ANTYCHRZEŚCIJANIE W ATAKU
( niegdyś Turcy, dziś „nergale”)
W roku 1620 – roku pamiętnej klęski pod Cecorą, w której zginął hetman Żółkiewski – wielka armia Iskandera paszy przekroczyła Dunaj i połączyła się z Tatarami, idąc na hospodara Mołdawii, Gaspara Gratianiego, sprzyjającego Rzeczypospolitej. A list otwarty sułtana do króla Zygmunta zapowiadał zrównanie Krakowa z ziemią i wykorzenienia w Polsce chrześcijaństwa. Gratiani uchodził w stronę Polski, ale w końcu dał się przekonać Żólkiewskiemu i stanęli razem pod Cecorą. Nie na długo, Gratiani – po dwóch dniach odpierania ataków – wymknął się nocą z częścią swego wojska. Finał już znamy: po trzech tygodniach heroicznej obrony tabor polski rozbili Tatarzy. Żółkiewski dysponował tylko ośmiotysięcznym korpusem, a na dodatek wróg wykorzystał zamęt wywołany paniką, gdyż własnych ludzi – wracających z sianem dla koni – wzięto za Tatarów. Głowę hetmana odesłano do Stambułu. W dwanaście dni potem ( 19 października ) Tatarzy stanęli pod Lwowem. Nie zdobyli jednak miasta, bronionego przez szczupłą załogę Stanisława Lubomirskiego i przez ojców bernardynów, zbrojnych w muszkiety. Wbrew zapowiedziom armia Iskandera paszy nie dotarła zatem pod Kraków, nie wykorzeniła w Rzeczypospolitej chrześcijaństwa.
Dzisiaj w ataku widzimy inny gatunek antychrześcijan, a dla uproszczenia ich klasyfikacji nazwijmy ich po prostu „nergalami”. Każdy pamięta, że termin ten zawdzięczamy jednemu osobnikowi, który podarł Biblię wraz Nowym Testamentem czyli z Ewangeliami, mówiącymi o Zbawicielu, Synu Bożym, który przyniósł ludzkości w darze chrześcijaństwo. Nie było chyba w dziejach daru większej wagi! Niestety, w naszym stuleciu w agresji na chrześcijaństwo i jego symbole biora udział już nie tatarskie ordy czy Turcy, ale watahy „artystów” – malarze, rzeźbiarze, piosenkarze lub spece od hapenningu. Czy są to ludzie wyrośli w tradycji chrześcijańskiej?? To ogromny znak zapytania, ale na pewno wyzuci z wrażliwości i szacunku dla religii. Od lat śledzimy ich wyczyny, prześcigają się w bluźnierczych pomysłach, które szokują świat i są skandalami wystaw, galerii czy koncertów. Dzieła te są w tak złym guście, że darujmy sobie przypominanie detali tych prymitywnych kiczów. Głównym celem ataków jest Krzyż ( np. na wystawie w Avignon w r.2011 krucyfiks zanurzony w urynie), ale nie tylko. Pamiętamy jak pewien poczytny tygodnik umieścił na okładce wizerunek Matki Boskiej w masce gazowej. Albo „impure photos” Matki Boskiej z Gwadalupy w książce wydanej w Powells City of Books. Owi „artyści” prześcigają się też w znieważaniu religijnych symboli chrześcijan, obrażając ich uczucia w sposób tak brutalny i złośliwy, że małpa z brzytwą byłaby kwintensencją wdzięku.
Watahy owych „nergali” ruszyły do ofensywy przeciwko chrześcijanom,, ich zamiarem – jak kiedyś celem Tatrów i Turków – jest wykorzenienie chrześcijaństwa w Polsce. Ich ofensywa w dorzeczu Wisły jest jednak zaledwie epizodem tej światowej wojny z chrześcijaństwem, prowadzonej na wielu kontynentach – od Nowego Jorku po Londyn, Paryż czy Madryt. Na okładce „The Observer” był kiedyś nagi Chrystus, a w stanie Texas teatralnym skandalem była premiera „Corpus Christi”, w niej Jezus utrzymuje stosunki homoseksualne z apostołami! Listę tych chorych i haniebnych widowisk – nie mających nic wspólnego ze sztuka teatralną – można wydłużyć, a ostatnim spektaklem w kręgu tych nikczemności jest „Golgota Picnic”, spreparowany przez argentyńską trupę, ale w istocie nie są to rodowici Argentyńczycy. Tournee tego widowiska wywołało wiele protestów we Francji w roku ubiegłym, a obecnie w Polsce. Za to na antypodach jakby trwał rozejm, czyżby rozsądek był tu górą nad paranoją diabolicznych ekscesów ?
Świat jest niewątpliwie chory, pisałem już o tym ( np. Tygodnik Polski, Melbourne, „Chory świat”, 1.6.2011). A oprócz ofensywy na scenach teatrów ( czy pseudo-teatrów) albo w galeriach sztuki wojna z Kościołem trwa w wydawnictwach, gdzie ukazują się antyklerykalne tytuły, ewentualnie wznowienia dzieł poczytnych autorów, w których można znaleźć bodaj jakieś szpilki godzące w wiarę chrześcijańską jak np. „Un coeur simple” Gustawa Flaubert’a lub „Wina ojca Mouret” Emila Zoli. Antychrześcijanie nie przepuszczą bowiem żadnej okazji dla agresji wobec Kościoła i religii. Powraca co roku kampania przeciwko świętom religijnym, łącznie z Christmas, które nieznani wrogowie katolicyzmu chcą usunąć z kalendarza. Nie brakuje też agresji fizycznej wobec chrześcijan, a w wielu krajach przybiera ona kształt ludobójstwa. Gdy Jan Paweł II odwiedził Afrykę ( 1980. 1982) widział mogiły pomordowanych księży jak w Zairze grób kardynała Biayendy. Nasz Papież potrafił znaleźć słowa przemawiające do mieszkańców Czarnego Lądu: „Chrystus jest nie tylko Bogiem, ale również człowiekiem. A jako człowiek jest też Afrykaninem” – co spotkało się z aplauzem Kenijczyków.
Niestety, w wielu krajach Afryki doszło do rzezi chrześcijan – zwłaszcza po publikacji karykatur Mahometa w Danii ( 2005) – chociaż akurat ten fatalny pomysł nie wylągł się w głowach katolików, natomiast to oni zebrali śmiertelne żniwo. Pozostaje tylko domyślać się kto stał za tą tragiczną prowokacją. Prześladowania chrześcijan osiągnęły monstrualne rozmiary na całej planecie, odnotowane są w różnych publikacjach jak np. w książce „Violence against Christians in the year 2003” ( Ed. Church in Need, Holland), gdzie znajdziemy zapis zbrodni dokonanych na chrześcijanach aż w 60 krajach, od Afganistanu po Zimbabwe. Pisałem o tym kilka lat temu ( Tygodnik Polski, Melbourne, „Chrześcijański holokaust”, 17.12.2008), a od tego czasu pogorszyła się bardzo sytuacja w Nigerii, w Syrii, ponownie w Indiach i Iraku. W pewnych krajach Afryki oddziały fanatyków islamskich są mocniejsze od tamtejszych armii, a przynajmniej korzystają z ich bierności.
Ale wróćmy jeszcze do sprawy protestów przeciwko nikczemnemu spektaklowi „Golgota Picnic”, które w Polsce zakończyły się represjami w stosunku do protestantów, a wśród nich była i młodzież. A tym cynicznym pacyfikowaniu młodych przez reżim IIIRP pisał niedawno na naszych blogachpl. Andy51, podając zestawienie osób represjonowanych. Chwała mu za to, ale na tym chyba poprzestać nie można ? Wypada, by liczne organizacje ( a pewnie i Episkopat ) ujęły się za młodzieżą, to w końcu przyszłość narodu. We Francji podobne protesty skupia i prowadzi prężna organizacja „Civitas”, a w Polsce z braku analogicznej instytucji oczekujmy bodaj obrony ze strony biskupów – nie pojedynczych jak dotąd, ale właśnie skupionych razem w Episkopacie. Nie muszą biskupi chwytać za muszkiety jak lwowscy bernardyni w r.1620, wystarczy że mocą słowa przeciwstawią się złu. Bo milczenie pasterzy może zostać poczytane za lęk i rozproszą się owce. A na to tylko czekają hordy „nergali” i faryzeuszy. Trzeba być ślepym, by nie widzieć intencji wrogów wiary i Kościoła, dzisiaj różnych maści, nie są to tylko byli marksiści.
Marek Baterowicz