Na początku grudnia 1965 r. otrzymałem powołanie na mecz juniorów z Węgrami i następnie obóz kadry w Spale.
Zdziwiłem się kolejnością imprez. Moim zdaniem najpierw należało przeprowadzić przygotowanie do spotkania z tak silną drużyną, czyli zgrupowanie i dopiero potem mecz.
Ówczesny wiceprezes Polskiego Związku Szachowego d/s wyszkolenia Stefan Witkowski miał swoją koncepcję. Trzeba było zatem samemu przygotować się do tego ważnego spotkania. Korzystałem z posiadanych miesięczników „Szachy” oraz materiałów radzieckich.
Nie było tego wiele, ale ich analiza dała mi pewien obraz pozycji szachów węgierskich w świecie. To była potęga w porównaniu z naszymi osiągnięciami! Zdziwiłem się, że tak mały kraj ma tyle znakomitych szachistek i szachistów.
Impreza odbyła się w dniach 26-30.12.1965 r. w Łodzi. Graliśmy w Pałacu Sportowym i tam byliśmy też zakwaterowani.
Na pierwszym spotkaniu roboczym Stefan Witkowski omówił skład gości. Ostrzegł nas, że są to bardzo silni przeciwnicy. Krzysztof Pytel, który już grał wcześniej z mistrzami węgierskimi, podzielił się ze swoimi doświadczeniami.
Węgrzy są bardzo silni w debiucie i jeśli tę fazę gry przejdziemy pomyślnie, to mamy szanse na pozytywne wyniki.
Graliśmy w 10-osobowych składach. Mnie wystawiono na trzeciej szachownicy przeciwko Andrasowi Adorjanowi (wtedy nazywał się Jocha), który w przyszłości zaliczał się do ścisłej czołówki świata.
Moja wizytówka z meczu.
cdn