Szachowy festiwal w Poznaniu…
to cisza nadleciała lekkim puchem
szachownica lśni jak tafla jeziora
zdominowana bierek bezruchem
męczy mnie już porażek zmora
wyślizguję się z jej macek okowów
warianty liczę aż głowa mi pęka
pragnę dzisiaj zwycięskich łowów
ale wszystko przychodzi w mękach
trzecia czwarta godzina gry już mija
zmęczenie nadeszło uśpiło rozsądek
młody Adam Szych pionka mi zbija
i to już kolejnej porażki jest początek
dwie ostatnie rundy tylko mi zostały
punkty w walce z sobą pogubiłem
ale teraz mam wreszcie kolor biały
w obrony sycylijskiej wir się rzuciłem
ostrym atakiem Keresa na króla poluję
mój młody przeciwnik jak wąż się wije
dokładnie obmyślam jak go zamatuję
on się martwi że mu skoczka zbiję
odskoczył zamykając ucieczki drogę
uwięzionemu w samym rogu królowi
teraz już spokojnie mata dać mogę
a jego piękna nawet poeta nie wysłowi
potem w królewsko – indyjskiej obronie
czarnymi ustawiłem się mocno ładnie
w ostatniej już tego turnieju odsłonie
licząc że jeszcze mi jeden punkt wpadnie
osiągnąłem przewagę aż tu nagle
białe w kontrataku jakość zdobywają
i chciały by wygrać złapać wiatr w żagle
ale co to… ruchu dobrego nie mają?
teraz mój kontratak ich nadzieje burzy
czarne aż do bólu stają się aktywne
wygrywają osiągając rozmach duży
bo ścieżki szachowe są piękne i dziwne
ostatnia wygrana dała mi taką radość
aż podskakiwałem zapisem wymachując
czyżby sprawiedliwości stało się zadość?
biegłem do sędziny arcymistrzem się czując
i chociaż byłem siedemdziesiąty pierwszy
a turniej wygrali Tomczak i Sieciechowicz
swą wielką radość wyrażę w cyklu wierszy
albo pobiegnę pod Maraton lub Łowicz