(Informacja z Internetu) Radosław Sikorski mieszka jak prawdziwy angielski lord. Jego dom w Chobielinie wycenia się na ok. 4 mln zł – podaje portal fakt.pl. Do zabytkowego szlacheckiego dworku minister spraw zagranicznych wstawił zabytkowe organy i – jak informuje fakt.pl – sam grywa na nich dla swoich gości.
Posiadłość, której powierzchnia przekracza 800 mkw, urządzona jest bardzo gustownie. Na działce o powierzchni 14 ha państwo Sikorscy mają także do dyspozycji zagrodę dla danieli, ogród, staw, leśniczówkę, a także kort tenisowy.
Radosław Sikorski grywa też w szachy!
Czy on gra w szachy? Raczej wątpię. To kolejny bibelot do jego próżniaczej kolekcji. 95% narodu na krawędzi ubóstwa. A ten się obnosi z takim majątkiem. Niestety ciemna strona mocy pod przywództwem DarkTuska rozpostarła swoje macki nad Polską.
Niech moc będzie z wami! Ostatni z rycerzy Jedai.
Może gra, ale ciekawe jaki debiut preferuje: „obronę rosyjską”, a może „obronę berlińską”? Bo raczej nie jest sympatykiem „ataku Marshalla” lub „obrony polskiej”…
PS. Ach, ale mam nadzieję, że za powodu tego wpisu z BMW nie wysiądzie ABW, bo to fachowcy są, wiadomo.
>> PS. Ach, ale mam nadzieję, że za powodu tego wpisu z BMW nie wysiądzie ABW, bo to fachowcy są, wiadomo.
Już się zaczyna:
http://wiadomosci.onet.pl/olsztyn/abw-w-domu-elblazanina-za-krytyczny-wpis-o-premierze/4jv19
Chyba komuna wraca w pełni.
Nie musimy sięgać do szykan z powodu niezadowolenia polityką prowadzoną przez premiera. Wystarczy zobaczyć jakie są reakcje części środowiska szachowego na głosy krytyczne wobec PZSzach-u i kiepskiego poziomu naszych kadrowiczów. Wystarczy głos zwątpienia a już odpowiednie osoby wydają publiczny wyrok, że ktoś cieszy się z porażki naszych. Typowa inkwizycja szachowa albo bolszewickie „wróg ludu”.
No własnie też zauważyłem tę analogię; ale doświadczyłem tej alergicznej reakcji na krytykę nawet w środowiskach akademickich. Ludzie chyba jakoś podświadomie lękają się krytyki i są raczej przywiązani do swojego paradygmatu. Ale bez krytyki nie ma postępu. Gdyby Kopernik nie był krytyczny w stosunku do Ptolemeusza, to nie powstało by jego „De revolitionibus orbium coelestium”. A więc polityce i szachom też jest potrzebna krytyka.
Ale „bolszewicy szachowi” tego nie rozumieją. Dla nich liczy się wspólny poklask i zachwyt.
Natomiast podczas mojej pracy na Uniwersytecie Gdańskim nie doświadczyłem takiej kampanii nienawiści w stosunku do osób mające inne zdanie. Oczywiście zdarzały się sytuacje z pewnymi tarciami, niezrozumieniem, itd., ale nie było publicznego linczowania na blogach i nastawienia że myślisz inaczej czyli cieszysz się z niepowodzeń innych.
W szachach mamy na szczęście mało takich blogów specjalizujących się w oklaskiwaniu władzy. Są blogi, które obiektywnie opisują sytuację i dlatego są one oczywiście na czarnej liście prezesów PZSzach.
„Szachowi bolszewicy” – co za trafne określenie!
Wczoraj, podczas przeglądania „Variów” Witolda Gombrowicza mój wzrok zatrzymał się przypadkowo (albo i nie przypadkowo) na takim oto fragmencie: „Poziom osobisty i struktura duchowa pana X dajmy na to – ministra spraw zagranicznych, nie mogą być obojętne dla przeciętnego obywatela, gdyż lada poślizgnięcie pana X rozpęta burzę, w której odmętach zatonie milion zwyczajnych Ygreków.” Fragment ten pochodzi z felietonu „Obyczaje dostojników” [„Kurier Poranny” 1938, nr 88]. A dalej autor „Ferdydurke” pisze o tym, że kluczowe znaczenie ma przy tym styl – forma obcowania ze sobą dostojników i uzasadnia dlaczego tak jest. Otóż „rozmówka” ministra Sikorskiego z ministrem Rostowskim ujawniona przez tygodnik „Wprost” wskazuje na to, że ci dostojnicy wypracowali sobie dilowo-burdelowy styl rozmawiania ze sobą. Ale czy tylko oni? Wydaje się że nie, i że ten styl jest powszechny w środowisku elit III RP. Amen. No to teraz wizyta ABW gwarantowana – mam to jak w banku (banku Belki?)… A o czym będziemy rozmawiać? Jak to o czym?! O literaturze! Bo to fachowcy są, wiadomo.
PS. A propos „bolszewików”, to nie dziwię się, że publikacja tekstów autora „Dzienników” została przez nich zakazana w PRL bo tam jest zawarta niesamowita siła, a silni obywatele (według Norwida to ci którzy są nauczeni czytania) zawsze potrafią sprawić dużo przyjemności władzy, a że ta zwykle ma wrodzoną skłonność do ascezy więc musi bronić się przed nadmiarem rozkoszy oferowanej jej przez czytelników zakochanych w dobrej prozie, więc chyba faktycznie nie mieli wyjścia i musieli zakazać (ale mi dziko-entymematyczno-barokowe zdanko wyszło).
PS II. Gombrowicz bardzo lubił grać w szachy.
PS III. Spójrz oficerowi w oczy. Ach, ten Gombro!
O, a jutro w tygodniku „Wprost” ma być zamieszczona rozmowa Romana Giertycha, Jana Pińskiego i Piotra Nisztora:
http://wyborcza.pl/1,75478,16274370,Jak_nagrali_Giertycha.html
Gombrowicz (tak, tak, panie Romanie, Gombrowicz) pisał – „napięta ciekawość z jaką badamy atmosferę tych rozmówek i sposób obcowania ze sobą ludzi wpływowych jest zaiste najzupełniej uzasadniona”, a więc jutro z czystym sumieniem będziemy mogli przyjrzeć się modus vivendi dostojnika i dziennikarzy. I nich wybaczą mi wszyscy, którzy zauważyli pewne przesunięcie semantyczne (w intencjonalnym wskaźniku kierunkowym – nie chodzi o wskaźnik w samochodzie, słowa „tych rozmówek”) jakiego dokonałem w zdaniu autora „Kosmosu”, bo niestety ja nie czytam Gombrowicza w rękawiczkach. Dopraszam się również łaski tych, którzy mogą powiedzieć: „polityka, literatura, a tutaj przecież jest blog szachowy”, ale zauważyłem, że jednym z rozmawiających jest Jan Piński, który jednak z szachami ma związek stąd właśnie mój wpis:
http://www.blog.konikowski.net/2013/08/13/tygodnik-jana-pinskiego/
Bardzo dziękuję za ciekawą wiadomość. Także Roman Giertych jest zapalonym szachistą. Wiem to z pewnego źródła. Dla przypomnienia Jan Piński jest redaktorem naczelnym pisma „Panorama szachowa”.