Zdjęcie zostało wykonane 15 maja 1961 roku w trakcie 1 rundy półfinałów do mistrzostw Wojska Polskiego. Impreza odbyła się w kawiarni Okręgowego Klubu Oficerskiego przy ulicy Dwernickiego w Bydgoszczy. W tym dniu zobaczyłem po raz pierwszy w moim życiu turniej szachowy.
Na zdjęciu ten młodzieniec z prawej strony to ja. Po lewej stronie widoczny jest sędzia turnieju ppłk. Feliks Gabara, jeden z działaczy klubu. W głębi widać kandydata na mistrza Czesława Krulischa z Warszawy, który w tej partii odniósł efektowne zwycięstwo z ofiarą hetmana. To mnie tak zafascynowało, że zapisałem się z miejsca do klubu szachowego OKO „Caissa”.
Na pytanie kierownictwa klubu „co robię” oprócz szkoły, odpowiedziałem, że uczęszczam na treningi koszykówki do klubu Zawisza oraz jestem w reprezentacji szkoły w tej konkurencji. Dodatkowo trenuję w grupie młodzików piłkę nożną w klubie Polonia.
To teraz będziesz zajmować się innym rodzajem sportu:
„Szachy to królewska gra, a szachiści to intelektualiści”
To patetyczne hasło prezesa klubu i kapitana LWP Józefa Ulfiga mocno zmobilizowało mnie do poświęcenia więcej czasu nowemu hobby!
W Caissie była spora grupka młodzieży. Liderem był Jerzy Lewi, przyszły mistrz Polski juniorów i seniorów. Zdziwił mnie brak jakichkolwiek zajęć szkoleniowych. Nie było trenera. Wyjaśniono mi, że na to nie ma w klubie pieniędzy. Miałem wtedy już pewną wiedzę szachową, ale była ona niewystarczająca w partiach treningowych przeciwko doświadczonym kolegom klubowym. Byłem ambitny i chciałem wygrywać wreszcie swoje pojedynki na szachownicy.
Zwróciłem się do kilku czołowych zawodników klubu z pytaniem: „Co mam robić, aby grać lepiej”? Poradzono mi, abym zaczął naukę od gry końcowej. Tak zalecał bowiem studiowanie szachów genialny mistrz świata z Kuby Jose Raoul Capablanca (1888-1942).
Wtedy usłyszałem po raz pierwszy slogan: „Studiuj końcówki, a w debiucie dasz sobie jakoś radę”. Byłem zdziwiony taką teorią, która polecała naukę szachów od „tyłu”.
Na mojej pierwszej sesji Młodzieżowej Akademii Szachowej PZSzach w 1999 roku w Zakopanem – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – dowiedziałem się, że w Polsce są trenerzy, którzy w swej dzialności szkoleniowej polecają swoim podopiecznym podobne metody treningu!