Wracam jeszcze raz do wywiadu Radosława Wojtaszka opublikowanego w magazynie PZSZach „MAT” 2-2015. Na stronie 16 Paweł Dudziński zadał pytanie: „No właśnie, specyfika sportu szachowego jest taka, że trener powinien mieć poziom wiedzy szachowej zbliżony do swojego podopiecznego…”. Odpowiedź Wojtaszka m.in. …”Nie wierzę np. , że trenerem zawodnika 2650 może być ktoś z rankingiem 2300, bo po prostu będzie za słaby, żeby czegokolwiek takiego zawodnika nauczyć…”. Link
////////////////////////////////////////
W tej sprawie otrzymałem kilka dodatkowych opinii. Oto głos Gościa:
Problem poziomu trenerów musi być określony – przynajmniej dobry mistrz z szeroką wiedzą szachową i doświadczeniem.
Jeżeli chodzi o instruktora, to minimum kandydat, ewentualnie doświadczona I kategoria.
Obaj mogą być dużo słabsi od graczy, ale nie mogą mieć II kategorii, bo tacy gracze nie rozumieją elementarnych problemów.
Inne wymagania, to praktyka zawodnicza i trenerska, duża wiedza trenerska i metodyka.
Natomiast ranking niewiele mówi o poziomie trenera – to drugorzędny element, np. znakomita wiedza debiutowa czy końcówkowa, a słabe wyniki turniejowe.
Na różnym etapie rozwoju zawodnika potrzebni są różni trenerzy. I wcale nie ma tu jednego, zawsze słusznego wzorca. Oczywiste jest , że wraz ze wzrostem siły gry zawodnika, potrzebny mu jest coraz lepszy trener. Tym niemniej nie oznacza to że na początku dzieciaków gry nie może uczyć zawodnik z III kat. (mnie uczył mój tata, który miał IV kat. i to był mój pierwszy trener). Z drugiej strony światowa elita musiałby w ogóle nie trenować, bo przecież nie ma silniejszych zawodników od nich, więc kto miałby ich trenować?
Mam wrażenie, że już poziom JKD to taki, w którym trenerzy mają małe szanse na bycie lepszym od ucznia. Musieliby bowiem to być czynni zawodnicy. A tacy z kolei nie będą najlepszymi trenerami, bo przecież muszą poświęcać czas również na własną karierę i nie zaangażują się na 100% w trenowanie.
„Mam wrażenie, że już poziom JKD to taki, w którym trenerzy mają małe szanse na bycie lepszym od ucznia” – tu nie chodzi o to aby trener miał ranking 2750 czy niebywałą szybkość liczenia wariantów. To jest pomylenie pojęć. Chodzi o ogólną wiedzę trenerską, o to że trener potrafi znaleźć niedociągnięcia swojego podopiecznego, jego słabe strony, potrafi ustawić mu trening, dobrać materiały szkoleniowe. Jego doświadczenie wynika nie z uciułania kilku punktów rankingowych w jakimś turnieju, ale na wieloletniej pracy z różnymi zawodnikami, na szlifowaniu warsztatu trenerskiego, na ogólnym doświadczeniu życiowo-sportowym, na dobieraniu i korygowaniu metod szkoleniowych dopasowanych do zawodnika, itp. Były tu wielokrotnie podawane przykłady dobrych trenerów bokserskich, którzy nie mieli większych osiągnięć jako zawodnicy. Natomiast byli uznanymi trenerami z dobrymi wynikami szkoleniowymi. W szachach ktoś kiedyś zafałszował rozróżnienie pojęcia trenera i zawodnika, i teraz to ciągle pokutuje.
Pouczająca refleksja pana Krzysztofa!