Przedstawiam Państwu fragment książki Jacka Gajewskiego, która się ukaże w przyszłości.
////////////////////////////////
Po pierwszych dziecięcych sukcesach szachowych na szczeblu Mistrzostw Województwa Tarnobrzeskiego i półfinałach Mistrzostw Polski województw południowo-wschodnich trafiłem do klubu „Siarka” Tarnobrzeg. Nadmienię tylko, że był to najbogatszy klub w byłym Województwie Tarnobrzeskim, a w moim rodzinnym Sandomierzu życie szachowe po sukcesach lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku („Międzynarodowy turniej szachowy o Szachy Sandomierskie” w 1976 roku z udziałem arcymistrza Dawida Bronsteina i mistrzyni świata kobiet Nony Gapridashwili) ograniczało się do zdawkowych spotkań kilku sandomierskich szachistów. Po upływie trzech miesięcy przyszły upragnione wakacje a wraz z nimi Ogólnopolski Turniej Szachowy w Augustowie odbywający się w miesiącu sierpniu 1986 roku (opis Augustowa i historia festiwali szachowych).
Każdy szachista poczynając od amatorów i V kategorii po arcymistrzów wie, że turniej szachowy to wielkie święto gdzie dwadzieścia cztery godziny na dobę tematem dyżurnym przy wykonywaniu wszystkich funkcji życiowych są…szachy. W czwartej rundzie rozgrywanej po obiedzie mimo osiągnięcia nieznacznej przewagi pozycyjnej w debiucie to przez kolejne cztery godziny nie mogłem znaleźć wygrywającej kontynuacji i partia zakończyła się remisem. Kolację „łyknąłem” w pośpiechu i z kolegą z klubu przystąpiliśmy do analizowania przebiegu gry i szukania dróg zwycięstwa w pokoju hotelowym siedząc vis-a-vis (naprzeciw, naprzeciwko) siebie a pośrodku na stoliku szachownica z kompletem bierek i nocna lampka. Siedzieliśmy tak a koledzy z klubu przychodzili i wychodzili z pokoju i co jakiś czas któryś z nich pochylał się nad sytuacją na sześćdziesięciu czterech polach próbując pomóc. Ale wygrywającej kontynuacji nie mogliśmy znaleźć choć intuicja podpowiadała, że „tu coś musi być” i dawno minęła północ. Nagle słyszymy przekonywujący głos: „bij pionem, bij pionem”. Spojrzeliśmy na pozycję na szachownicy raz jeszcze i faktycznie bicie pionem prowadzi do wygranej ale w tym momencie przeszył nas dreszcz. Ja skierowałem swój wzrok na niego, on na mnie, cały pokój pokrywał półmrok nieledwie rozświetlany przez nocną lampkę i jednocześnie zwróciliśmy głowy na łóżko stojące obok stolika. Na tym łóżku spał kolega z klubu, którego obecności nie zauważyliśmy i mówił przez sen przeżywając własną partię. Rano przy śniadaniu nie wierzył, że znalazł wygrywający wariant, ale faktem jest, że go znalazł.