Lajos Portisch w fotografii Vladimira Jagra
Arcymistrz Lajos Portisch (1937) jest wybitną postacią w sporcie węgierskim. Dziewięciokrotnie w okresie 1958-1981 był mistrzem kraju i siedmiokrotnie zakwalifikował się do turniejów kandydatów. Dwudziestokrotnie bronił barwy Węgier na olimpiadach szachowych. W 2004 roku otrzymał najwyższe sportowe oznaczenie swojego kraju.
Portischa poznałem osobiście w 1989 roku na turnieju w Chianciano Terme. Znalazłem się tam dość przypadkowo. Pewnego razu zadzwonił do mnie ówczesny dyrektor turniejów w Dortmundzie Jürgen Grastat i zaproponował wspólny wyjazd do Toskanii – najpiękniejszej części Włoch. „Weź ze sobą Sylwię, ja zabieram Doris (nasze żony) i spędzimy piękny urlop. Mam zaproszenie od Stefano Tataia„. Takiej propozycji oczywiście nie mogłem przepuścić.
Tataia poznałem rok wcześniej na turnieju w Dortmundzie. Przyjechał ze swoją ówczesną żoną. Była bardzo bogata. W Chianciano Terme posiadała luksusowy hotel i tam mieliśmy spędzić urlop na koszt firmy. Dobowy koszt naszego pokoju wynosił prawie 500 niemieckich marek.
Do Włoch jechaliśmy samochodem. Była to duża wygoda, gdyż dzięki temu wiele zwiedziliśmy w Szwajcarii i we Włoszech: Werona, Florencja, Piza, Siena i Arezzo.
Na miejscu w Chianciano Terme okazało się, że odbędzie się w hotelu turniej międzynarodowy z możliwością uzyskania normy na mistrza międzynarodowego. Tatai namówił mnie do startu w nim. Grałem ze zmiennym szczęściem i otarłem się o normę.
Gościem honorowym turnieju był Lajos Portisch, który zjawił się z żoną i matką. Arcymistrz oczywiście nie grał w turnieju, ale na zakończeniu imprezy zaśpiewał kilka pieśni operowych. Śpiew to była właśnie jego druga pasja życiowa.
Lajos Portisch okazał się bardzo życzliwym człowiekiem. Było kilka okazji porozmawiania o jego karierze szachowej. W pewnym momencie Grastat zaproponował arcymistrzowi udział w turnieju w Dortmundzie. Portisch wymówił się brakiem czasu. Kilka lat później – w trakcie ustalania składu na kolejny turniej – wymieniłem nazwisko Portischa. „Dziadków nie potrzebujemy” – zareplikował Grastat.