Kontynuacja odcinka 66
Przed kilkoma dniami otrzymałem wiadomość z kraju, że w najnowszym miesięczniku „Magazyn Szachista” (lipiec 2020) są opublikowane wspomnienia z olimpiady szachowej na Malcie 1980 i autor tekstu Andrzej Filipowicz podkreślił moją rolę w zdobyciu przez nasze zawodniczki brązowego medalu.
Ucieszyło to mnie, gdyż od pewnego czasu są próby wykreślenia mnie z historii polskich szachów. Szczególnie ten kierunek działania uwypuklił się w okresie prezesur Tomasza Sielickiego i Tomasza Delegi. Wszystko wskazuje na to, że kontynuuje to obecny zarząd Polskiego Związku Szachowego.
Aktualnie pracuję nad książką, w której zamierzam opisać problemy naszej dyscypliny na bazie własnych doświadczeń. Wiele fragmentów z tej pracy zostało już zamieszczonych w różnych publikacjach, także na tym blogu.
Ten temat jest nadal otwarty i będzie dalej przedstawiony w tym miejscu. Zmobilizowali mnie do tego Internauci, którzy nie mogli zgodzić się z formą oskarżeń pod moim adresem przed trzema laty na facebooku znanego arcymistrza. Do tego problemu jeszcze powrócę!
Przesłano mi nawet poniższy obrazek.
Nikt nie wykreśli mojego udziału w sukcesie na Malcie 1980. W miesięczniku „Szachy” 3-1981 na stronach 57-62 opublikowałem artykuł:
IX OLIMPIADA SZACHOWA KOBIET
Brąz w La Valetta!
Fotografia (ze zbiorów Andrzeja Filipowicza) przedstawia ekipę Polski na olimpiadzie na Malcie 1980. Stoją od lewej: Kazimierz Wasilewski, Jan Przewoźnik, Jerzy Konikowski, Włodzimierz Schmidt, Agnieszka Brustman, Aleksander Sznapik, Małgorzata Wiese, Jacek Bielczyk, Hanna Ereńska-Radzewska, Adam Kuligowski, Jerzy Pokojowczyk oraz Grażyna Szmacińska.
//////////////////////////////////////
Przypominam tekst zamieszczony na blogu 22 lutego 2013 roku:
Pierwszy krążek olimpijski w szachach po II wojnie światowej zdobyła drużyna kobieca na Malcie w 1980 roku. Byłem szefem tej ekipy i wraz z zawodniczkami zostałem uhonorowany – za trzecie miejsce – brązowym medalem.
Już pisałem raz na blogu o tym największym w moim życiu wydarzeniu, że jako trener kadry dokonałem wtedy niespodziewanego wyboru. Zamiast 54-letniej doświadczonej Anny Jurczyńskiej wstawiłem do składu 18-letnią Agnieszkę Brustman.
Dla wielu była to superniespodzianka. Anna Jurczyńska była pięć razy mistrzynią Polski. Na olimpiadzie w Buenos Aires w 1978 roku zdobyła brązowy medal za indywidualny wynik na III szachownicy. Łącznie rozegrała 17 olimpijskich partii, w których zdobyła 12 punktów.
Panią Annę znałem od wielu lat. Przygotowałem ją w 1978 roku do meczu z Małgorzatą Wiese o mistrzostwo Polski. W czasie tego pojedynku byłem jej sekundantem. Anna Jurczyńska zdobyła kolejny tytuł mistrzyni kraju. A tutaj taka decyzja! Dla samej Jurczyńskiej był to szok. Była pewna, że Malta jest w jej zasięgu.
Nie było łatwo uzyskać uznania mojego postanowienia. Zostałem wezwany do ówczesnego prezesa Polskiego Związku Szachowego Czesława Wiśniewskiego. Zadał pytanie: Dlaczego Brustman a nie Jurczyńska? Odpowiedziałem: Agnieszka to jest nasza przyszłość i musimy stawiać na młodzież. Prezes ostatecznie poparł mnie i w ten sposób juniorka, która do tej pory miała na koncie tylko jeden sukces międzynarodowy – mistrzostwo Europy juniorek w 1980 roku – znalazła się w drużynie olimpijskiej.
Na Malcie okazało się, że moja decyzja była znakomita. Agnieszka zdobyła 8 z 11 partii. Pokonała m.in. drugą szachistkę świata Aleksandriję i uzyskała srebrny medal na swojej szachownicy! Natomiast w konkurencji drużynowej Polki zdobyły brązowy medal – pierwszy po II wojnie światowej medal olimpijski i pierwszy w konkurencji kobiet!
Anna Jurczyńska nigdy nie wybaczyła mojego kroku. Ignorowala mnie i nie reagowała na moje gesty powitalne. Na jednym zgrupowaniu kadry w grze korespondencyjnej w Warszawie w trakcie mojego wykładu na temat „Jak rodzi się nowinka debiutowa?” przeszkadzała zadawaniem jakiś pytań, które nie były związane z problematyką zajęć.
Rola trenera nie jest łatwa. Pod warunkiem, że podejmuje samodzielnie decyzje i nie daje sobą manipulować przez działaczy i zawodników. A są tacy, którzy dla „świętego spokoju” wolą się nie narażać i akceptują wszelkie dogodne dla siebie rozwiązania.