Tak jak zakończyłem poprzedni wpis:
Po doświadczeniach z meczu juniorów z Węgrami (1965) postanowiłem zwiększyć zakres mojej aktywności szkoleniowej o otwarcia i pomoc w przygotowywaniu repertuaru debiutowego!
tak zrobiłem. Ogłosiłem w klubie, że jestem gotowy pomagać wszystkim zainteresowanym w kwestii otwarć. Miałem już dość bogate notatki debiutowe oraz fachową literaturę.
Jerzy Pokojowczyk wolał pracować indywidualnie, ale korzystał z mojej bogatej biblioteki. Przede wszystkim z profesjonalnych informatorów jugosłowiańskich, które posiadałem jako jedyny w Bydgoszczy. Z Andrzejem Maciejewskim analizowaliśmy dokładnie nasze partie po ich zakończeniu. Ciekawą współpracę miałem z Markiem Rogalewiczem, ale poświęcę temu osobny wpis.
Pewnego razu ówczesny prezes Okręgowego Związku Szachowego w Bydgoszczy Edward Fentzel zaproponował szkolenie jego córki Lidii. Zgodziłem się, ale postawiłem warunek: będę trenował według własnej koncepcji. Otrzymałem zielone światło. Dla prezesa nie była istotna metoda moich zajęć, lecz wynik na najbliższych mistrzostwach Polski juniorek do lat 20. Miałem więc tak szkolić, aby Lidia odniosła sukces.
Jak wyglądały te moje zajęcia? W tamtych czasach szkolenia indywidualne polegały przede wszystkim na zajmowaniu się końcówkami. Tak polecał genialny mistrz świata Capablanca i dlatego prowadzono przeważnie zajęcia w tym kierunku.
Ja miałem inne podejście do nauki szachów. Tłumaczyłem to na przykładzie budowy domu. Najpierw stawia się solidne fundamenty, aby dom sie nie zawalił, potem buduje się poszczególne piętra i na koniec dach. Czy ktoś wyobraża sobie odwrócenie tych czynności?
Tak powinno być w szachach. Dlatego na pierwszym miejscu postawiłem opracowanie solidnego repertuaru debiutowego. Z uwagi na mało czasu był on tematycznie dość ubogi, ale Lidia poznała najważniejsze problemy taktyczne i strategiczne granych przez siebie wariantów.
W tym celu analizowaliśmy całe partie, a nie tylko fazę debiutową. Moja podopieczna poznawała różne plany gry, motywy i struktury pionkowe. To umożliwiało później w czasie partii podjęcie prawidłowych decyzji. Zajęcia z końcówkami ograniczyłem tylko do elementarnych pozycji.
Nasza wspólna praca przyniosła owoce. Lidia zdobyła dwukrotnie złoty medal na mistrzostwach Polski juniorek (1967 i 1969). Na mistrzostwach kobiet w Lublinie w 1968 roku była ósma.
Moja metoda treningowa „Studiujcie debiuty, a w grze środkowej i końcówkach dacie sobie na pewno radę!” zdała egzamin
(Lidia ze swoim trenerem, Warna 1969 r.)
W 1971 roku wyjechałem z Bydgoszczy do Krakowa. Lidia potem wyszła za mąż za kolegę klubowego Edwarda Turczynowicza i przestała grać aktywnie w szachy. Szkoda, gdyż to była na prawdę utalentowana szachistka z dużymi możliwościami rozwojowymi! Później Lidia zajęła się sama pracą szkoleniową. Jej córka Jolanta była w pewnym okresie czołową juniorką kraju.
Ten przypadek opisałem w książce „Królowe 64 pól” (rozdział V: Moja przygoda z szachami kobiet, strony 166-167).
W poprzednim odcinku zwróciłem uwagę na wykorzystanie własnych notatek do napisania książki „Atak na króla”. Do dnia dzisiejszego korzystam z moich materiałów w realizacji różnych projektów książkowych.
Od wielu lat namawiam też krajowych szkoleniowców do podobnej działalności publicystycznej …!