Na jednym ze znanych blogów szachowych, jego Autor zamieścił swoje przemyślenia dotyczące analizy niepowodzeń ukraińskiej drużyny juniorów na olimpiadzie w Gyor. Ocena została wystawiona przez jednego z tamtejszych trenerów, Władymira Grabińskiego, i poparta tabelą obrazującą szachowe „położenie” Ukrainy na tle konkurentów. Pomijając sprawę drużyny ze wschodu, warto zauważyć, że polska reprezentacja nie jest żadną konkurencją właściwie dla nikogo. Możemy konkurować najwyżej z najsłabszymi drużynami czyli np. z Francji. Ale to chyba jest mała pociecha móc skutecznie walczyć jedynie przeciwko najsłabszym zawodnikom? Choć patrząc na ambicje sportowe PZSzach-u, to można mieć wątpliwości co do celów i ambicji tutejszych decydentów…
Z wiadomych powodów nie chcę polemizować z uczestnikami dyskusji na sąsiednim blogu, choć w ich wypowiedziach znalazłem kilka rzeczy do których mam duże zastrzeżenia. Za to zachęcam wszystkich Czytelników do zapoznania się z omawianym artykułem (pewnie wszyscy dobrze wiedzą na którym z blogów można go odnaleźć) oraz z licznymi komentarzami zamieszczonymi pod nim.
Krzysztof Kledzik
Myślę że dopóki w PZSzachu są tacy ludzie jak teraz, to nie ma szans na zmianę czegokolwiek. Nasi kadrowicze oddalają się od poziomu światowego, a w PZSzachu nikt nic z tym nie robi. Za to zwiększyli liczbę wiceprezesów, utworzyli dwa stanowiska ds projektów strategicznych, etaty członków, specjalistów, itd. Rozwijają papierkologię i operują ładnym słownictwem (chodzi mi o te projekty strategiczne), bo to bardzo ładnie brzmi i wydaje się tak super poważne i zaawansowane, takie pro-unijne(?). A poziom szachów jest i tak zaściankowy. Dopóki sponsorzy i ministerstwo sportu nie weźmie ich za d… i nie obetnie finansowania, to nikt nic nie zmieni, bo po co? Na tamtym blogu odkrywają teraz to, o czym tutaj już dawno temu pisano (tylko że wtedy byliśmy tymi złymi, a naraz sąsiedzi z tymi samymi spostrzeżeniami są „cool”), tam chcą polemiki i zaproponowania konkretnych rozwiązań. Tutaj wielokrotnie je podawano, ale nie spotkało się to z uznaniem na sąsiednim blogu, a wręcz przeciwnie, delikatnie mówiąc.
Przecież Krzyś amator niczego nowego nie wymyśli, więc pisze to co wcześniej tu i ówdzie przeczytał.
Niektórzy stwierdzają że „to ten, to tamten jest winny, a ten taki, a ten to zrobił, a ten śmo. To jest poziom podwórkowej piaskownicy”.
Nie, to nie jest poziom podwórkowej piaskownicy lecz znalezienie przyczyny niepowodzenia. Jeżeli dany trener jest odpowiedzialny za porażkę, to nie można owijać w bawełnę, że system jest zły, że trzeba zmienić priorytety, że brakuje projektów strategicznych, że mamy za mało pracowników w biurze związku, itd., lecz powiedzieć wprost, że konkretnie ten trener zawalił sprawę. Jak przez dłuższy czas piłkarze nie mają oczekiwanych rezultatów, to zmienia się trenera. Tam to jest możliwe, a tu oburza się że to jest poziom podwórkowej piaskownicy?
Poza tym „debiut czy końcówka […] bo w szachach wszystko jest bardzo ważne”. O tym to tu ciągle piszemy. Nikt z nas nie robił sądu że jakąś fazę gry trzeba zaniedbać. Zawsze była tu mowa o tym, że wszystkie fazy gry są bardzo ważne. Nigdy nie było tu takiego kategorycznego wyboru: debiut albo końcówka. Jedynie wskazywaliśmy na to, że to debiut jest tą fazą gry, w której (od początku) można i należy walczyć o przewagę. Zresztą temat był tu wielokrotnie omawiany, nie ma sensu powtarzać się.
Kolejna sprawa: „Kolejna kwestia książek i rzeczonych debiutów – jestem ciekawy z jakich to polskich książek debiutowych korzystają ci, którzy mówią, że mamy tyle dobrej literatury w rodzimym języku. Że tak zapytam, chciałbym poradę, bo potrzebuję grunfelda po polsku, holenderską, słowiańską, ale takie konkrety prace, nie opracowania po kilkanaście stron” – o tych sprawach już pisałem w którymś z wcześniejszych komentarzy: „Aby dobrze rozwijać się szachowo trzeba sięgnąć po obcojęzyczne. Używam książek szachowych zarówno polskich jak i rosyjskich, i uważam to za normalną praktykę. Natomiast nie zgadzam się z tragizowaniem sytuacji wydawniczej w Polsce. Mamy różne dobre tłumaczenia i nasze oryginalne książki. Wiadomo że od pewnego poziomu zaawansowania trzeba się przerzucić na publikacje zagraniczne, ale do pewnego poziomu spokojnie wystarczą te, które mamy w j.polskim. Zaawansowanej monografii debiutowej nikt nie wyda w j.polskim, ale to jest zrozumiale”. Czyli jednak wskazywaliśmy że od pewnego etapu treningu trzeba sięgnąć po literaturę obcojęzyczną. To tak żeby nie było że o tym nie pisano na blogu JK. Nawet sugestie o forum dyskusyjnym nie są nowym pomysłem, bo o utworzenie podobnych okrągłych stołów już dawniej postulował Jerzy Konikowski. Nie chcę tu negować propozycji i interesujących przemyśleń innych osób, ale większość z nich miała swoje źródło i pierwowzory na blogu pana J.Konikowskiego.