzem dynamicznej, ofensywnej rozgrywki stanie się w dwadzieścia lat później Bobby (Robert James) Fischer z Brooklynu, powinien był jednak pamiętać, że twórcą Hypermodern School, szukającej skutecznego antidotum na przewagę defensywy w Modern School Wilhelma Steinitza, był Żyd węgierski Richard Reti (1889-1929). Mit rzekomej jednorodności szachistów żydowskich skutecznie rozwiał niedawno Julio Ganzo w „Chessology”, wskazując, iż trzy z czterech nurtów teoretycznych składających się na szachy współczesne zapoczątkowane zostały przez osoby pochodzenia żydowskiego: tendencja psychologiczna – przez Laskera, naukowa – Tarrascha i „energetyczna” [sic!] – Breyera. Poza podejrzeniami ostał się jedynie nurt pozycyjny genialnego Kubańczyka – Capablanki, mistrza gry kombinacyjnej.

 

Miast wdawać się w wątpliwe uogólnienia, porzućmy w tym miejscu, z ostrożności, pasjonującą kwestię przyczyn żydowskiej szachofilii i zajmijmy się samymi objawami, tj. prezentacją sylwetek wybitnych adeptów Caissy (bogini szachów) o jednoznacznie żydowskich korzeniach. Główny kłopot polega tu przede wszystkim na selekcji, ponieważ pomiędzy rokiem 1850 a 1980 większość mistrzów świata (i pokaźny procent arcymistrzów) spełniało to kryterium.

 

Przedwojenna reprezentacja Polski, odnosząca ogromne sukcesy na Olimpiadach Szachowych, składała się prawie w 100 procentach z żydowskich szachistów, podobnie jak i inne zespoły z Europy Środkowej. Nieliczni, którzy ocaleli, z Michałem Najdorfem na czele, nie wrócili już do kraju. W powojennych reprezentacjach państw dotkniętych Szoa nazwiska żydowskie pojawiają się często jedynie w ekipie węgierskiej. Ale jeszcze w końcu lat sześćdziesiątych mistrzem Polski został młodziutki Jerzy Lewi (1949-1972). Utalentowany szachista zdołał pokonać samego Michaiła Tala, nim popełnił samobójstwo jako emigrant w Sztokholmie. Doprawdy cudów zręczności musiał dokonywać mistrz międzynarodowy Władysław Litmanowicz w swojej okrytej smutną sławą publikacji Polscy szachiści 1945-1975 (1976), aby nie pomieścić w niej żadnego „nieczystego rasowo” zawodnika. Choć współcześnie związki Żydów z szachami wydają się nieco słabnąć, to jednak w dalszym ciągu stanowią fenomen godny zainteresowania. Dość powiedzieć, iż według danych Akademii Szachowej założonej w 1994 roku w Tel Awiwie, pod względem liczby mistrzów międzynarodowych Izrael zajmuje 5. miejsce na świecie, zaś w przeliczeniu na jednego mieszkańca ustępuje jedynie Islandii. Obliczenia te nie uwzględniają obywateli innych krajów.

 

Szachy wywodzą się prawdopodobnie z Indii, ale już w X wieku poświęcali im uczone traktaty Arabowie. Wśród znanych nam średniowiecznych mistrzów i teoretyków tej gry pojawiają się sporadycznie zarabizowane nazwiska żydowskie. Komentarze do Talmudu świadczą niezbicie, że była ona znana i lubiana wśród Sefardyjczyków zamieszkujących XII-wieczną Hiszpanię. Pierwotnie była to zapewne rozrywka kobieca. Twórcy Midraszy nie mieli wszakże wątpliwości, że już król Salomon rozgrywał zwycięskie partie ze swoim doradcą Benajahem ben Jehudą. Pochlebne wzmianki o szachach znajdujemy nawet w pismach Majmonidesa i Judy Halewiego. Wiadomo również, iż w roku 1575 pewien rabin z Cremony potępił „wszystkie gry, z wyjątkiem szachów”. Aby w pełni docenić sens tych informacji, należy uprzytomnić sobie, że w wielu krajach chrześcijańskich gry tej okazjonalnie zakazywano, a także, iż zwalczana była przez duchownych (na szczęście nieskutecznie) z uwagi na związany z nią hazard. W późniejszych czasach wspólna namiętność do spędzania wolnych chwil przy szachownicy umocniła przyjaźń Mosesa Mendelssohna z Gottholdem Lessingiem, fundamentalną dla przebiegu Haskali. Matematyk Jakub Einchenbaum, jeden z czołowych przedstawicieli drugiego pokolenia berlińskiej Haskali, poświęcił zmaganiom białych z czarnymi długi poemat zatytułowany Ha keraw (Bitwa).

 

Na ziemiach polskich tłumaczenia traktatów szachowych na hebrajski ukazywały się sporadycznie od XVI wieku. W roku 1809 Zewi Ulri Rubinstein przetłumaczył na hebrajski inny XVII-wieczny podręcznik szachowy Kalabryjczyka Gioacchimo Greco. Podobno do tego właśnie wydania sięgnął w chederze 14-letni Akiba Rubinstein, próbując zgłębić tajniki Caissy. Nie znamy z nazwiska „żydka” (tak u Trembeckiego), warszawskiego mistrza, który udzielił surowej lekcji jakiemuś pyszniącemu się Anglikowi (kto ciekawy szczegółów, niech zajrzy do Gier i zabaw różnych stanów Łukasza Gołębiowskiego z roku 1831). Pierwszy portret w długiej galerii wybitnych szachistów polsko-żydowskich przedstawiać zatem może, z konieczności, dopiero Szymona Winawera (1838-1919), syna Abrahama, zamożnego kupca warszawskiego (spirytus i towary kolonialne) i właściciela kamienic na Nalewkach. Ten bywalec warszawskich kawiarni, grający dotąd wyłącznie towarzysko, objawił się niespodziewanie w roku 1867 jako postać wybitna, zajmując drugie miejsce w wielkim turnieju paryskim (ex aequo ze Steinitzem). Powtórzył ten wyczyn w roku następnym, by odtąd utrzymywać się w gronie najwyżej cenionych mistrzów aż do turnieju londyńskiego w 1883 roku. Życiowy sukces odniósł w 1875 roku w Petersburgu, gromiąc koalicję rosyjskich mistrzów z Czigorinem na czele. „Tygodnik Ilustrowany” zamieszczał szerokie relacje Winawera z turniejów, w których uczestniczył. W teorii szachów pozostawił po sobie atak, kontrgambit i wariację nazwaną od jego imienia, którą rozwinęli później twórczo, z wielkim dla siebie pożytkiem, Botwinnik i Fischer. Warto też pamiętać, iż wziął czynny udział w powstaniu styczniowym, podczas turniejów silnie akcentował swój polski patriotyzm i konsekwentnie odmawiał udziału w turniejach wszechrosyjskich. Jego krewnym był znany przedwojenny literat Bruno Winawer.

 

Na tle europejskim Szymon Winawer nie był bynajmniej prekursorem. Już w pierwszych dekadach wieku wielką sławą okrył się Rabi Aaron Alexandre (1765-1850), wywodzący się z Niemiec, niestrudzony propagator rywalizacji na szachownicach we Francji i Anglii. Przez prawie 40 lat prowadził w Paryżu kawiarnię szachową konkurująca ze słynną Cafe? de la Re?gence, a następnie, w Londynie, pierwszy klub szachowy. Był też autorem pierwszej obszernej encyklopedii debiutów (1837) i najwybitniejszym problemistą epoki. To właśnie powstanie kawiarni i klubów szachowych umożliwiło utalentowanym Żydom, w znacznej części imigrantom z Europy Wschodniej, wejście w świat profesjonalnych szachistów. W połowie XIX wieku do elity należeli m.in. Janos Jakab Loewenthal – uchodźca z Węgier do Stanów Zjednoczonych po wydarzeniach Wiosny Ludów, a potem wieloletni sekretarz i menedżer British Chess Association oraz wydawca specjalistycznych czasopism, Dawid Harrwitz z Niemiec osiadły w Paryżu, oraz protegowany Rotszyldów Ignaz Kolisch (po 1880 baron von Kolisch) z Preszburga, bankier i spekulant giełdowy. Po 1863 roku do uczestników turniejów w Cafe? de la Re?gence dołączył przybyły z Polski Samuel Rosenthal, późniejszy zwycięzca z Paryża w 1880 roku i pogromca w Baden-Baden byłego mistrza świata dra Anderssena. Największą popularność zjednały mu jednak seanse symultanicznej gry na ślepo na wielu szachownicach. W tej ostatniej specjalności przyćmili go dopiero w XX wieku inni wybitni szachiści żydowscy: Gyula Breyer, Miguel Najdorf i George Koltanovsky.

 

Pierwszym mistrzem świata wyznania mojżeszowego był Wilhelm Steinitz (1836-1900), dzierżący to miano w latach 1886-1894, a nieoficjalnie (po pokonaniu Anderssena) już od roku 1866. Ten matematyk z wykształcenia, urodzony w Pradze, reprezentował kolejno barwy Austrii, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Już jako dojrzały szachista, odrzucił grę kombinacyjną na rzecz stworzonego przez siebie od podstaw systemu gry pozycyjnej. Zakładał on, iż sukces końcowy jest efektem kumulacji drobnych korzyści cząstkowych. Potwierdzeniem słuszności tej koncepcji było zwycięstwo nad Janem Zukertortem (urodzonym w Lublinie!), głównym rywalem do tronu mistrzowskiego. Opracowania teoretyczne Steinitza stały się odtąd Biblią dla przynajmniej dwóch kolejnych pokoleń szachistów. Za jego uczniów uważali się m.in. Siegbert Tarrasch, Savielly (Ksawery) Tartakower, Aron Nimzowitsch wywodzący się z Rygi i wreszcie najsłynniejszy z nich wszystkich – Emanuel Lasker (1868-1941) – matematyk i filozof. To właśnie Lasker pozbawił Steinitza tytułu mistrzowskiego w 1894 roku i bronił go przez kolejnych 27 lat. Noga powinęła mu się dopiero w niefortunnym pojedynku z Jose Raulem Capablanką, rozegranym w Hawanie. Urodzony w Barlinku (wówczas Berlinchen), gdzie jego ojciec pełnił podrzędną funkcję w synagodze, Emanuel zapoznał się z szachami przypadkowo w 11 roku życia, podczas wizyty u rodziny w Berlinie. 10 lat później, w okresie studiów w Berlinie, był już mistrzem Niemiec, a po dalszych 5 latach niekwestionowanym liderem światowych rankingów. 78 procent punktów zdobytych przezeń w turniejach, w których uczestniczył w ciągu niezwykle długiej kariery, daje mu także jedną z czołowych pozycji w całej dotychczasowej historii tej gry. Do osiągnięć turniejowych dorzucić także wypada zasługi teoretyczne Laskera, propagującego czysto psychologiczną wizję szachów jako walki umysłów. Odrzucał przy tym wszelkie dogmaty, a zdrowy rozsądek stawiał wyżej niż ścisłą teorię odwołującą się do nauki (w czym celował Tarrasch). Swoim zwolennikom zalecał schodzenie ze ścieżek wydeptanych przez schematyczne teorie debiutów. W przeciwieństwie do wielu swoich poprzedników i następców nie bał się popełniania błędów, bowiem uważał je za organiczną część samej gry, a nie coś, co psuje jej piękno i da się z niej, wysiłkiem woli bądź intelektu, wyrugować. Emanuel Lasker był też niezłym brydżystą, a jako matematyk miał duży wkład w teorię gier oraz teorię rachunku geometrycznego, wykorzystywaną m.in. w dzisiejszych komputerach. Jako filozof polemizował z Albertem Einsteinem, który nota bene napisał wstęp do jednej z jego biografii. Poświęconą mu książkę Borys Wajnsztajn zatytułował zwięźle – Myśliciel i trudno doprawdy odmówić mu racji.

 

Spośród wybitnych polsko-żydowskich szachistów doby Laskera na szczególną uwagę zasługują niewątpliwie Dawid Janowski (1868-1927) i Akiba Rubinstein (1882-1961), dwaj pechowi pretendenci do zaszczytnego tytułu mistrza świata. Ten pierwszy, urodzony w Wołkowysku, ale przez większą część życia związany z Francją (w Cafe? de la Re?gence pojawił się już w końcu roku 1891), objawił swój talent zwycięstwami w Paryżu, Wiedniu i Monte Carlo (gdzie pamiętany jest do dziś, bo całą wygraną sumę przepuścił natychmiast w kasynie). Mimo pojedynczych zwycięstw nad całą światową elitą (m.in. Steinitzem, Laskerem, Capablanką i Alechinem) natura hazardzisty uniemożliwiła mu sukcesy na miarę oczekiwań. Jego niecierpliwa, kapryśna gra odznaczała się finezją i dramatycznym napięciem, toteż często toczone przezeń partie otrzymywały nagrody „za piękno”. W dwumeczu z Laskerem, stoczonym dopiero po upływie 10 lat od chwili, gdy rzucił mistrzowi wyzwanie, i nie był już w najwyższej formie, poniósł druzgocącą porażkę. Zmarł na gruźlicę podczas małego turnieju na Francuskiej Riwierze, choć niekoniecznie w nędzy i opuszczeniu, jak utrzymują niektórzy biografowie.

 

Jeszcze gorzej obszedł się los z Rubinsteinem, być może najbardziej utalentowanym ze wszystkich szachistów pochodzących z ziem polskich. Akiba urodzony w Stawiskach (gubernia łomżyńska) 12 października 1882 roku jako dwunaste, najmłodsze dziecko w ubogiej rodzinie rzemieślniczej, przygotowywany był przez dziadków do studiów talmudycznych, ale kawiarnia szachowa Steinsa odciągnęła go skutecznie od jesziwy w Białymstoku. W tętniącej życiem Łodzi, dokąd przeprowadził się w 1901 roku, znalazł wkrótce odpowiednie dla siebie środowisko. Pod opieką Henryka Salwego już po 4 latach wygrał duży europejski turniej w Barmen, przebijając się do czołówki. W ciągu całej kariery zwyciężył aż w 21 turniejach spośród 61, w których brał udział; w 14 zajmował drugie lokaty. „Rokiem Rubinsteina” nazwano serię jego sukcesów z roku 1912, gdy w 5 wygranych kolejno turniejach, od San Sebastian po Warszawę, pozostawił za sobą najlepszych szachistów świata. Pretendentem do fotela mistrzowskiego stał się łódzki szachista już od roku 1909, po efektownym pokonaniu Laskera w turnieju petersburskim, ale dopiero teraz pod presją międzynarodowej opinii, mistrz zgodził się łaskawie na taki pojedynek. Na przeszkodzie realizacji marzeń stanęła jednak wojna. Rubinstein utracił w niej majątek, zdrowie, a przede wszystkim odporność psychiczną. Po wojnie osiadł w Berlinie, a od roku 1926 w Belgii, pozostając jednak reprezentantem Polski i występując sporadycznie w krajowych mistrzostwach. Siła jego gry nie była już jednak tak wielka jak dawniej. Po olimpiadach szachowych w 1930 i 1931 roku, podczas których bardzo przyczynił się do zdobycia tytułu mistrzowskiego i wicemistrzowskiego przez reprezentantów Polski (wraz z Ksawerym Tartakowerem, Dawidem Przepiórką, Kazimierzem Makarczykim i Paulinem Frydmanem), ujawniła się choroba psychiczna, która zmusiła go do zakończenia kariery. Wojnę przeżył, ukrywając się w brukselskim szpitalu. Zmarł osamotniony w domu starców w 79. roku życia. Rubinstein, nazywany „szachowym Spinozą”, miał ogromne zasługi dla rozwoju teorii debiutów i gry końcowej. Swoich rywali przewyższał ogromnym repertuarem posunięć, który zawdzięczał fenomenalnej pamięci. Do szachów miał podejście estetyczne, przeciwstawne laskerowskiej koncepcji gry jako walki. Uroda partii była dlań ważniejsza od zwycięstw. Na jednym z łódzkich turniejów w roku 1917 swoje umiejętności w pojedynku z Rubinsteinem miał okazję sprawdzić sześcioletni Szmulek Rzeszewski, „cudowne dziecko” z Ozorkowa. Po latach jako Samuel Reshevsky zapoczątkował odrodzenie szachów amerykańskich. Nim jednak przy szachownicy pojawił się młodziutki Bobby Fischer, przez turnieje i mecze rangi mistrzowskiej przewinęła się plejada wybitnych szachistów pochodzenia żydowskiego.

 

Wymienienie ich wszystkich, choćby tylko tych, którzy związali swe kariery z ZSRS, zabrałoby niestety zbyt wiele miejsca. Dlatego wypada ograniczyć się tutaj do mistrzów świata i bezpośrednich pretendentów do tego tytułu. Spośród pretendentów wspomnijmy więc o Salo Flohrze z Czechosłowacji (a potem ZSRS), któremu walkę o tytuł z Alechinem uniemożliwił rozpad ojczyzny, o Izaaku Bolesławskim, Dawidzie Bronsteinie oraz, trochę później, Jefimie Gellerze czy Wiktorze Korcznoju, którego zmagania z Karpowem i KGB starsi z czytelników być może jeszcze pamiętają.

 

Opuszczony przez Alechina fotel mistrzowski zajął w roku 1948 urodzony w 1911 r. koło Kuokkala, ale związany głównie z Leningradem, dr inż. Michaił Botwinnik, syn Mojżesza Botwinnika, technika dentystycznego. Ten wychowanek Pałacu Pionierów, gdzie dopiero w 12. roku życia miał okazję zapoznać się z szachami, czynił błyskawiczne postępy. Już w roku 1927 jako szesnastolatek zajął doskonałe 5. miejsce, debiutując w Mistrzostwach ZSRS.W odróżnieniu od swoich zagranicznych rywali karierę zawodniczą potrafił łączyć z nauką i pracą zawodową (choć nie dorównywał pod tym względem profesorowi matematyki i, mimo tytułu mistrza świata 1935-1937, posiadającemu status amatora Holendrowi Machglisowi Euwe). Uważany za następcę Alechina od błyskotliwego sukcesu w wielkim turnieju moskiewskim z 1935 roku, wskutek wojny i zawirowań politycznych otrzymał i wykorzystał swą szansę dopiero po 13 latach. W okresie swej dominacji Botwinnik, wspierany przez sowiecką federację szachową i władze państwowe, miał ułatwione zadanie w pojedynkach o obronę tytułu z młodymi i „niepewnymi politycznie” krajowymi rywalami, silniej niż on akcentującymi swoje żydowskie korzenie. Dopiero w późno wydanej autobiografii mistrz zdecydował się ujawnić fakty, świadczące o presji politycznej, jakiej sam był poddawany i kłopotach stwarzanych mu ze względu na „złe pochodzenie”. W roku 1960 oddał na krótko prymat brawurowo grającemu Michaiłowi Talowi z Rygi (ur. 1936), który okazał się później najskuteczniejszym z sowieckich szachistów w rywalizacji z Fischerem. Botwinnik był graczem niezwykle wszechstronnym, znakomicie przygotowanym teoretycznie, ale wystrzegającym się przecierania nowych szlaków. Pod tym względem przewyższał go nie tylko Tal, ale i Borys Spasski (ur. 1937), kolejny mistrz świata o żydowskich korzeniach.

 

Spasski, pochodzący z rozwiedzionej rodziny leningradzkiej (matka Żydówka), był, tak jak Botwinnik, wychowankiem Pałacu Pionierów. Tytuł mistrzowski wywalczył w drugim podejściu, pokonując w roku 1969 Tigrana Petrosjana, Ormianina w barwach ZSRS, ale wyłoniony z turnieju pretendentów rywal w postaci Bobby’ego Fischera odebrał mu go bez trudności po 3 latach. Wkrótce Spasski, rozżalony na rodzimą federację za jawne faworyzowanie młodego Toli Karpowa i represje, jakie spotkały go za utratę tytułu na rzecz Amerykanina, zamieszkał we Francji, stając się jednym z pierwszych dysydentów sportowych. Na początku lat 90. przypomniał o sobie staczając 15-rundowy przegrany mecz z powracającym do aktywności Fischerem.

 

Ostatnim kontynuatorem wielkiej tradycji, zapoczątkowanej przez Botwinnika, był w ZSRS startujący z powodzeniem do dziś Garry Kasparow (ur. w 1963 r. jako Harry Weinstein – po ojcu), pogromca Karpowa, osiągający w rankingach najwyższe w historii wskaźniki punktowe. Poza wspaniałą serią zwycięstw Kasparow pochwalić się może także wieloma nowinkami teoretycznymi wprowadzonymi „do obiegu”. Na sam koniec pozostawiliśmy sylwetkę bodaj najsławniejszą – wielokrotnie już wspominanego Roberta Fischera (ur. w 1943 r. w Chicago). Otrzymany w prezencie na szóste urodziny komplet szachów przesądził o całej jego drodze życiowej. Już jako czternastoletni chłopiec wywalczył pierwszy tytuł mistrza Stanów Zjednoczonych (seniorów!), pokonując Reshevsky’ego. Rok później potrafił się przebić do wąskiego grona pretendentów do uczestnictwa w walce o szachową koronę. Od roku 1959 był już profesjonalnym graczem światowej czołówki, dyktującym organizatorom turniejów coraz wyższe żądania finansowe. W zamian zapewniał pełną widownię reagującą histerycznie na jego błyskotliwe i nowatorskie zagrania. Dziennikarzy fascynował swoimi dziwactwami (m.in. przynależnością do fundamentalistycznej World Church of God, zakazującej gry w szabat) oraz obsesjami, którym dawał swobodny wyraz w wywiadach. Początkowe niepowodzenia w rywalizacji z szachistami radzieckimi tłumaczył zmową obejmującą również działaczy FIDE. Dopiero seria miażdżących zwycięstw w trzecim kolejnym cyklu wyłaniającym pretendenta utorowała mu w roku 1972 drogę do bezpośredniego meczu ze Spasskim i upragnionego tytułu mistrza świata. Cieszył się nim tylko 3 lata, bowiem FIDE odrzuciła wygórowane warunki, jakie postawił kolejnym pretendentom. W konsekwencji najlepszy we wszystkich klasyfikacjach szachista świata znikł na wiele lat z oczu opinii publicznej. Na początku lat 90. zamieszkał w Budapeszcie, przeplatając skromną aktywność szachową z wystąpieniami politycznymi o silnie antyamerykańskiej i antyizraelskiej wymowie. Choć daleko mu dziś do dawnego poziomu, 744 partie, jakie rozegrał do roku 1973, zapewniły mu już dawno miejsce w szachowym Panteonie – obok Morphy’ego, Laskera i Capablanki. Nie można także zapominać o zasługach genialnego Amerykanina w zapewnieniu szachom wyższej rangi i, tym samym, wyższych nagród dla najlepszych graczy. Pod tym względem, jak i pod wieloma innymi, historia szachów dzieli się na dwa zasadnicze okresy: przed Fischerem i po nim.

 

Choć zabrakło miejsca na prezentację żydowskich szachistek oraz mistrzów dzisiejszych, a temat niezwykłej popularności szachów wśród mas żydowskich nie został w ogóle poruszony, przytoczone fakty dają podstawę do ostrożnej sugestii, iż nie tyle szczególne uzdolnienia do szachów, co cechy samej gry przesądzały o szerokim i trwałym zainteresowaniu nią wielu grup społeczności żydowskiej. Mogłoby to oznaczać, że ta szachowa pasja ujawniać się będzie również w kolejnych pokoleniach, niezależnie od zmiennych historycznie okoliczności, w jakich wypadnie im żyć. Poszukiwanie najlepszej z wielu możliwych kontynuacji przy wyraźnie sprecyzowanych regułach gry nie jest przecież dla ludzi podchodzących do życia z powagą li tylko intelektualną rozrywką.

wrz
30

Kontynuacja odcinka 37

Jerzy Putrament w okresie swej prezesury (1963 – 1973) uczynił wiele dobrego dla popularyzacji sportu szachowego w Polsce. Sam byłem świadkiem kilku jego występów w telewizji, w czasie których mówił o szachach.

Na żywo zobaczyłem sławnego pisarza raz w Warszawie w trakcie Walnego Zjazdu Polskiego Związku Szachowego (21 kwietnia 1968 r.), o czym pisałem w odcinku 23.

Prezes Jerzy Putrament cieszył się w naszym środowisku dużym szacunkiem, ponieważ był znaną postacią w Polsce i popularyzował szachy w mediach. Z tego co pamiętam, to mówiono o nim tylko pozytywnie. Był bardzo wyrozumiały i w porównaniu z niektórymi współczesnymi działaczami,  potrafił wysłuchać każdego i nie dzielił szachistów na tych „niesfornych” i „komplemenciarzy”.

Załączam jego artykuł „Szachy – sport młodych”, który był opublikowany w „Standarze Młodych” (daty nie znam) i wywołał duże zainteresowanie królewską grą, o której zaczęto pisać więcej w aspekcie pozytywnym. Komentarz był taki, że szachami zaczęli się interesować nawet publicyści, którzy nigdy nimi się nie zajmowali i nie dostrzegali w nich pierwiastka sportowego.

Dlatego Polski Związek Szachowy zdecydował się na jego rozpowszechnienie prostą techniką w klubach i sekcjach szachowych na terenie całego kraju.

Ten tekst znalazłem w koszu na śmieci w klubie OKO Caissa Bydgoszcz, którego byłem wtedy członkiem. To było w lipcu 1964 roku. Oczywiście uchroniłem tę publikację od zniszczenia. Ciekawe, czy ktoś w Polsce posiada jeszcze to w swoim archiwum?

maj
20

Kontynuacja odcinka 62

Zdjęcie przedstawia czwórkę znakomitych arcymistrzów, którzy w swoim czasie zaliczali się do ścisłej czołówki światowej.  Miałem okazję poznać ich wszystkich osobiście.

Wspomnienia o spotkaniu z Wasylijem Smysłowem.

Był to 13 sierpnia 1966 roku w Polanicy Zdroju. W tym dniu rozpoczęły się mistrzostwa Polski juniorów. Szedłem z kolegami na I rundę, gdy nagle ktoś krzyknął: Smysłow idzie! Spojrzeliśmy w kierunku wskazanym przez kolegę. Rzeczywiście w oddali rozpoznaliśmy znaną nam z pism szachowych sylwetkę byłego mistrza świata. Spacerował z kobietą. Później okazało się, że Smysłow przyjechał z żoną.

Graliśmy tylko parę kroków od głównej sali turniejowej. Często więc w trakcie partii wyskakiwaliśmy na drugą stronę, aby obejrzeć w akcji wielkiego arcymistrza. Miałem raz nawet okazję go obserwować z bliska przez całą partię. Dyrektor turnieju Jerzy Arłamowski zaproponował kilku juniorom demonstrowanie partii. W tej grupie znalazłem się i ja. Pokazywałem partię Smysłowa ze Śliwą, która została uznana później za najpiękniejszą w turnieju oraz Bednarskiego z Węgrem Lengyelem. Smysłow zaskoczył mnie niesamowitym spokojem. Siedział prawie całą partię przy swojej szachownicy i nie interesowały go inne pojedynki: zupełne przeciwieństwo do jednego z naszych mistrzów, który po każdym wykonanym ruchu biegał bez sensu pomiędzy stolikami.

Smysłow był w Polanicy bezkonkurencyjny i wygrał turniej wynikiem 11 pkt. z 14 partii (bez porażki) przed Lengyelem 9 pkt. i Liebertem 9 pkt. Najlepszy z Polaków Doda był szósty. W dniu wolnym od gry Smysłow rozegrał symultanę na 30 szachownicach. Było tak duże zainteresowanie, że z trudem udało się mi zarezerwować jeden stolik. Grałem wspólnie z kolegami, uczestnikami mistrzostw Polski, Janem Górskim z Gdańska i Michałem Fabianowskim, który w tym czasie reprezentował barwy Łodzi. Po bardzo ostrej grze udało się nam osiągnąć remis. Niestety nie zachowała się notacja tej partii.

W dniach 15-19 stycznia 1980 roku doszło w Warszawie do towarzyskiego spotkania Warszawa-Moskwa. Impreza odbyła się w tzw. Małej Auli Politechniki w Gmachu Głównym na obecnym Placu Politechniki, dawniej Placu Jedności. Smysłow grał na pierwszej szachownicy przeciwko Schmidtowi. Padł wynik remisowy 1,5-1,5 (1+, 1-, 1=), co uznano za wielki wyczyn naszego arcymistrza. Mecz wygrała wysoko Moskwa w stosunku 16-8. Jako trener kadry mogłem nie tylko z bliska obserwować zmagania na szachownicy, ale także brać udział w różnych spotkaniach towarzyskich. Dzięki temu nadarzyła się okazja do bezpośednich rozmów ze Smysłowem, który okazał się bardzo życzliwą osobą. Zadawałem wiele pytań, na które były mistrz świata ze stoickim spokojem odpowiadał.

W trakcie jednej kolacji w restauracji „Dzik” na rogu ulic Poznańskiej i Nowogrodzkiej, ktoś nagle krzyknął po rosyjsku: Wasja, zaśpiewaj. Oczywiście wiedziałem, że Smysłow ma piękny głos i że śpiewa. Ale nigdy nie miałem okazji tego przeżyć osobiście. Dopiero tego wieczoru na własne uszy usłyszałem dwie pieśni w wykonaniu arcymistrza. Dostał wielkie brawa, nie tylko od szachistów. Zasłużone, bo występ był rzeczywiście efektowny.

Holandia jest znana z organizacji wielu znakomitych imprez szachowych. W latach 80-tych minionego stulecia wyróżniał się Tilburg, gdzie odbywały się silne turnieje arcymistrzowskie. Jeździłem tam co roku, gdyż z Dortmundu jest to około 2 godziny jazdy samochodem. W 1982 roku byłem tam z dyrektorem dortmundzkiego turnieju Klausem Neumannem, który podpisywał na miejscu umowy z pewnymi zawodnikami. Spotkałem tam też Smysłowa, z którym zamieniłem kilka zdań.

Znakomity arcymistrz zawitał do Dortmundu w 1986 roku. Jednak w wieku 65 lat trudno jest już grać z młodymi zawodnikami. Smysłow zajął ostatecznie dziewiąte miejsce na 12 uczestników. Oczywiście było wiele okazji do rozmów z nim. Smysłow bardzo chętnie ze mną dyskutował na różne tematy szachowe. Miałem wrażenie, że niezbyt swojsko czuł się w młodym towarzystwie.

Pewnego razu przyniosłem ze sobą płytę pt. „Arcymistrz Wasyli Smysłow śpiewa”. Została ona nagrana wraz z chórem „La Renaissance” w Tilburgu. Otrzymałem ją w 1984 roku od organizatorów turnieju. Poprosiłem arcymistrza o autograf. Nagle zainteresowały się płytą inne osoby biorące udział w biesiadzie. Poprosiłem więc Smysłowa, aby zaśpiewał. Wykonał jedną piosenkę o Wołdze, która jest zresztą na płycie. Można ją posłuchać tutaj: Link.

 

 

sty
10

Zapraszam wszystkich Internautów na bardzo ciekawy blog szachowy Szachy po godzinach, który zajmuje się szerokim spektrum zagadnień królewskiej gry dla amatorów.

Serdecznie polecam!

Wczoraj ukazał się wywiad ze mną. Zamieszczam jego obszerny fragment: link.

Szachy Po Godzinach: Ma Pan ogromne doświadczenie jako zawodnik, trener, publicysta i promotor szachów. Co Pan najbardziej lubi w szachach?

Jerzy Konikowski: Piękno szachów, czyli efektowne pojedynki, kombinacje oraz taktyczne zadania szachowe, przede wszystkim studia.

SPG: Współcześnie trenowanie szachów, nawet na amatorskim poziomie, jest znacznie łatwiejsze niż w przeszłości. Dzięki technologii mamy mnóstwo możliwości rozwijania umiejętności gry w szachy. Jak z Pańskiej perspektywy wpływa to na poziom szachów i zrozumienie gry. Czy faktycznie wielu zawodników „wkuwa” na pamięć debiuty licząc na zaskoczenie rywala? Czy znacząca rola komputerów faktycznie doprowadzi do sytuacji, którą przepowiadał Capablanca, że „szachy umrą na remis”?

Czy szachy umrą na remis – sprawdź co mówi o tym statystyka!

JK: Z tym się zgadzam. Dzięki komputerom mamy łatwy dostęp do różnych programów szkoleniowych, które mogą pomóc w doskonaleniu kwalifikacji zawodników. Znam jednak sporo szachistów w Niemczech, którzy „wychowali” się na takich materiałach i wielkich postępów w grze nie zrobili. Eksperci twierdzą bowiem, że tylko dzięki dobrej literaturze fachowej można poznać w prawidłowy sposób tajniki strategii i taktyki szachów. Szachista powinien dotykać w trakcie treningu figury i czuć ich „moc” oraz „przeniknąć w atmosferę”analizowanych partii. Tego praca z komputerem nie odda w pełni.

W takim razie jakie metody szkoleniowe poleca Pan szachistom?

JK: Osobiście polecam połączenie tych dwóch metod szkoleniowych. Wkuwanie debiutów na pamięć nie przyniesie oczekiwanych efektów sportowych. Otwarcia należy poznawać  na bazie całych partii. Tą problematyką zająłem się obszerniej w książce „Szachy dla przyszłych mistrzów” (Wydawnictwo RM 2015). Uważam, że nie grozi nam żadna „śmierć remisowa”. Problem istnieje tylko w imprezach wysokiej rangi, gdzie poziom jest bardzo wyrównany. Ilustracją tego był mecz o mistrzostwo świata  Carlsen-Caruana w Londynie 2018. FIDE powinno coś zrobić, aby bardziej uatrakcyjnić te ważne wydarzenia. Mecz w Londynie był w sumie ciekawy. Rozegrano wiele interesujących i ważnych dla teorii debiutów partii, mimo że w szachach klasycznych był wynik remisowy. Analizowałem dokładnie wszystkie pojedynki, gdyż z kolegą napisałem książkę meczową, która ukazała się w Niemczech, także w wersji angielskiej.

SPG: Szachy zyskują popularność, coraz więcej ludzi interesuje się królewską grą – program PZSzach „Szachy w szkole”, opcje gry w internecie, ostatnie sukcesy reprezentacji. W tej sytuacji amatorzy będą coraz częściej stawiać pytanie jak trenować, zwłaszcza jeśli brakuje czasu. Na jakie elementy zwrócić uwagę (debiuty, taktyka, gra pozycyjna, końcówki, analiza partii, etc.) – w internecie często pada rada, że do III kategorii głównie trzeba trenować taktykę – to prawda czy mit?

JK: Arcymistrz Jan Krzysztof Duda powiedział niedawno w telewizji TVN: „Na najwyższym poziomie zawodnicy trenują głównie debiuty; szukają nowych idei, aby zaskoczyć przeciwnika”! I to jest stu procentowa racja. Tak trenują zawodowcy. Ale amatorzy nie mają wiele czasu na samoszkolenie i zajmowanie się dynamicznym rozwojem teorii debiutów. Bez poprawnej fazy początkowej nie można jednak liczyć na jakieś sukcesy. A chyba nawet amatorzy mają jakieś ambicje sportowe i chcą wygrywać partie oraz odnosić sukcesy turniejowe.

Oczywiście, ambicje mamy, ale możliwości już mniejsze. Na czym w takim razie warto się skupić?

JK: Wniosek jest jasny: trzeba mieć dobre opracowane stadium debiutowe. Jako trener zwracałem wielką uwagę na ten problem i zachęcałem swych podopiecznych trenowania w tym kierunku. Opracowywałem dla nich materiały debiutowe pasujące do ich stylu gry. Pisałem też artykuły, aby w ten sposób pomóc większej rzeszy szachistów. W 2017 roku ukazała się moja książka „Atak królewsko-indyjski” (Wydawnictwo RM). Pomyślana jest jako repertuar dla białych po 1.e4. Wydawnictwo Penelopa wydało też moje „Ciekawostki Debiutowe” część 1 i 2, które są przeznaczone dla amatorów. Jeszcze w tym roku powinna ukazać się w wydawnictwie RM książka repertuarowa dla czarnych pt. „Obrona skandynawska”. Jestem więc propagatorem debiutów, które są podstawą współczesnych szachów!

Co w takim razie z taktyką szachową, o której wszyscy tyle mówią?

JK: Oczywiście taktyka jest bardzo istotna i trzeba znać najważniejsze motywy kombinacyjne. W czasie mojej wieloletniej pracy trenerskiej zebrałem wiele materiałów, które potem publikowałem w książkach, także w polskich wydawnictwach. W pracy „Szybkie zwycięstwa” (RM 2009) połączyłem wiedzę z teorii debiutów z taktycznymi motywami i to wykonałem w formie testów. Trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że studiując otwarcia poznajemy różne pozycje z gry środkowej, struktury pionkowe i plany gry, co ułatwia nam rozgrywanie swoich pojedynków.

A jak w to wszytko wpisują się końcówki?

JK: W trakcie głębokich analiz jakiś wariantów debiutowych poznajemy też końcówki, które są powiązane z danymi otwarciami. Oczywiście nie należy lekceważyć osobno gry końcowej i dlatego w samoszkoleniu trzeba poznać elementarną wiedzę w tym zakresie. Natomiast technikę gry w tej fazie partii wytrenujemy we własnej praktyce turniejowej. Pomocą mogą być też specjalistyczne książki. Sam wydałem w Polsce kilka takich książek w formie testów.

SPG: Wiele osób początkujących i uczących się samodzielnie tworzy ambitne plany treningowe – codziennie XY zadań z taktyki, YZ partii tygodniowo, teoria, etc. W praktyce okazuje się, że albo brakuje czasu, albo szybko następuje zmęczenie materiału (głowa nie pracuje na najwyższych obrotach), porażki i spadek motywacji. Jak często trenować, żeby się nie przetrenować i zachować radość z szachów – czy zależy to od indywidualnych predyspozycji czy może jest uniwersalna zasada?

JK: Oczywiście systematyczna praca według określonych planów treningowych ma sens, ale nie każdy ma czas na takie regularne zajmowanie się szachami. Typowy amator pracuje przecież zawodowo, ma rodzinę i inne obowiązki. Powinien więc trenować w wolnym czasie i aby mieć przyjemność z tego zajęcia.

SPG: Jak często rozgrywać partie, na jakim dystansie czasowym? (w naszych realiach początkujących amatorów b.k. V, IV kategoria) często jest to internet.

JK: Wtedy kiedy ma się czas. Tempo gry zależy od sytuacji. W treningu, np. w Internecie można ustalić sobie różne dystanse czasowe oraz poziomy gry. Tutaj można elastycznie podchodzić do tej kwestii. Osobiście dużo skorzystałem z gry korespondencyjnej drogą pocztową i emailową. Dzięki temu mogłem wypróbować wiele interesujących idei debiutowych i poprawić technikę gry. Polecam tę formę doskonalenia swych kwalifikacji szachowych.

SPG: Jaki jest Pańskim zdaniem najbardziej niedoceniany element szachów na amatorskim poziomie? Na co internetowi amatorzy powinni zwrócić uwagę (np. więcej taktyki, lepsze zrozumienie gry środkowej, końcówki, tworzenie planów, etc.)

JK: Jak już wcześnie powiedziałem najważniejszy jest otwarcie. Bez znajomości tej fazy gry i optymalnie opracowanego repertuaru nie ma większych szans na odnoszenie sukcesów, nawet w środowisku amatorów. Sam jako trener propagowałem wśród moich podopiecznych taką teorię: „Studiuj otwarcia, a w grze środkowej i końcówce dasz sobie jakoś radę”. Oczywiście to jest taka ogólna rada dla tych, którzy mają ograniczone możliwości czasowe. Lepiej jest trenować wszystkie stadia partii, ale przecież amator nie zawsze ma takie możliwości. Natomiast praca analityczna z debiutami jest twórcza  i pomaga rozwinąć wiele pozytywnych cech i umiejętności, takich jak technikę w szukaniu nowych dróg. Umożliwia poznawanie nowych pozycji w grze środkowej i nawet analizę różnych typów końcówek.

SPG: Czy można się nauczyć grać przyzwoicie w szachy samodzielnie czy lepiej poszukać trenera? Pomijam kwestie, że w średnim wieku, pracując zawodowo, etc. drugim Radkiem Wojtaszkiem nie zostanę, ale mam ambicję ciągłego rozwoju.  

JK: Doświadczony trener może pomóc w opracowaniu repertuaru debiutowego. Może dać wiele pożytecznych rad, zaproponować odpowiednią literaturę szachową itd. Obecnie jest bardzo dużo wartościowych książek po polsku, z których można się wiele nauczyć. Można więc śmiało samodzielnie studiować szachy. W Internecie można znaleźć też wiele pouczających materiałów do samoszkolenia.

SPG: Na koniec kwestia, o której mówi się coraz częściej – kondycja fizyczna w szachach. Czy doradza Pan szachistom uprawienie innych dyscyplin, np. biegania? 

JK: W młodym wieku, obok szachów, grałem też w piłkę nożną, ręczną, koszykówkę i biegałem. Takie jest ogólne zalecenie, aby utrzymać formę w szachach, trzeba dodatkowo uprawiać jakiś sport ruchowy. Od kilku lat wchodzą u mnie w grę tylko spacery.

SPG: Na tym zakończę już dzisiejszą rozmowę. Przy okazji życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

JK: Dziękuję i również wszystkiego dobrego. Wszystkim szachistom amatorom życzę wytrwałości w treningach i sukcesów przy szachownicy w 2019 roku.

 

 

lis
23

Zrozumieć Goldchess

Co wnosi Goldchess do światowych szachów? Nową ideę i nową drogę rozwoju. Może nie do końca tak nową, bo prekursorem był już na przykład mistrz świata Tal, który pokazał –nową drogę. Wprawdzie był różnie oceniany, niektórzy rosyjscy arcymistrzowie, a nawet mistrzowie świata nazywali go czarodziejem-oszustem, wykazując po partiach niepoprawność jego poświęceń i szachowych kombinacji. Nie kwestionuję tego, jakiś procent niepoprawnych, czyli do obrony, na pewno był, niemniej Tal wskazał –nową drogę i co ważne, dodał szachom uroku. Podobnie jest z Goldchess, dajemy szachom multum piękna, pięknych partii oraz wskazujemy prawdziwą drogę rozwoju.

Przejdźmy do dzisiejszej rzeczywistości, meczu o mistrzostwo świata Carlsen – Caruana. Piszę to w momencie po 8 remisowych partiach meczu. W Goldchess w każdej z tych partii znaleźliśmy drogę do wygranej. Dlaczego więc są tylko remisy? Bo obaj kandydaci grają zachowawczo, grają szachy na poziomie szachowej poprawności, a nie na poziomie mistrzów świata. Posłużę się przykładem. W 7 partii  znaleźliśmy 7 błyskotliwych matów. Czyli, można. W partii drugiej, w pozycji po 13 ruchach. Carlsen gra tu 14.a4, co jest ledwie poprawnością na poziomie amatorskim, a nie na poziomie mistrza świata. Programy szachowe Stockfish, Houdini i Fritz, wskazują w tej pozycji jako „najsilniejsze” ruchy właśnie 14.a4, oraz 14.cd5, 14.S:d4. Fritz pokazuje więcej, bo aż 6 ruchów, jednak żaden z nich nie pokazuje ruchu Goldchess, który prowadzi do mata w 25 ruchu i wygranej w 22. Z naszym amatorskim, edukacyjnym programem oczywiście. I, co najważniejsze, test ze Stockfishem nie potwierdza że 14.a4 to najsilniejszy ruch w tej pozycji. W naszym teście, grając 14.a4  przeciwko naszemu komputerowi, wygrywa on dopiero w 35 ruchu. Podważa to wiarygodność „najsilniejszego ruchu” wskazywanego przez te programy. Należy bowiem przyjąć, że najsilniejsze ruchy to takie, które prowadzą do najszybszego mata czy wygranej. Nasz ruch prowadzi do wygranej w 22, ruch Stockfisha do wygranej w 35 ruchu. Z tym samym przeciwnikiem, naszym komputerem.
Jeszcze mały komentarz. Ruch 14.a4 ma na celu doraźną obronę pionka a3. Ale, czy warto, czy to jest szachowe, sensu stricto??? Nie. Jeśli nie bronimy tego pionka, czarne angażują w zdobycie go 2 figury, najważniejszą, hetmana, oraz gońca, a białe zyskują w tym czasie 2 tempa! I to jest poprawne szachowe myślenie i droga.

Podsumowując, Goldchess podwyższa poprzeczkę, uczy jak grać nowoczesne szachy, dzięki czemu każdy szachista poznając i opanowując nasze techniki, podniesie swój poziom. Natomiast ci najlepsi… Szachista z topu, który przyswoi sobie techniki Goldchess, zasiądzie na tronie szachowym na długie lata i będzie niepokonany może nawet dłużej niż Capablanka.

Chcecie poznać Goldchess? Zapraszamy, wstęp wolny.
www.goldchess.com
ps. Młody szachista z Armenii wskazał w tej pozycji kolejny ruch, inny od naszego i inny od pokazywanych przez te 3 programy i osiągnął mata w 22 ruchu! Wniosek jest jeden. Stockfish, Houdini i Fritz grają szachy, których czas już się skończył. Finalnym potwierdzeniem naszej oceny jest wynik meczu Alpha 0 vs Stockfish, 100:0. Goldchess… początek nowej ery.

Partie do wglądu (trzeba pobrać) na: http://www.goldchess.com/pl/other/winnerslist.html

Zapraszamy.

(Artykuł opracowany przez Goldchess.)

sie
22

Kontynuacja odcinka 159

Zgodnie z moim zrozumieniem szachów (otwarcie, gra środkowa i końcówka), pracowałem dalej nad ulepszeniem swojego repertuaru debiutowego. Stwierdziłem postęp w grze normalnej i błyskawicznej. W eliminacjach do I ligi w Białymstoku, grając z silniejszymi od siebie przeciwnikami, wygrałem dwie partie, dwie zremisowałem i przegrałem tylko z aktualnym wicemistrzem Polski Kazimierzem Marcinkowskim. Za ten wynik przyznano mi III kategorię. Rezerwowy Jerzy Lewi nie zagrał w żadnym meczu.

Niestety popełniłem duży błąd: zamiast dalej intensywnie trenować praktyczne szachy, wiele czasu poświęciłem kompozycji szachowej.

Zadebiutowałem dwuchodówką w miesięczniku Szachy (kwiecień 1962).

Mat w 2 posunięciach

Rozwiązanie: 1.Hh6! grozi 2.He6#
1…W8xd5 2.Hd6#
1…W3xd5 2.Gb2#
1…Sxd5 2.Gf4#
1…Gxd5 2.Sc6#
1…Hxd5 2.We4#

Tematem zadania jest pięć związań na polu d5.

W tym samym roku 7 moich utworów otrzymało odznaczenia na konkursach międzynarodowych, w tym dwie nagrody. To było dodatkowym bodźcem, aby się intensywniej zająć tą dziedziną szachów. W następnych latach opublikowałem wiele zadań, z których spora część otrzymała wyróżnienia i nagrody. Wtedy kompozycja tak mnie fascynowała, że poświęcałem jej więcej czasu, niż przygotowaniem się do turniejów. Długo nie mogłem podjąć decyzji, czym będę się więcej zajmować? Ostatecznie zostałem jednak przy grze.

Zajmowanie się problemistyką miało jednak pewne plusy szkoleniowe. Rozwijałem bowiem zmysł kombinacyjny, trenowałem technikę analizy końcówek oraz technikę liczenia wariantów. Swoje doświadczenia na tym polu opisałem w książce „Kompozycja w treningu szachisty” (Biblioteka Penelopy, Warszawa 2004).

Jako problemista opublikowałem około 400 zadań, z czego przeszło 100 zostało wyróżnionych na konkursach międzynarodowych.

W specjalistycznych Albumach FIDE (zbiorach najlepszych zadań świata) znalazło się moich 8 utworów. W Mistrzostwach Polski w Kompozycji wywalczyłem 5 medali: w dziale dwuchodówek raz zdobyłem srebrny medal (1967-1970), dwukrotnie brąz (1965-1966 i 1971-1973) i w dziale samomatów (1967-1970) uzyskałem srebro, a w dziale matów pomocniczych (1965-1970) otrzymałem brązowy krążek: link.

W 1974 roku nadano mi tytuł mistrza krajowego w kompozycji szachowej.

W 1993 roku ukazała się w Krakowie broszurka „25 kompozycji szachowych autorów krakowskich”. Znalazło się w niej 7 moich zadań.

Niestety układaniem zadań zaniedbałem samoszkolenie w grze praktycznej. Dlatego już jako trener zwracałem później uwagę moim podopiecznym na tę kwestię.

Szachista z ambicjami sportowymi powinien pracować przede wszystkim nad udoskonaleniem własnej gry, a nie zajmować się jakimiś innymi sprawami.

Zatem przestrzegałem młodych i zdolnych zawodników, aby nie tracili drogocennego czasu na „pisarstwo” w Internecie, prowadzenie blogów, redagowanie pism szachowych, zajmowanie się szkoleniem innych itd.

W swoich radach kładłem akcent na to, że zawodnik z planami odnoszenia znaczących sukcesów na arenie międzynarodowej powinien poświęcać samoszkoleniu jak najwięcej czasu.

Podkreślałem też znaczenie fazy debiutowej we współczesnych szachach. Aby być wiarygodnym, publikowałem nieraz w fachowej prasie krajowej przegrane partie naszej czołówki, aby  praktycznie ilustrować braki szkoleniowe.

 

gru
11

Kontynuacja odcinka 94

Można zgodzić się z Jackiem Bielczykiem, że „wiedza jest porozrzucana“, ale mamy po polsku wiele wartościowych książek. Praktycznie nie potrzeba sięgać po lekturę w obcych językach, szczególnie gdy się je nie zna.

Szanujmy naszą kulturę i studiujmy fachową literaturę w polskim języku!

Przedstawię teraz Państwu kilka ciekawych tytułów, które powinno się znać.

Max Euwe: Ocena pozycji i planowanie, RM 2007: link.

Piąty mistrz świata Max Euwe (1935-1937) był znakomitym teoretykiem teorii debiutów oraz autorem wielu świetnych książek obejmujących wszystkie stadia gry. Przestudiowałem wszystkie jego dzieła po  niemiecku. Szkoda, że tylko jedna jego książka została przetłumaczona na polski. Zasadniczym celem tej pracy jest udzielenie szachistom generalnych wskazań, dotyczących kontynuowania partii od momentu, w którym kończy się teoria debiutowa. Czytelnik zapozna się z ogólnymi problemami gry pozycyjnej i taktycznej.

Vladimir Vukovic: Sztuka ataku, RM 2005: link.

Autor w swej pracy odkrywa tajniki ataku na króla. Każdy, który przestudiuje tę książkę podniesie swe kwalifikacje w zakresie gry taktycznej.

Lew Poługajewski i Jakow Damski: Sztuka obrony, RM 2005: link.

Podręcznik wyjaśnia podstawy gry obronnej.

Aleksander Bielawski i Adrian Michalczyszyn: Nowoczesne końcówki, RM 2004: link.

Czytelnik po przestudiowaniu tego poradnika, nauczy się różnych technik prowadzenia gry końcowej.

Wydawnictwo RM ma w swoim dorobku wydawniczym wiele świetnych książek, których przestudiowanie przyczyni się do podniesienia kwalifikacji szachistek i szachistów wszystkich klas. Wystarczy wejść na stronę RM, aby zapoznać się z bogatym programem fachowych tytułów: link.

Pod choinkę proponuję zakup klasyki literatury szachowej: Dawid Bronstein, Międzynarodowy turniej arcymistrzów 1953.

Moja ocena książki:

Klasyka literatury światowej po polsku!

Na ten moment czekaliśmy wiele lat. W listopadzie 2008 roku – dzięki wydawnictwu RM i redaktora działu szachowego Tomasza Zajbta światło dzienne ujrzała znakomita księga turniejowa Dawida Bronsteina Międzynarodowy turniej arcymistrzów (Neuhausen-Zurych 1953), której pierwsze wydanie ukazało się po rosyjsku w 1956 roku. Ta klasyczna pozycja literatury szachowej, opublikowana w wielu edycjach i licznych językach, została wreszcie udostępniona czytelnikowi polskiemu w języku rodzinnym.

Pamiętam czasy, gdy jako młody szachista studiowałem dzieło Bronsteina. Mimo dobrej znajomości języka rosyjskiego, zrozumienie niektórych komentarzy sprawiało mi nieraz problemy. Pomyślałem wtedy: „Jak to dobrze byłoby studiować tę książkę po polsku”. I doczekaliśmy się tego! Obecnie jest to szczególnie istotne, ponieważ młodzież polska raczej nie zna języka rosyjskiego.

Jakie są walory książki Bronsteina?

1. Opowiada barwnie o turnieju pretendentów do tytułu mistrza świata, który odbył się w bardzo silnej obsadzie. Grali w nim przyszli mistrzowie globu Smysłow i Petrosjan oraz były Euwe. Inne nazwiska uczestników: Keres, Geller, Bronstein, Tajmanow, Kotow, Bolesławski, Awerbach, Najdorf, Reshevsky, Gligoric, Szabo i Stahlberg mówią same za siebie.

2. Rozegrano wiele znakomitych partii, które do dnia dzisiejszego nie straciły swych walorów estetycznych i szkoleniowych. Na bazie ich przebiegu oraz pouczających komentarzy autora można uczyć się podstawowych zasad strategii i taktyki szachów. Należy zwrócić uwagę na to, że w polskiej edycji opisy Bronsteina zostały uzupełnione o cenne komentarze Kasparowa i innych arcymistrzów, co jest niewątpliwie zasługą tłumacza książki Grzegorza Siwka.

3. Po przestudiowaniu książki szachiści wszystkich kategorii pogłębią swoją wiedzę o szachach. Z tego względu jest adresowana nie tylko do koneserów, ale także do graczy amatorów.

Cena książki 49,90 zł nie powinna odstraszyć przed jej zakupem. Zdaniem fachowców jej przestudiowanie podwyższy ranking każdego szachisty o kilkadziesiąt punktów.

Praca Dawida Bronsteina „Międzynarodowy turniej arcymistrzów, Neuhausen-Zurych 1953”, powinna znaleźć się w każdej bibliotece szachowej!

 

wrz
09

Coraz częściej spotkać się można z procederem kradzieży własności intelektualnej, także w środowisko szachowym. Mocne słowa, ale może wtedy dotrze to do osób, które po macoszemu traktują cieżką pracę i własność intelektualną innych ludzi. Zżynane są całe karty książek czy artykułów bez jakiejkolwiek odpowiedzialności. Czy to dobry przykład dla młodzieży?

Oto przykład

http://zielonizielonka.info/index.php?option=com_content&view=article&id=7:zasady-pracy-szkoleniowej-nad-debiutami&catid=10:technika-gry

Copyright

„Żadna cześć tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem (…)”.

Dodam, że nikt z Panem Jerzy Konikowskim nie kontaktował się aby zapytać czy można umieścić rzeczony artykuł, który poza tym wyraźnie sugeruje, że dedykowanie napisał go autor; nie też użyto formy cytatu.

Gdyby taki kontakt nastąpił to Pan Jerzy Konikowski z pewnością odzieliłby zgody na powielenie wybranych artykułów ze bogatej skądinąd pracy publicystycznej i szkoleniowej.

Moja krótka opinia o książce „Szachy dla przyszłych mistrzów”

„Gratuluję kolejnej książki napisanej w j.polskim! Długo trzymał Pan ten projekt w tajemnicy – i bardzo dobrze; a tu taka bomba i zarazem‚ pstryczek’ dla tych wszystkich „mędrców” z gadania których nic konkretnego nie wynika, bo do zadania trzeba podejść jak rasowy szachista – profesjonalnie. Przemyśleć, usiąść i napisać; wziąć za ten materiał odpowiedzialność. Z pewnością to kompendium wiedzy przyda się młodym polskich szachistom (czyt. będziemy mieli zawodnika w top10)”

zr http://www.blog.konikowski.net/2015/11/03/nowa-ksiazka-szachowa-w-rm/

sie
18

Kontynuacja odcinka 80

Następnie Daniel Sadzikowski wymienia Dariusza Świercza, Grzegorza Gajewskiego oraz Kacpra Pioruna, którzy są według niego bardzo dobrymi teoretykami.

Mnie cieszy to, że wreszcie głośno mówi się w krajowym środowisku szachowym o pracy nad otwarciami i istocie początkowej fazie gry. O tych problemach piszę od dawna i publikuję odpowiednie artykuły oraz książki.

W mojej ostatniej pracy po polsku „Szachy dla przyszłych mistrzów” przypominam o tej kwestii i zachęcam do poznawania debiutów, szkolenia własnego repertuaru itd.

Nie mogę tylko pojąć jednego, że Daniel Sadzikowski ominął w swej wypowiedzi nazwisko arcymistrza Jana – Krzysztofa Dudy, który kilkakrotnie wypowiadał się, że od lat pilnie trenuje debiuty. To jest właśnie wzór dla polskiej młodzieży i nie zwrócenie uwagi na ten fakt uważam za duże potknięcie!

Przypominam, że młody arcymistrz osiągnął już ogromną wiedzę w dziedzinie „Teoria debiutów” oraz dużą technikę gry. Teraz słusznie ćwiczy „oburęczność” w celu doskonalenia zdobytej wiedzy.

Proponuję obejrzenie partii Polaka z ligi niemieckiej, w której pokonał silniejszego rankingowo przeciwnika w brawurowej partii!

 

 

 

maj
08

Kontynuacja odcinka 4

W 2009 roku Magnus Carlsen zagrał po raz drugi w Dortmundzie.

W sprawozdaniu z turnieju (Panorama Szachowa 7-8/2009) napisałem m.in.: „Na rozpoczęciu  imprezy oznajmiono obecnym, że młody arcymistrz z Norwegii skończył szkołę średnią i postanowaił spróbować szczęścia w zawodowych szachach. To jest jedyna słuszna decyzja, jeśli zamierza się utrzymać formę na światowym poziomie. A Carlsen ma jasny cel sportowy: zostać mistrzem świata!”…

Przypominam, że Magnus w 2013 roku zrealizował swój plan i pokonał w meczu finałowym w Chennai Ananda w stosunku 6.5 – 3.5.

W Dortmundzie Carlsen pokazał się z dobrej strony i ostatecznie został sklasyfikowany na 3 miejscu.

Przedstawiam najlepszą partię Magnusa, który po dobrym przygotowaniu debiutowym (ruch 16.Wad1!? był wtedy nowinką) pokazał świetną technikę w końcówce. W sprawozdaniu została ona opublikowana z obszernym moim komentarzem.

 

  • Szukaj:
  • Nadchodzące wydarzenia

    paź
    29
    wt.
    2024
    całodniowy MŚ juniorów
    MŚ juniorów
    paź 29 – lis 9 całodniowy
    W dniach 29.10-09.11.2024 we Florianopolis (Brazylia) odbywają się Mistrzostwa Świata Juniorów do lat 14, 16 oraz 18. Więcej informacji na stronie PZSzach Informacja na ChessBase News
    lis
    20
    śr.
    2024
    całodniowy FIDE World Championship 2024
    FIDE World Championship 2024
    lis 20 – gru 15 całodniowy
    Mecz o  mistrzostwo świata: Ding Liren – Gukesh D Więcej informacji: Szachy w moim życiu.: Mistrzostwa Świata odbędą się w Singapurze! (konikowski.net)    
  • Odnośniki

  • Skąd przychodzą

    Free counters! Licznik działa od 29.02.2012
  • Ranking FIDE na żywo

  • Codzienne zadania

    Play Computer
  • Zaprenumeruj ten blog przez e-mail

    Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.