W 4 rundzie turnieju „Sinquefield” Fabiano Caruana pokonał Lewona Aroniana i zwiększył swoją przewagę turniejową do dwóch punktów, natomiast w ruchomym rankingu światowym awansował na drugie miejsce: link.
Sylwetka młodego Włocha powinna być wzorem dla naszej ambitnej młodzieży: link.
Na temat znaczenia teorii debiutów dyskutowaliśmy wielokrotnie na blogu. Obecnie trwa dysputa o ramowym programie szkolenia, który byłby wskaźnikiem do pracy szkoleniowej polskich trenerów.
Panują głosy, że taki program jest niepotrzebny. Taka teoria jest całkowicie błędna. Już jako początkujący szachista przeczytałem w fachowych pismach w języku rosyjskim artykuły polecające opracowanie sobie najpierw ogólnego planu samoszkoleniowego, który potem – w zależności od postępów i zdobytej wiedzy – powinien być modyfikowany, czyli dostosowany do aktualnych potrzeb.
Zawodnik pracujący z trenerem ma ułatwione zadanie, ponieważ doświadczony szkoleniowiec powinien bez problemu ukierunkować swojego podopiecznego we właściwym kierunku.
W latach 1978 – 1981 istniał ramowy plan szkolenia, który został opracowany przeze mnie oraz kierownika wyszkolenia PZSzach Zbigniewa Czajkę. Nie wiem jak on długo funkcjonował, ponieważ w połowie 1981 roku wyjechałem z Polski. Na sesji Młodzieżowej Akademii Szachowej w Zakopanem w 1999 roku stwierdziłem, że nie ma żadnego planu szkoleniowego, również w działalności MASZ.
W 2003 roku w korespondencji prywatnej z ówczesnym prezesem PZSzach Przemysławem Gdańskim zaproponowałem „okrągły stół” z udziałem czołowych krajowych trenerów w celu opracowania wspólnych wytycznych szkoleniowych w polskich szachach. Moja propozycja została odrzucona! I teraz po tylu latach znowu dyskutuje się w tej kwestii.
Ostatnio otrzymałem kilka emailów w sprawie szkolenia polskiej młodzieży. Oto jeden głos:
Gość napisał: Trener Młodzieżowej Akademii Szachowej nie zrozumiał przesłania Artura Urbaniaka (którego od razu jakiś Anonim usiłował ośmieszyć na tamtejszym blogu), który zaproponował stworzenie programu szkolenia szachowego, realizowanego poza skostniałymi strukturami PZSzach-u. Idea ciekawa i warta przemyślenia. Ale trener MASz obawiał się że chodzi o tzw. „gotowca”, zwalniającego od samodzielnych przemyśleń i indywidualnej pracy. Nie ma mowy o żadnym zwalnianiu z samodzielnego myślenia. Natomiast przygotowanie merytoryczne trenerów szachowych (szczególnie tych nowych, „żółtodziobów”) nie powinno ograniczać się do wykładu o zdwojonych pionkach (albo izolowanych), zasadach żywienia, czy zaleceniach Capablanki o uczeniu szachów od tyłu.
Trenerzy potrzebują nakreślenia pewnego schematu nauczania, oczywiście „giętkiego”, który można dostosować do indywidualnych cech swoich podopiecznych – uczniów. Podobnie jak w szkołach obowiązują schematy nauczania, „giętkie” w ramach danej szkoły czy nauczycieli, ale są to jednak schematy dzięki którym w procesie nauczania nie ma chaosu. Taki schemat (albo ramy programowe) zapewniają porządek i proporcjonalne rozłożenie materiału do nauki.
O znaczeniu nauki debiutów i całościowym nauczaniu szachów powiedziano już wiele na tym blogu. Ale do pewnych osób nie dociera prosty fakt, że znajomość początkowej fazy gry (oczywiście dostosowanej do aktualnego poziomu szachisty juniora) jest dobrym punktem startowym do osiągania przewagi nad przeciwnikiem, którą należy podtrzymywać i zwiększać w dalszych fazach gry. Efektem takiego podejścia są zwycięstwa, a nie ma lepszego bodźca sportowego dla młodej osoby jak właśnie odnoszenie zwycięstw.
Dlatego należy propagować naukę szachów realizowaną w normalny sposób, czyli od fazy początkowej do końcowej, a nie odwracać kolejność rzeczy i usiłować robić to od tyłu.
Na blogu trenera MASz dyskusja nabiera tempa. I oczywiście anonimy nie próżnują.
Nikt nie zaleca początkującym wkuwać debiuty na pamięć. W poprzednich dyskusjach napisałem, że uczenie szachów od tyłu (czyli od końcówek) jest sensowne właśnie w przypadku początkujących, bo na prostych przykładach mogą poznać właściwości poszczególnych figur. Moja definicja początkującego to V-III kategoria. Nasze dyskusje dotyczą juniorów, którzy od dawna nie są początkującymi, a niektórzy są arcymistrzami. Im wyższy poziom, tym ważniejszy jest debiut. Na poziomie ok. 2300 debiuty zaczynają mieć duże znaczenie. Przykład z uczniem recytującym encyklopedię Nunna dowodzi tylko tego, że ten junior zupełnie nie wiedział, jak się uczyć debiutów. Nauka debiutu to nie bezmyślne zapamiętywanie ale przede wszystkim przestudiowanie przykładowych partii, w celu zrozumienia typowych dla danego debiutu pozycji w grze środkowej, a czasem nawet końcowej. Na pewno WŚ o tym wie, ale podaje taki przykład celem udowodnienia absurdalnej tezy, że nauka debiutów niewiele daje juniorom.