Archiwum kategorii ‘Kontrowersje’
Anatoli Karpow – mistrz świata w latach 1975-1985 oraz 1993-1999: Każda faza partii, otwarcie, gra środkowa i końcówka ma duże znaczenie. Jeżeli na początku gry, któraś ze stron uzyska przewagę materialną lub pozycyjną, to zniwelować ją w grze środkowej będzie bardzo trudno. W tej sytuacji do końcówki może w ogóle nie dojść. Bez poprawnej gry w debiucie, nie można więc myśleć o sukcesach w szachach.
//////////////////////////////
Od pewnego czasu na blogu trwa dyskusja o roli poszczególnych części w partii szachowej.
Gość napisał: Końcówka to podstawa gry w szachy – jak twierdził Capablanca i miał rację. Bez tego nie można wygrywać, a nawet istnieć w szachach.
Problem jest tylko taki, że przed końcówką jest przecież otwarcie i gra środkowa. Jeśli któraś ze stron słabo rozegra początkowe stadium partii, to będzie trudno bronić dalszych faz gry.
Przekonał się o tym sam ówczesny mistrz świata Anatolij Karpow, który – prawdopodobnie zaskoczony rzadkim ruchem 1…a6 – nie uzyskał żadnej przewagi debiutowej. Po błędzie w 23 posunięciu przeszedł do gorszej końcówki, której nie udało się mu uratować.
Gość napisał: Na blogu wiceprezesa Polskiego Związku Szachowego Adama Dzwonkowskiego znalazłem następujący komentarz dotyczący Andrzeja Filipowicza w roli sędziego głównego meczu o mistrzostwo świata pomiędzy Carlsenem i Anandem:
Z racji tego, że mecz odbywa się w nie najlepszych warunkach geopolitycznych, wśród szachowych oficjeli trudno dopatrzeć się osób z tzw. „świata zachodu„. Natomiast bardzo mocno reprezentowani są działacze z tzw. „opcji prorosyjskiej„. I jest także wśród nich – od wielu lat związany silnie – najpierw ze Związkiem Radzieckim, a teraz z Rosją – nasz sędzia Andrzej Filipowicz.
Jaka jest opinia Pana na ten temat?
//////////////////////////////////////
Najlepszą odpowiedzią w tej kwestii jest fragment z Wikipedii:
W 1994 r. zakończył szachową karierę, poświęcając się pracy działacza, dziennikarza oraz sędziego szachowego (w 1984 r. otrzymał tytuł sędziego międzynarodowego). W swojej karierze szachowego arbitra osiągnął znaczące sukcesy, sędziował m.in. mecz o mistrzostwo świata organizacji Braingames pomiędzy Garrim Kasparowem a Władimirem Kramnikiem w 2000 r. w Londynie, turniej pretendentów do meczu z mistrzem świata Władimirem Kramnikiem (z udziałem m.in. arcymistrzów Pétera Lékó, Weselina Topałowa i Aleksieja Szyrowa) w 2002 r. w Dortmundzie, rozegrane w 2006 r. w Rishon Le Zion II mistrzostwa świata w grze błyskawicznej, mecze pretendentów w 2007 r. w Eliście[7], mistrzostwa świata juniorów do 20 lat (Chotowa 2010), mistrzostwa świata w szachach szybkich i błyskawicznych (Astana 2012, Chanty-Mansyjsk 2013), memoriał Michaiła Tala (Moskwa 2012, 2013), mistrzostwa świata kobiet w szachach szybkich i błyskawicznych (Chanty-Mansyjsk 2014)[8], mecz o mistrzostwo świata Magnus Carlsen – Viswanathan Anand (Soczi 2014)[9] oraz wielokrotnie turniej elity Dortmunder Schachtage[10].
Przypominam, że redaktorem części szachowej w polskiej Wikipedii jest Przemysław Jahr z Warszawy. Jego świetnie opracowane artykuły są kopalnią wiedzy o tematyce szachów w kraju i na świecie. Serdeczne gratulacje!
Jedną z niezaprzeczalnych zalet internetu jest możliwość swobodnego wyrażania w nim swoich poglądów. Każda z osób posiadających dostęp do globalnej sieci ma do dyspozycji różne fora dyskusyjne na których może do woli udzielać się w polemikach, a także może wypowiadać się na niezliczonych, wielotematycznych blogach. Może to robić pod własnym nazwiskiem, o ile jest odporna na ataki swoich oponentów, bądź pod pseudonimem gwarantującym jej względną anonimowość.
Wśród dużej ilości blogów są i te poświęcone grze którą uprawiamy, czyli szachom. Panuje na nich (przynajmniej teoretycznie) demokracja, dzięki której głos w dyskusji mogą zabierać różne osoby, w tym niezbyt orientujące się w arkanach gry, amatorzy, a także zawodowi szachiści, trenerzy, itd. Niestety, nie wszyscy zdają sobie sprawę z przemian które nastąpiły w Polsce po 1989 roku, i nadal myślą kategoriami dawnej cenzury i ograniczania wolności wypowiedzi. Echa tych myśli nadal słychać na różnych blogach. Cóż, ich autorzy mają prawo do wypowiadania nawet takich kontrowersyjnych tez, ale wydaje mi się, że nie są one odbierane poważnie przez internautów.
Warto poruszyć tu i zasygnalizować (do przemyślenia) pewien problem, mianowicie jak daleko można posunąć się w swoich wypowiedziach, szczególnie tych, publicznie adresowanych do konkretnych osób. Nie twierdzę iż każdą wypowiedź, wpis czy artykuł należy koniecznie ubierać w barokowe zwroty grzecznościowe, ale myślę że jednak ich autorów obowiązują jakieś granice przyzwoitości i stonowania emocjonalnego. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy czytelnicy czy komentatorzy wpisów internetowych (lub ich twórcy) muszą zgadzać się z czyimiś wypowiedziami, ale bardzo niemiłe jest gdy reagują na nie publiczną erupcją złości i wygrażania. Nawet jeżeli lektura pewnych wypowiedzi wywołuje u nich gwałtowne emocje, to powinni starać się opanować je na tyle, aby nie siać powszechnego zgorszenia swoimi nadpobudliwymi reakcjami.
Publiczne wylewanie swoich frustracji, szczególnie tych okraszonych niewybrednymi określeniami może negatywnie wpływać na grupy pewnych podatnych osób, np. dzieci czy juniorów sportowych. Szczególne obawy budzą kontrowersyjne zachowania osób powołanych do kształtowania postaw tych młodych obywateli. Mam tu na myśli wychowawców, nauczycieli oraz trenerów sportowych. Uważam że ich zachowanie powinno być poza wszelkimi podejrzeniami, przy czym mam na myśli także publicznie demonstrowaną postawę wobec innych osób. Na przykład tych, z którymi trzeba prowadzić publiczne polemiki, nierzadko na tematy ważne oraz kluczowe dla jakiś dziedzin naszego życia, polityki, kultury czy sportu.
Mam poważne wątpliwości czy osoby nie potrafiące zachować przyzwoitości i umiaru w wypowiedziach oraz w ocenianiu swoich kolegów po fachu czy osób stojących od nich niżej w hierarchii (np. zawodowej czy sportowej), powinny być dopuszczani do pracy z dziećmi i młodzieżą. Czy ich wysoce kontrowersyjna postawa nie będzie negatywnie rzutować na wychowanie młodych? Przecież to, że posiada się dużo wiedzy fachowej nie powinno być jedyną przepustką do podjęcia pracy z juniorami. A gdzie etyka, dobre zachowanie, dobre wzorce? Uważam że pod tym względem wychowawcy, nauczyciele i trenerzy powinni prezentować się tak, aby być jak żona Cezara, poza wszelkimi podejrzeniami.
Krzysztof Kledzik
To tytuł rewelacyjnej książki dr. Sławomira Cenckiewicza ( W-wa, 2011) omawiającej wywiad wojskowy PRL-u ( 1943- 1991), będący w rzeczywistości narzędziem kontroli nad Ludowym Wojskiem Polskim, które w ramach Paktu Warszawskiego miało kiedyś wziąć udział w starciu z Zachodem. Te służby wojskowe – realizując wytyczne GRU – były też gwarantem wpływów i kontroli sowieckiej nad Polską. We wprowadzeniu dr. Cenckiewicz pisze sarkastycznie, że w gmachu przy al.Niepodległości funkcjonował jeden z najważniejszych instrumentów „podległości” naszego kraju. Pracę nad formowaniem przyszłych kadr Sowieci rozpoczęli już jesienią 1939 r. w obozach internowania polskich oficerów, oferując współpracę z NKWD, lecz tylko nieliczni w Kozielsku, a np. ppłk Zygmunt Berling w Starobielsku podjęli ją ku satysfakcji Berii, który informował Stalina: „…kilku pułkowników i podpułkowników ( Berling, Bukojemski, Gorczyński, Tyszyński) oświadczyło, że całkowicie stawiają się do dyspozycji władz sowieckich…” ( str.42) Był to zalążek przyszłych służb prosowieckich w Polsce, tych zwerbowanych nie wywieziono do lasu pod Katyniem, a przetransportowano do „willi szczęścia” w Małachówce pod Moskwą, gdzie studiowali sztukę wojenną i dzieje Armii Czerwonej oraz doktrynę Lenina.
Po ataku Niemiec na ZSRR Berling i jego dwunastu konfidentów skierowało do władz sowieckich deklarację lojalności i chęć walki z III Rzeszą i budowę Polski w ramach Związku Sowieckiego. Powstanie dywizji kościuszkowskiej dało początek wywiadowi wojskowemu Polski Ludowej. Cenckiewicz przypomina też stanowisko legalnych władz polskich w Londynie, które już w lipcu 1943 uznały wojsko Berlinga za integralną część Armii Czerwonej ( str.46). Natomiast formalnie genezy komunistycznego wywiadu wojskowego upatruje się w rozkazie z 8 sierpnia 1944, który powoływał Oddział Informacyjny Sztabu Głównego WP, choć – jak dodaje Autor – komórki wywiadu istniały w praktyce już w dywizji Berlinga, a w Armii Polskiej w ZSRR działał Wydział Wywiadowczy ( str.49).
Sowieci traktowali „polski wywiad” jako część składową GRU. Cenckiewicz przestawia też działania grup wywiadowczych zrzucanych z samolotów jeszcze za okupacji jak np. grupa „Michał” , dowodzona przez kpt.Mikołaja Arciszewskiego, a przerzucona do Polski w sierpniu 1941 r. ( str.55/6).
Pod czujnym okiem Stalina powstała też „wierchuszka” tego Wojska Polskiego, złożona z agentów sowieckich tajnych służb ( Michał Rola-Żymierski, Zygmunt Berling, Aleksander Zawadzki, Marian Spychalski), zaś 1. i 2. Armią dowodzili Sowieci – gen.S.Popławski i gen. K.Świerczewski. Działał też gen. Armii Czerwonej – W.Korczyc i wielu innych, a w 1945 r. kierownictwo Oddziału II Sztabu Generalnego WP ( a więc razwiedki) tworzyli wyłącznie oficerowie sowieccy w liczbie siedemnastu ( vide str.66). Jeszcze dłuższą listę rosyjskich opiekunów „polskiego” wywiadu wojskowego Cenckiewicz podaje dalej ( str.94-100), a działali oni do roku 1958.
Na marginesie można dodać ustalenia z nowej książki Bohdana Urbankowskiego „Pierścień Gygesa” (W-wa, Akces,2013): „ Peerelowskie specsłużby były budowane przez Rosjan i wytresowanych przez nich janczarów w rodzaju Baumana, Radkiewicza, a także całej hordy kujbyszewiaków. (…) GRU budował nasze służby związane z armią – Informację Wojskową i KBW, a NKWD organizował i nadzorował nasze Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. W tzw.polskiej siedzibie MBP na Rakowieckiej NKWD miało swój własny korytarz, na który można było wchodzić tylko po otrzymaniu specjalnych przepustek. Radzieccy mogli swobodnie chodzić po całym gmachu, regularnie wpadali „na herbatki” do ważniejszyh funkcjonariuszy UB – była to forma przesłuchania i instruktażu.(…) Tak było do połowy lat 50-tych…” ( str.55)
Długie ramię Moskwy urosło ponad miarę, kierownictwo wywiadu nie zapomniało o inwigilacji Polonii, od r.1975 Kiszczak inicjował akcję o kryptonimie „Skorpion”, a jej celem było śledzenie środowisk emigracyjnych ( str.196). Początkowo zajmowali się tym attache wojskowi, potem na fali masowej emigracji lat 1980/1 reżim instalował w skupiskach polonijnych „skorpiony”, które docierały nie tylko z Polski, ale i z egzotycznych krajów afrykańskich, np. z Libii albo RPA. A jak działał wywiad w PRL-u dowiadujemy się np. z wyznań płk. Poradki ( str. 212-216), książka Cenckiewicza przytacza mnóstwo rewelacji, na szczęście nie tylko ponurych. Autor omawia ponad 40 przypadków dezercji polskich oficerów wywiadu w okresie 1956-1986, co świadczy że jednak sumienie nie pozwalało im na stałą służbę u sowieckiego okupanta. Historie ich ucieczek na Zachód tworzą jaśniejsze akcenty książki napisanej przez historyka, wybranego w r.2006 do zespołu likwidacyjnego WSI, dopiero w siedemnastym roku „budowania” demokracji w IIIRP. WSI jako post-sowiecka reduta , zależna od GRU, nie była nigdy organem polskiego państwa. Liczne aneksy, archiwalne zdjęcia, indeks oraz słownik pojęć stosowanych w komunistycznym wywiadzie wojskowym uzupełniają tę rzetelną i fachową książkę. Polski wywiad wojskowy nigdy nie dorównał profesjonalizmowi GRU, może jedynie Zacharski zdobywał informacje o technologiach Zachodu, tak potrzebnych Kremlowi. O szpiegostwie technologicznym pisał też Z.Brzeziński ( w „Planie gry”,N.Y.1987), cytowany przez Cenckiewicza: „Taka siatka szpegowska oszczędza Sowietom setki milionów rubli rocznie z wydatków na obronę” ( str.240). Terenem szpiegowskiej penetracji były i tzw. „kraje trzecie”, ale – jak czytamy – w r.1982 łatwiej pod tym względem było w RPA i Australii ( str.243).
Książka wspomina też sylwetki polskich polityków ( jak np. Józef Oleksy) współdziałających z wywiadem KGB, potem rosyjskim. Byli oni energicznie bronieni przez WSI, rozwiązane ostatecznie dopiero w r.2006 z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a raport Komisji Weryfikacyjnej został odtajniony – też decyzją prezydenta Kaczyńskiego – i opublikowany w lutym 2008 roku. Wywołało to medialne ataki na prezydenta i oskarżenia o dekonspirację tajemnic WSI, wywiadu powstałego w r.1943 jako tzw. długie ramię Moskwy ( str.422-26). Czy „katastrofa” Tupolewa nie była zemstą starych służb? I czy istotnie utraciły swoje znaczenie?
Ale długie ramię Moskwy to nie tylko sieci wywiadu, także bazy wojskowe ZSRR, likwidowane po upadku muru berlińskiego. Dziś Rosjanie dysponują jedynie bazą morską w Syrii, lecz właśnie – jak ujawnił sam minister obrony Federacji Rosyjskiej Sergiej Szojgu – trwają pertraktacje o bazy wojskowe w Wietnamie, Nikaragui, Wenezueli, znowu na Kubie, a też na Seychelles ( archipelag na Oceania Indyjskim) i na Singapurze. Utrzymanie tych baz pochłonie miliardy, czy Moskwę będzie stać na takie wydatki po sankcjach za interwencję na Ukrainie i aneksję Krymu ?
Dzisiaj trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale wydaje się, że izolacja Rosji, bojkot G-8 w Soczi plus szereg innych retorsji mogą spowodować poważne problemy mocarstwa o ambicjach imperialnych. Mocarstwa, które wprawdzie dysponuje gazem i ropą ( a więc współczesnym „złotem”), lecz nazbyt polega na użyciu siły w rozwiązywaniu kwestii politycznych. A mając układ z Ukrainą o bazy na Krymie aż do roku 2042 kierownictwo Kremla nie musiało chyba wpadać w histerię i wysyłać wojsko tam, gdzie jeszcze obowiązuje umowa. Widocznie jednak perspektywa aneksji – jak w r.1783 – jest o wiele ponętniejsza niż wszelkie inne spekulacje. Zawsze ważniejsze jest długie ramię Moskwy.
Od Krymu po Kuryle, odebrane Japonii w r.1945 ( bez referendum!) i nazwane Kurilskiye Ostrova w sachalińkiej obłasti!
Marek Baterowicz
Józef Rybak odniósł się do aktualnej sytuacji na Krymie…
Remis…
Jeśli na tym zdjęciu, ten symultanista
Posiada jakąś tam wiedzę szachową
To winien, przyjąć – strategię – nową
Bo, taka nie przystoi na owego mistrza
Bierki, to nie samochody opancerzone –
W głowice atomowe i rakiety – wyposażone?
To są zwyczajne – klocki do każdej – świetlicy
Do grania w szachy – na szachownicy!
3.03.2014 r.