Po przerwie urlopowej wracam do wywiadu Pawła Dudzińskiego z Moniką Soćko (Mat Nr 4 – 2017).
Nasza arcymistrzyni stwierdziła: Brakuje nam szachowego rygoru, aby trening był też męczący, a nie tylko przyjemny. Wiadomo, że bez pracy nie ma kołaczy…
Z tym się zgadzam, lecz niezupełnie. Nikogo nie zmusi się bowiem do intensywnego treningu. W mojej wieloletniej praktyce trenerskiej spotykałem szachistów (szachistki), którzy traktowali szachy jako hobby i przy swoim talencie dochodzili nawet do znaczących sukcesów. Trzeba być prawdziwym pasjonatem królewskiej gry i mieć silną wolę, aby zdecydować się na poważną przygodę z szachami wyczynowymi, czyli na „męczący trening”.
Dlatego powinno się pomóc tej młodzieży, która jest gotowa na taki wysiłek. Wiadomo, że rozwój sportowy szachisty dokonuje się pod wpływem systematycznej pracy szkoleniowej. Ale bez pomocy trenera nie ma mowy o szybkich postępach zawodnika. Doświadczony szkoleniowiec potrafi zorganizować optymalny trening, przygotować właściwe materiały szkoleniowe, rozwiązać wszelkie problemy dotyczące gry zawodnika i zmobilizować go do systemowych zajęć. Ważne jest też to, że trener potrafi przygotować swych podopiecznych do pracy samoszkoleniowej. Przecież zawodnik nie będzie ciągle prowadzony za rączkę. Od pewnego momentu będzie musiał podjąć decyzję usamodzielnienia się i potem polegać w głównej mierze na własnych umiejętnościach.
Z tego względu „Męczący trening” trzeba wprowadzić możliwie wcześnie, aby podopieczni mieli świadomość tego, że szkolenie szachowe z prawdziwego zdarzenia związane jest z wielkim trudem i poświęceniem!
Dla przypomnienia: link.