Jak już wspomniałem w poprzednim odcinku, zainteresowały mnie w książce Władysława Litmanowicza tabelki z wynikami. Nie trzeba było być wielkim znawcą szachów, aby zauważyć rezultaty naszych najlepszych zawodników. Końcowe miejsca! Wyprzedzali nas szachiści ze Związku Radzieckiego, Węgier, Rumunii, Czechosłowacji, NRD i Bułgarii.
A przecież, jak pisałem już w tekście 150, powiedziano mi w klubie, że szachy to królewska gra, a szachiści to intelektualiści. Patrząc na te tabelki doszedłem do wniosku, że my ustępujemy zatem umysłowo tym w/w krajom, ponieważ gramy słabiej w szachy. Taki był tok rozumowania 14-latka, który dopiero poznawał problematykę gry jako sport.
Swoimi uwagami podzieliłem się w klubie. Reakcja była taka: „Jurek, ty nie możesz tak to oceniać. W tamtych krajach szachy mają wsparcie władz i są odpowiednio finansowane. W Związku Radzieckim to sport narodowy. Natomiast w Polsce traktują szachy jako grę świetlicową. Sam widzisz, że nie ma trenerów. Dotacja na działalność klubu jest niewielka”.
Drążyłem dalej temat: „A przecież przed wojną byliśmy potęgą szachową”. Feliks Chybicki ze spokojem wyjaśnił mi problem: ”Przed wojną byliśmy silni dzięki polskich Żydom. To oni byli tym motorem sukcesów naszych szachów. Niestety Polacy nie mają predyspozycji do gry w szachy i dlatego jesteśmy słabeuszami. Wpadnij do mnie w najbliższych dniach. Mam dla ciebie książkę o turnieju w Krynicy 1956. To zobaczysz wyniki naszych mistrzów”.
Byłem tym wszystkim zdruzgotany. Otóż zająłem się sportem, w którym nie mamy żadnych sukcesów międzynarodowych i na dodatek nie traktuje się szachistów poważnie.
W emocjach krzyknąłem: „Trzeba to zmienić”! Towarzystwo wybuchnęło śmiechem: „To zmień”. W tym momencie ktoś nadał mi przydomek: „Koniś marzyciel”!
Kilka dni później odwiedziłem Feliksa Chybickiego (kupowałem u niego literaturę szachową), który miał już przygotowaną dla mnie książkę „Międzynarodowy Turniej Szachowy w Krynicy 1956”. Załączam tabelkę, która mnie dosłownie „dobiła”!
Opisane wydarzenie miało miejsce pod koniec sierpnia 1961 roku. Wtedy postanowiłem sobie, że muszę wyjaśnić sprawę:
„Dlaczego nasi czołowi szachiści nie odnoszą sukcesów na arenie międzynarodowej. Nie mamy zdolności do uprawiania tego intelektualnego sportu, czy są jakieś inne przyczyny”?
A teraz mała dygresja. W 1980 roku mieliśmy zgrupowanie kadry narodowej w Zakopanem. Stanisław Gawlikowski miał kilka wykładów na temat historii szachów. Bardzo dowcipnie (nie wszystko mogę powtórzyć) przedstawił pozycję polskich szachów w świecie, która właściwie niewiele zmieniła się od 1945 roku. M.in. powiedział, że przed wojną Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które finansowało wyjazd naszej reprezentacji na olimpiady stawiało jeden warunek: „Będą pieniądze, ale musi być w drużynie choć jeden prawdziwy Polak”! Dla przypomnienia: W drużynie w Hamburgu 1930 grał nasz Kazimierz Makarczyk!
W Wikipedii nie ma informacji o książce
http://www.blog.konikowski.net/2011/09/19/zloto-dla-polski-2/