Współredaktor bloga EDITOR wspomniał w swoim wpisie Rzecz Polska (76) o największym sukcesie polskich szachów w historii, czyli o złotym medalu na olimpiadzie w Hamburgu 1930. 27 lipca obchodziliśmy 90-tą rocznicę tego naszego wspaniałego zwycięstwa!
Pisałem już kiedyś na blogu, że w trakcie pracy nad książką „Złoto dla Polski” w pewnym momencie zadałem sobie pytanie: „Czy dożyję jeszcze takiej chwili, gdy nasi szachiści powtórzą sukces z Hamburga lub przynajmniej będą walczyć o najwyższe trofeum w konkurencji drużynowej”?
Wszyscy byliśmy świadkami tego, że prawie mogło się to zdarzyć w Batumi: link. Przez cały czas olimpiady oglądaliśmy znakomitą grę naszych zawodników. Po raz pierwszy od 1945 roku drużyna włączyła się do walki o złoty medal i niewiele brakowało do pełnego szczęścia. Były wielkie emocje i 4 miejsce to wielki sukces oraz nadzieja, że w następnych olimpiadach Polacy będą również walczyć o najwyższe pozycje.
Na czym polegała ta niezwykła metamorfoza naszego zespołu? Odpowiedź jest bardzo prosta: nasi zawodnicy byli po raz pierwszy doskonale przygotowani debiutowo do tej ważnej i trudnej imprezy. Nie przegrywaliśmy pojedynków już w początkowej fazie gry, co często widzieliśmy w przeszłości.
Walczyliśmy z czołówką świata jak równy z równym!
Do trójki najlepszych w Polsce arcymistrzów: Jana-Krzysztofa Dudy, Radosława Wojtaszka i Kacpra Pioruna, selekcjoner Bartosz Soćko – sam znawca otwarć szachowych – powołał świetnie przygotowanych młodych debiutantów Jacka Tomczaka oraz Kamila Draguna. W skład ekipy weszli także doświadczeni analitycy Kamil Mitoń i Daniel Sadzikowski.
Jednym słowem nasze męskie szachy reprezentowali w Batumi najlepsi z najlepszych i dlatego w końcowym rozrachunku odniesiono największy sukces na olimpiadzie w powojennych czasach!
Mnie osobiście szczególnie to ucieszyło, gdyż od dawna zwracam uwagę w swoich publikacjach na istotne znaczenie otwarć we współczesnych szachach turniejowych.
Ten problem obszernie omówiłem w podręczniku dla młodzieży „Szachy dla przyszłych mistrzów”. Także w książce „Akiba Rubinstein” zwróciłem uwagę na kwestię, że Rosjanie zbudowali swoją potęgę na bazie podejścia Rubinsteina do szachów, czyli debiut jest fundamentem partii szachowej.
Tymczasem w Polsce „karmiono” nas absurdalną teorią Capablanki. Dlatego przez wiele lat osłabiono tym samym dynamiczny rozwój polskich szachów wyczynowych. A potencjał był, co wskazują sukcesy ostatnich lat.
Jeszcze na sesji Młodzieżowej Akademii Szachowej w Zakopanem 1999 r. dowiedziałem się, że są w kraju trenerzy preferujący teorię: „Studiuj końcówki, a w debiucie dasz sobie radę”!
Przez wiele lat początkowa faza partii była zaniedbywana. Młodzież nie znała nawet nazw debiutów, co opisałem w tym miejscu: link.
Ale bądźmy optymistami. Mamy bowiem w Polsce publicystów, którzy już preferują postęp. Oto wycinek z książki „Damy mata” (autorzy Ireneusz Gawle i Jerzy Moraś), Penelopa 2018.