Przedmiotem recenzji jest książka niecodzienna, inna niż te, które dotychczas miałem okazję przeczytać. Z pozoru opowiada o Sandomierzu, jego codziennym życiu, o ludziach i wielu ciekawych sytuacjach, z jakimi zetknął się sam autor. Kiedy jednak na chybił trafił otworzymy ją w dowolnie wybranym miejscu to otwiera się przed nami inny świat. I chyba właśnie to chciał nam autor pokazać. Nieco sceptycznie wypowiadając się o mieście, choć nie dosłownie, acz bardzo odczuwalnie napisał między wierszami, że „zaściankowość to sposób myślenia a nie miejsce zamieszkania”. Bo przecież małe miasto może być miejscem do pięknego życia, pracy i to bardzo ważnej i udanej, przeżywania radości i smutków, które wszędzie są do siebie podobne. Ale poza swoim małym życiem trzeba jeszcze umieć spojrzeć wokół a czasami nawet trochę dalej. I ta sztuka właśnie udała się autorowi. Patrząc na siebie i otaczających ludzi z różnej perspektywy daje nam przedsmak tego, czego każdy człowiek powinien doświadczyć, zachowując dystans i spokój jaki przystoi tylko filozofom. Tak właśnie odbieram treść książki, nabierając do autora coraz większego szacunku za niespotykaną w tak młodym wieku umiejętność trzeźwego, ale nieobojętnego spojrzenia na naszą codzienność, którą możemy i powinniśmy zmieniać. Trzeba tylko chcieć – jak pisze autor. Tylko, że w dzisiejszych czasach nie zawsze chcieć to móc. Bo albo przeciwności losu, albo obawa przed narażeniem się komuś ważnemu, albo zwyczajna chęć posiadania „świętego spokoju”, który w tej małej stabilizacji jest najbezpieczniejszy.
Nie taki jest jednak do końca pesymistyczny jak sądzę przekaz i odbiór książki. Ciekawym momentem jest fakt kiedy przychodzi charakterystyczna dla autora refleksja i poznajemy „siedem filarów pozytywnego wojownika”. To jest dopiero zajmująca lektura. Czytając kolejne odsłony nabierałem usilnego przekonania, że tak właśnie trzeba i można mówić, i pisać o świecie, i innych ludziach. Oprócz naprawdę ciekawych, wręcz zajmujących historii możemy nabrać potwierdzenia, że to o czym cichutko, po kryjomu myślimy jest słuszne, właściwe i powinno nam dać mocny bodziec do działania aby poprawić swoją relację z otoczeniem, nabrać ufności do ludzi i świata, poczuć, że się żyje. Nie ma w tym stwierdzeniu ani krzty przesady, bo jak sądzę, gdybyśmy choć trochę nabrali odwagi do innego myślenia i działania to otaczająca nas rzeczywistość byłaby ciekawsza i bardziej przyjazna.
Smuci mnie w książce jedno – zakończenie. Nie fotografie, przeciwnie – bardzo atrakcyjne. Podpisując jednak zdjęcia autor chyba nie przewidywał, że tak szybko dołączy do „karawany” i opuści swoje ukochane miasto.
Krzysztof Zieliński
doradca metodyczny,
rzeczoznawca ds. podręczników szkolnych
Źródło
Link
/////////////////////////////////////
Książka Jacka Gajewskiego skłoniła mnie do pewnej refleksji, na temat osobowości i pomysłu na książkę. Byłam przekonana, że czytać będę książkę poświęconą miastu Sandomierz, a tu okazało się, że bardziej poznałam postać samego autora niż miasto.
Nie czuję się jednak rozczarowana, książka łączy w sobie w kilka ważnych historii z życia Jacka, który pokazuje swoje dążenie do celu, nieustanną walkę w różnych aspektach swojego życia. Przeplatana historia Sandomierza oraz pełne energii historie autora utwierdzają mnie w przekonaniu, że silna wola oraz postanowienia, jeżeli są prawdziwe, to człowiek może wiele zdziałać.
Jacek Gajewski odkrywa w książce pewną cząstkę samego siebie, przekładając swoją postać na codzienność z jaką styka się każdy z nas. Miałam wrażenie, że czytam wypowiedzi socjologa bądź filozofa. Były to naprawdę zebrane bardzo dobre przemyślenia, które pozostają gdzieś w głowie po przeczytaniu książki. Bezrobocie, podróże, języki, podejmowanie zatrudnienia, trudne decyzje, odkrywane talenty… i nieustanna walka.
Tekst: Katarzyna Irzeńska