W redakcji czasopisma MAT są osoby znające się na filozofii, pewnie też na filozofii sportu, więc może warto aby napisały artykuł tłumaczący filozofię patologii jaką jest trening aktywnego arcymistrza przez jego potencjalnego rywala, również aktywnego arcymistrza? Wydaje mi się że nikt kto nie jest „samobójcą” sportowym nie będzie solidnie przygotowywać kogoś, z kim za chwilę stanie w szranki walcząc o tą samą pozycję sportową, tą samą nagrodę, itp.
Np. czy zanim doszło do walki, Adamek zacząłby trenować Szpilkę, czując „w kościach” że niedługo staną przeciwko sobie w ringu? Śmieszny pomysł, prawda?
Każdy popukał by się w głowę, ale o dziwo nie w szachach. Tutaj takie kuriozalne sytuacje traktuje się jako normalne.
Dobry przykład dwóch czynnych i dobrych polskich bokserów, bo naocznie pokazuje opisywane zjawisko. Natomiast w naszych szachach akceptuje się kuriozalną sytuację, bo szachy i szachistów postrzega się chyba tu jako dobrych wujków, co pomogą swoim przeciwnikom i dobrze ich wytrenują.
Soćko nie jest trenerem, tylko zawodnikiem. Może być co najwyżej sparingpartnerem Draguna.