Zdjęcie z Internetu
W odcinku przypomniałem sylwetkę Rafała Marszałka – barwną postać w polskich szachach w latach mojej młodości. Więcej informacji o bohaterze tego wpisu jest na mojej stronie: link.
Niedawno otrzymałem od Rafała email, w którym opisał historię swego artykułu opublikowanego w niemieckim piśmie „Deutsche Schachzeitung” na zabawny temat: jak ludzie poddawali partie, których wcale nie musieli poddawać!
Niestety numer ten zaginął w trakcie licznych przeprowadzek i stąd prośba o pomoc w jego znalezieniu. Jako punkt poszukiwań miał mi pomóc list Rudolfa Teschnera – wieloletniego redaktora wspomnianego miesięcznika: Teschner
Rocznika 1980 nie mam i dlatego zwróciłem z tą sprawą do kolekcjonera literatury szachowej Bernda Schneidera. Akurat tych numerów nie posiada, ale ostatecznie pomógł nam znany historyk szachów Michael Negele, który zeskanował cały tekst.
Artykuł zawiera kilka interesujących przypadków „ślepoty szachowej” i znajdą się one w planowanej książce Rafała na temat szachów! Z tego zbioru, za zgodą autora, zamieszczam jedną pozycję z mistrzostw Polski w Tarnowie 1979, gdyż byłem akurat bezpośrednim świadkiem tego wydarzenia.
Partia została odłożona i po analizie domowej doszło w dogrywce do sytuacji przedstawionej na diagramie. Końcówka jest remisowa, ale największy specjalista gry końcowej w Polsce niespodziewanie poddał ją!
Mój ówczesny podopieczny z punktu szkoleniowego w Częstochowie Roman Tomaszewski, grający czarnym kolorem, po podpisaniu blankietu zadał Andrzejowi Filipowiczowi (białe) pytanie:
„Dlaczego?”.
„Przecież przed matem na f8 nie ma obrony”.
„Jest ratujący motyw patowy po 1.Wf1!” – padła riposta juniora.
Białe mogły jeszcze zremisować partię ruchem 1.Wd7+! Jednym słowem straszna wpadka!
Już pisałem kiedyś na blogu, że nie rzadko widzimy w praktyce turniejowej przeróżne „wypadki przy pracy” w grze końcowej szachistów wszystkich klas, nawet ze ścisłej czołówki światowej. Czy świadczy to o słabej znajomości końcówek zawodników nawet z najwyższej półki?
Na pewno nie! Ale dość często taką wersję wypadków przedstawiają zwolennicy gry końcowej. Według nich powinno się więcej uwagi w treningu poświęcić końcówkom, gdyż one decydują o ostatecznym wyniku partii.
Taka teoria wydaje się mocno abstrakcyjna, gdyż aby dojść do końcowej fazy gry trzeba najpierw „przeżyć” wydarzenia na początku walki, czyli w debiucie i grze środkowej.
Trzeba brać też pod uwagę fakt, iż zawodnicy muszą często pokonać wiele przeszkód w trakcie partii. Nie tylko czysto szachowych, ale także wchodzą w grę kwestie kondycyjne. Partia szachowa może przecież trwać wiele godzin i często zmęczenie oraz psychiczne napięcie długotrwałą walką są przyczyną popełnianych błędów.
Jednakże o tym przeważnie się nie pisze i nie mówi, tylko oskarża się o nieznajomość końcówek zawodników. Bądźmy więc ostrożni w diagnozowaniu takich przypadków, które mogą wystawić tylko komuś nieuzasadniony zarzut.
Podobnych przypadków miałem sporo we własnej praktyce turniejowej. Podobne „klęski” widziałem również w twórczości znakomitych graczy i nawet mistrzów świata.
Jesteśmy przecież tylko ludźmi, a nie robotami szachowymi! W praktyce turniejowej, przy tykającym zegarze, wszystko jest możliwe!