Wracam do wywiadu Radosława Wojtaszka opublikowanego w magazynie PZSZach „MAT” 2-2015. Na stronie 16 Paweł Dudziński zadał pytanie: „No właśnie, specyfika sportu szachowego jest taka, że trener powinien mieć poziom wiedzy szachowej zbliżony do swojego podopiecznego…”. Odpowiedź Wojtaszka m.in. …”Nie wierzę np. , że trenerem zawodnika 2650 może być ktoś z rankingiem 2300, bo po prostu będzie za słaby, żeby czegokolwiek takiego zawodnika nauczyć…”.
/////////////////////////////
Tym problemem zajmowałem się już dawno w pismach specjalistycznych i był on także wielokrotnie omawiany na tym blogu i mojej stronie.
Wielkim paradoksem w polskich szachach jest to, że nie rozumie się kwestii: „Siła gry zawodnika i wiedza trenera”. Jak można porównywać wiedzę szachową np. 25-letniego arcymistrza z rankingiem nawet 2650 i trenera z 30-40 stażem pracy szkoleniowej?
Tak długo, jak to będzie fałszywie pojmowane, tak długo będzie się słuchać absurdalnej teorii naszych czołowych zawodników. Nie sprzyja to prawidłowemu kszałtowaniu się kadry trenerskiej i tym samym dynamicznemu rozwojowi wyczynowego sportu szachowego w Polsce!
Dla przypomnienia:
Link 2 (punkt 16)
Ten problem natomiast nie istnieje w innych dyscyplinach sportowych. Dla przypomnienia:
O ile w innych dziedzinach sportu trenerzy i ich wiedza są traktowani z szacunkiem, tak w polskich szachach wyraźnie umniejsza się kompetencje trenerów zasłaniając się ich rankingiem. Warto zauważyć że rolą trenera nie jest nabijanie własnego rankingu, lecz praca z zawodnikiem i dbanie o jego rozwój i jego osiągnięcia. Na podstawie tego należy oceniać wiedzę, doświadczenie i siłę „trenerską” danego trenera, a nie badać jego punkciki rankingowe, czy aby ma ich tyle żeby zadowolić swojego podopiecznego-arcymistrza, i być „godnym” aby go dalej szkolić.
Wypowiedź Wojtaszka nie jest absurdalna. Podobną opinię wyraził Aleksander Kotow w książce „Tajemnice myślenia szachisty”. Porównanie ze sportem jest nietrafione, gdyż w sporcie czynnikiem decydującym o wyniku jest sprawność fizyczna (w szachach też jest ważna, ale w nieporównywalnie mniejszym stopniu). Najsłynniejsi trenerzy, jak Nikitin, Furman, Dworecki, Szereszewski, Dorfman, Tukmakow byli silnymi praktykami, grającymi na bardzo wysokim poziomie.
W szachach bardzo ważna jest wiedza i doświadczenie. Z tego co się orientuję, to czołowi polscy trenerzy posiadają co najmniej tytuł mistrza krajowego. To wystarczy! Jaką wiedzę może mieć młody arcymistrz z wysokim rankingiem w stosunku do szkoleniowca z tytułem mistrza i 30-40 letnim stażem trenerskim!
Ci wyżej wymienieni to Rosjanie. My nie możemy porównywać naszej sytuacji kadry trenerskiej z Rosją. My musimy stworzyć szeroką kadrę trenerską w Polsce. Nie dokonamy tego, gdy będzie panować teoria, że tylko arcymistrzowie z wysokimi rankingami mogą być dobrymi pedagogami. Według mnie teorie wygłaszane, że im wyższy ranking, tym lepszy trener, są po prostu szkodliwe. Zresztą w tzw. Związku Radzieckim było wielu trenerów bez większych sukcesów turniejowych i nikt nie negował ich wiedzy szachowej i doświadczenia!
Myślę, że wypowiedź Wojtaszka została źle zinterpretowana. On nie twierdził, że im wyższy ranking, tym lepszy trener. To byłoby absurdalne twierdzenie. Arcymistrz może być kiepskim trenerem, szczególnie dla początkujących i mało zaawansowanych graczy. Jednak trener, jeśli ma szkolić młodego arcymistrza, powinien sam mieć (obecnie lub w przeszłości) siłę gry powyżej pewnego poziomu. Tak pisał Kotow i chyba o to samo chodziło Wojtaszkowi. Zgadzam się, że tytuł mistrza krajowego wystarczy. Ale mowa była o rankingu 2300. To jest poziom nieco poniżej mistrza krajowego (silny kandydat). Normą na mistrza krajowego jest 2400.
Amator: w sporcie czynnikiem decydującym o wyniku jest sprawność fizyczna (w szachach też jest ważna, ale w nieporównywalnie mniejszym stopniu).
Radko: To się zgadza. Ale w szachach decydującym czynnikiem jest wiedza szachowa. Zgadzam się z Panem Jerzym, że ważniejsze jest doświadczenie od jakiś tam rankingów i tytułów.
Wojtaszek mowi przeciez o treningu na najwyzszym szczeblu. Nikt z nas nie wie jak trenuje scisla czolowka swiatowa, ale jest widocznie tego samego zdania.
Przeciez wiele tych par jest znanych:
Carlsen – Nielsen, Hammer, Fressinet, Ding Liren
Anand – Wojtaszek, Gajewski, Ganguly
Caruana – Chuchelov
Giri – Tukmakov
Vachier La Graf – Beliavsky
Aronian – Sargissian
Topalov – Cheparinov
Gelfand -Huzman.
Kazdy z wymienionych trenerow jest arcymistrzem i jest lub byl kiedys silnym zawodnikiem.
Moim zdaniem Wojtaszek chcial poruszyc problem, jak trudno jest w Polsce dla zawodnika z 2650 przebic sie do dalszej czolowki swiatowej. A zawodnikow na tym poziomie mamy lub mielismy juz kilku, wiec mniej utalentowani od reszty swiata nie jestesmy 🙂 .
Jego zdaniem na tym poziomie zmienia sie trenera, ktory doprowadza mnie do 2650 na silnego zawodnika, ale to jest przede wszystkim kwestia wsparcia przez PZS i srodkow finansowych.
Dla Wojtaszka wspolpraca z Anandem spadla jak gwiazdka z nieba i maksymalnie na niej skozystal.
A tak raz jeszcze: Czy wiedza szachowa jest az tak istotna?
Nakamura przyznal sie w Moskwie 2014, ze nie zna zadnej parti Smyslowa.
A moze dokladna analiza debiutow, znajomosc najnowszych parti, dobra pamiec i prawie bezbledne liczenie wariantow sa jednak bardziej przydatne?
Pozdrawiam
Pan myli pojęcia trener i sekundant. Wojtaszek i Gajewski nie są trenerami Ananda. W ogóle nie są trenerami.
Moim zdaniem wiedza szachowa jest bardzo ważna i może ją odpowiednio przekazać tylko trener z wieloletnim stażem trenerskim i odpowiednią wiedzą szachową. Analizy wariantów i krytycznych pozycji można sobie wspomóc komputerem. Nakamura nie zna partii Smysłowa, bo on zajmuje się twórczością Carlsena, Kramnika, Anand itd. Czyli studiuje partie współczesnych zawodników, czyli swoich potencjalnych przeciwników.
„Wojtaszek i Gajewski nie są trenerami Ananda. W ogóle nie są trenerami.”
Pan ma na mysli, ze oni nie maja dyplomu trenerskiego?
Ale przeciez oni wykonuja (wspaniale) analizy debiutowe dla niego, przygotowuja dla niego zadania taktyczne i strategiczne i powtarzaja z nim techniczne koncowki.
W meczach i turniejach wspomagaja go psychologicznie i podtrzymuja na duchu.
A wiec oni praktycznie trenuja go, albo jak mowia sami, oni trenuja z nim.
Czy moglby ta robote wykonywac grcz z ELO 2400?
Moim zdaniem Wojtaszek podkreslil tylko, ze dobry trener w Polsce potrafi nas doprowadzic do poziomu 2600-2650 Elo, co zdarza sie dosc czesto.
Od tego momentu, zeby progresowac w gore, wzrastaja wymagania takze dla trenera.
I jezeli istnieja wtedy mozliwosci i srodki finansowe, to zaczyna sie wspolprace z (doswiadczonym) silnym zawodnikiem.
Do normalnej pracy trenerskiej dochodzi wtedy jeszcze mnostwo nowych obowiazkow.
Mysle, ze wlasnie tego, dla dalszego rozwoju zawodnika po 2650 niezbednego wsparcia, Wojtaszek w Polsce nie widzi.
Pozdrawiam
Wojtaszek i Gajewski są analitykami, zatrudnionymi do wykonania konkretnego zadania, np. przygotowania danej analizy debiutowej. Trudno nazwać to pracą trenerską.
Co do postponowania trenerów z rankingiem niższym niż ich podopieczni, to tak rozumując Mark Dworecki już dawno powinien zostać odsunięty od pracy trenerskiej, bo jego ranking wynosi „zaledwie” 2465 punktów, i jest „zaledwie” mistrzem międzynarodowym.
Dworecki był niegdyś silnym zawodnikiem, nieco lepszym od arcymistrzów Schmidta i Kuligowskiego. Ale już wtedy poświęcał się pracy trenerskiej, co przeszkodziło mu zostać arcymistrzem.
Jak juz napisalem wyzej:
„Ale przeciez oni wykonuja (wspaniale) analizy debiutowe dla niego, przygotowuja dla niego zadania taktyczne i strategiczne i powtarzaja z nim techniczne koncowki.
W meczach i turniejach wspomagaja go psychologicznie i podtrzymuja na duchu.
A wiec oni praktycznie trenuja go, albo jak mowia sami, oni trenuja z nim.”
To jest z mojego punktu widzenia konkretna praca trenerska.
A trenerow klasy Dworeckiego w Polsce najwidoczniej nie ma.