Kiedyś ktoś powiedział, że szachy są grą bardzo niesprawiedliwą. Można bowiem wygraną partię przegrać jednym nieostrożnym ruchem np. po 4 godzinach „harówki”.
Takie sytuacje zdarzają się niestety często w praktyce turniejowej, ponieważ szachy wymagają od zawodników pełnej koncentracji do samego końca. Każde „rozluźnienie” może spowodować tragedię.
Zobaczmy co wydarzyło się w dogrywkach mistrzostw świata kobiet w Soczi w partii Demainte Daulyte-Monika Soćko. Litwinka prowadziła 1-0 i w drugiej partii dawała mata w jednym ruchu (b5-b6#). Tymczasem ruchem Hd8-a5+?? podstawiła hetmana.
W dalszym toku meczu Litwinka już nie istniała i nasza arcymistrzyni bez większych problemów przeszła do drugiej rundy.
Na mistrzostwach świata szczescie Monice bardzo sprzyja.
2008 w Nalchiku wygrala rostrzygujaca partie Armageddon przeciwko Sabina-Francesca Foisor na czas w pozycji krol i skoczek vs. krol i skoczek. W Armageddon reklamowac remis widocznie nie mozna, a 50 posuniec to jednak trwa….
Ti i podobne zdarzenia so komentowane na http://en.chessbase.com/post/carry-on-up-the-armageddon.
Pozdrawiam
Trzeba przyznać że sytuacja na szachownicy faktycznie jest dramatyczna. Ale jest też takie powiedzenie, że szachy są grą błędów, wystarczy je znaleźć i wykonać na szachownicy. I tu jest tego przykład – białe z całkowicie wygranej pozycji, jednym ruchem przeszły do całkowicie przegranej. Szachy nie są grą niesprawiedliwą. Każdy ma swoją szansę, a jeżeli jej nie wykorzysta (vide pozycja powyżej), to nie można mówić o niesprawiedliwości, ale o swoim błędzie. Zresztą w historii szachów, w tym w jej części dotyczącej meczów o najwyższą stawkę, są przykłady gdy jeden ruch zmieniał przebieg gry. Może to nie były podstawienia figury zamiast dania mata, ale i tak były bardzo bolesne. Powyższy przykład jest dowodem na to, że nawet wygraną partię można przegrać, że należy grać i być skupionym aż do końca.
Takie podstawki zdarzają się w KAŻDEJ chyba dyscyplinie sportu. Można upaść przed metą – będąc na 1. pozycji – i dowlec na końcu.
Skąd ja znam TAKIE sytuacje. I takie przegrane wygrane partie… Było ich duuużo. Presja zegara. Emocje. Szansa wygranej zaciemniła umysł. Roztargnienie. Rozluźnienie. STUDIUM BŁĘDU.
Domyślam się jak czuła się przeciwniczka Soćki, pewnie mało ją szlag nie trafił – mat w jednym ruchu, a zamiast tego podstawka przegrywająca partię. Nie zdziwił bym się, gdyby się popłakała w pokoju. Tutaj Soćko miała farta, ale to był przypadek, bo miała przegraną pozycję.
Często pewność zwycięstwa jest największym wrogiem.