Zawsze zastanawiało mnie ortodoksyjne podejście dawnych mistrzów oraz niektórych współczesnych trenerów szachowych do problemu nauki gry środkowej oraz końcówek, z jednoczesnym deprecjonowaniem debiutów. Jest to dla mnie niezrozumiałe, bo przecież w trakcie rozgrywania partii szachowej do końcówki może wogóle nie dojść, np. gdy któryś z zawodników podda się na skutek posiadania przez przeciwnika znaczącej przewagi materialnej bądź pozycyjnej. Oczywiście nie można zawsze liczyć na taką komfortową sytuację, i dlatego wobec oporu (i uporu) przeciwnika, znajomość techniki rozgrywania końcówek jest potrzebna.
Warto zauważyć, że obecnie wszyscy, a na pewno znakomita większość czołowych szachistów świata przykłada ogromne znaczenie przede wszystkim do prawidłowego przygotowania odpowiedniego dla nich repertuaru debiutowego. Nie jest to tajemnicą, zresztą zawodnicy ci otwarcie przyznają się do zaawansowanych studiów debiutowych, dzięki którym zapewniają sobie przewagę nad rywalami już w początkowej fazie partii. Skoro czołówka światowa tak intensywnie pracuje nad debiutami przynoszącymi im wymierne korzyści sportowe, to dlaczego u nas w Polsce postponuje się tą dziedzinę wiedzy szachowej? Nietrudno znaleźć w internecie wypowiedzi trenerów, którzy przyznają się do nazbyt lekkiego podchodzenia do tej fazy partii szachowej, żeby nie powiedzieć, zaniedbywania jej. Zastanawiające jest, że trenerzy ci opierają swoją postawę contra nauce debiutów, na metodach szkoleniowych stosowanych przez Marka Dworeckiego. W swojej pracy np. z młodzieżą kładą oni znaczny nacisk na naukę strategii, taktyki, gry środkowej oraz końcówek, jednocześnie otwarcie przyznając się do pomijania pracy nad repertuarem debiutowym swoich podopiecznych. A przecież bez solidnie przygotowanego zbioru otwarć szachowych, nie ma co marzyć o zdobyciu przewagi nad zawodnikami z czołowych (a nawet niższych) miejsc listy rankingowej. Zresztą warto przyglądnąć się partiom rozgrywanym przez polskich arcymistrzów przeciwko silnym graczom z zagranicy. Nasze asy często nie są w stanie „wyjść z debiutu”, gdyż już w tej fazie gry otrzymują gorszą pozycję, nie rokującą na coś lepszego niż remis.
Dlaczego więc tak często spotykamy się z oporem trenerów twierdzących, że sami zawodnicy, a także ich rodzice oraz działacze klubowi oczekują od nich przygotowania odpowiedniego repertuaru debiutowego? Myślę że te oczekiwania są efektem właściwej postawy samych zainteresowanych, podobnie jak dopatrywanie się przez nich źródeł długotrwałych niepowodzeń właśnie w braku dopracowanego zestawu debiutów. Niewątpliwie praca nad przygotowaniem odpowiedniego repertuaru otwarć jest zajęciem ciężkim i długotrwałym, wymagającym chociażby przeglądnięcia dużej ilości partii, odnalezienia ciekawych wariantów i nowinek. Co więcej, jest nieustanną twórczą pracą, gdyż wobec rozwoju teorii debiutów istnieje konieczność ciągłego poszukiwania coraz to nowych dróg ku zdobyciu przewagi w grze. Czy zatem polscy trenerzy rezygnują z tej trudnej pracy na rzecz łatwiejszej działalności szkoleniowej w zakresie gry środkowej i końcówek?
Mark Dworecki nie wierzy w fundamentalne znaczenie pracy nad debiutami. Usiłuje przekonać, że przewagę zdobywa się w grze środkowej i w końcówce. Oraz że te dwie, późniejsze fazy gry decydują o powodzeniu bądź porażce zawodnika. A co będzie, gdy szachista „polegnie” już w debiucie? Postawa Dworeckiego kłóci się z wypowiedziami arcymistrzów z czołówki światowej, którzy przykładają kluczową wagę do prawidłowo dobranego, i właściwie rozegranego debiutu, jako fundamentu wygranej partii. Ciekawi mnie też to, dlaczego tak niewiele mówią o metodach Marka Dworeckiego? Czy może uważają jego techniki szkoleniowe za przestarzałe, a jego samego za osobę nie nadążającą za zmianami w teorii szachów? Trudno mi uwierzyć, że Dworecki odkrył jedynie słuszną metodę treningu szachowego, którą należy zaakceptować jako kanon, czy wręcz dogmat. Wydaje się że rzeczywistość szachowa pokazuje co innego. Czy może jest tak, że arcymistrzowska czołówka światowa odchodzi od metod Dworeckiego, nie widząc w nich sposobu na zdobycie zdecydowanej przewagi w partii, a nasi krajowi szachiści nadal posługują się jego starymi doktrynami, przez co nie są w stanie wybić się ponad przeciętność? Problem jest dyskusyjny, i warty podjęcia szerszej polemiki z trenerami.
Interesującym i problematycznym zagadnieniem jest sposób podejścia do nauki szachów, o czym sygnalizowałem już na wstępie niniejszego artykułu. W swojej trzytomowej książce pt. „Końcówki szachowe” (wyd. Arden, Rzeszów 2001) Bogdan Zerek wspomina, iż wielcy, klasyczni mistrzowie zalecali rozpoczęcie pracy nad szachami od nauki końcówek. Ich argumentem był cel gry w szachy, czyli danie mata wrogiemu królowi. Ale w trakcie gry nie zawsze do niego dochodzi. Poza tym, czy celem partii nie jest po prostu zwycięstwo, uzyskane bądź poprzez zamatowanie króla, bądź poddanie się przeciwnika? A właściwie, dlaczego naukę szachów należy rozpocząć właśnie od końcówek? Przecież partia szachowa nie rozpoczyna się od końcówki, lecz od początkowego ustawienia bierek, których stopniowe wyprowadzenie nosi nazwę odpowiedniego debiutu. Dopiero poprzez tą wstępną fazę rozwoju, partia stopniowo przechodzi w grę środkową, a ta, przynajmniej teoretycznie, w końcówkę. Wydaje się więc, że odpowiednim i naturalnym sposobem podejścia do nauki szachów, przynajmniej na początkowym etapie, będzie położenie nacisku jednocześnie na wszystkie trzy fazy partii. Myślę, że dzięki takiemu systemowi szkolenia, uczeń będzie mógł zrozumieć rolę poszczególnych faz gry oraz sposobu przejścia od debiutu do gry środkowej i końcówki. Co więcej, zwrócenie uwagi na prawidłowy wybór debiutu oraz właściwe jego rozegranie, umożliwi szachiście zrozumienie mechanizmu uzyskania przewagi jeszcze przed etapem gry środkowej, która, być może przejdzie w końcówkę.
Podczas moich treningów pod kierunkiem mm Aleksandra Czerwońskiego http://www.konikowski.net/ciek11.php#mojkurs oczywiście ćwiczyłem rozgrywanie końcówek, ale ten punkt nauki nie był wiodący. Mój nauczyciel przywiązywał wagę do stopniowego wyćwiczenia mnie we wszystkich fazach gry. Powiem więcej, kładł spory nacisk na prawidłowy sposób rozgrywania debiutu, podkreślając że jest to bardzo ważna faza gry, umożliwiająca już na wstępie walkę o dominację na szachownicy. W trakcie nauki demonstrował mi przypadki, gdy zaniedbania w początkowej fazie gry skutkowały późniejszą przegraną, gdyż gracz nie był w stanie wzmocnić pozycji pomimo dobrej znajomości metod rozgrywania fazy gry środkowej oraz końcówki. Czyli proces nauki obejmował równolegle trzy etapy partii, ale z podkreśleniem że debiut jest niezwykle ważną jej częścią, naznaczającą pewnym „piętnem” dalszy przebieg rozgrywki. Na przykład tym piętnem poza zdobyciem bądź utraceniem przewagi jest utworzenie określonej struktury pionkowej, mającej niezwykle ważne znaczenie dla charakteru gry.
Wymienię tu przykładowe problemy debiutowe, poruszane podczas moich treningów u mm Czerwońskiego:
1. Debiut a partia jako całość. Podejście do partii szachowej jako całości, w której kolejne fazy gry logicznie wynikają z poprzednich. Wykazanie wpływu prawidłowo (albo źle) rozegranego debiutu na przebieg gry środkowej, i uzyskanie w niej przewagi bądź gorszej pozycji (przy źle rozegranym debiucie). Walka o opanowanie centrum, rozwój figur, zdobycie przewagi w debiucie, prawidłowe uproszczenie materiału w grze środkowej, prowadzące do realizacji przewagi w wygranej końcówce.
2. Ustawienie króla w debiucie. Omówienie zagadnienia prawidłowego ukrycia króla poprzez zroszowanie we właściwą stronę. Wykazanie niebezpieczeństw na jakie jest narażony monarcha, pozostający w centrum bez wykonania roszady. Sposób realizacji przewagi pozycyjnej przy braku roszady u przeciwnika. Atak na króla.
3. Naruszenie zasad w debiucie. Konsekwencje źle prowadzonego rozwoju figur, strata temp, materiału, itp.
Krzysztof Kledzik