Jeśli nie istnieje państwo polskie (o czym zapewnił nas minister aktualnie panującego nam rządu) możemy częściej zająć się innymi tematami, bo czy warto zbyt wiele pisać o kraju, który nie potrafił stworzyć własnego państwa i pozostaje jedynie pojęciem geograficzno-kulturalnym. Z tą kulturą też coraz gorzej, poczynając od języka nie tylko polityków i „dyplomatów”, albowiem i język potoczny Lechitów upada na bruk jak mówią mi odwiedzający Kraj znajomi. A także proza Masłowskiej i innych autorów. Ukochany kraj, umiłowany kraj chamieje na potęgę. Znacznie lepiej było za I Rzeczypospolitej, gdy jeszcze znano prawdziwą łacinę… Dziś jednak zerkniemy za Pireneje, gdzie właśnie po abdykacji Juana Carlosa na tron wstąpił jego syn przyjmując imię Filipa VI, królewicz postawny i przystojny, ożeniony z atrakcyjną rozwódką (tak, czasy się zmieniły od epoki pani Simpson i króla Edwarda) i – po ceremonii 19 czerwca – przejął berło Burbonów w Hiszpanii. Z tej okazji warto przypomnieć panowanie jego poprzednika Filipa V, wnuka Ludwika XIV, który – po pięciu monarchach z dynastii Habsburgów – był pierwszym Burbonem na hiszpańskim tronie. I po zgonie Karola II (w 1700), zgodnie z jego testamentem, ale i z wielkim ukontentowaniem Ludwika XIV, przejął berło rozległego imperium Hiszpanii, w którym nie zachodziło słońce. A Król Słońce, żegnając wnuka w Wersalu, zwanego wtedy księciem d’Anjou, przekazał mu szczególną misję w tym zwięzłym przesłaniu: „ Bądź dobrym Hiszpanem. To pierwszy twój obowiązek. Ale pamiętaj, że urodziłeś się Francuzem i podtrzymuj więź między oboma krajami”. Książę d’Anjou jako Filip V nie zapomni polecenia swego dziadka, jednakże w wielu wypadkach okazał się bardziej francuski niż hiszpański.
Ale dlaczego Pireneje? W roku 1659 tzw. Pokój Pirenejski kończył wojnę między Francją a Hiszpanią, niefortunną dla Madrytu zwłaszcza w bitwach pod Rocroi (1643) czy Dunes (1658). Francja odbierała Roussillon, Artois, część Flandrii, Hainaut i Luksemburga, natomiast Lotaryngię brali Hiszpanie pod warunkiem zburzenia murów obronnych miast. Po odmowie tego warunku Lotaryngię zajęła armia francuska. Ludwik XIV triumfował, w r.1660 poślubił też infantkę Marię Teresę, córkę Filipa IV, a już wtedy planował osadzić na tronie hiszpańskim Bourbona. Po tym traktacie i ślubie ambasador Hiszpanii wypowiedział słowa, które pilnie odnotowano: „ Jaka radość! Nie ma już Pirenejów, jesteśmy jednością!”. Był to dyplomatyczny żart, albowiem dynastia habsburska miała przed sobą jeszcze 40 lat rządów, co prawda mało chwalebnych, gdy hiszpańskie imperium chyliło się do upadku. W r.1640 Madryt traci kontrolę nad Portugalią (zależną tylko 80 lat), secesji próbuje Katalonia, a w r.1652 wybuchają zamieszki w Andaluzji. Po tych wstrząsach tron w r.1665 obejmuje ostatni przedstawiciel Domu Austrii Karol II, epileptyk i znany z ekstrawagancji, które każą podejrzewać, że jest opętany przez demona. Oto np. rozkazuje otworzyć trumny swej rodziny w Eskurialu, a szczególną emocję przeżywa na widok szczątków swej pierwszej żony Marii-Luizy d’Orléans i pragnie ją ucałować! Powstrzymano go siłą. Nic dziwnego, że panował pod przydomkiem „Hechizado” (Zaczarowany), a zmarł bezpotomnie oddając tron Bourbonom w r.1700.
I wtedy okazało się, że tamten żart sprzed lat 60-ciu („Nie ma już Pirenejów…”) bardzo nie podoba się wielu europejskim potencjom, a zwłaszcza Anglii, Holandii i oczywiście cesarzowi Austrii, który wolałby widzieć na hiszpańskim tronie swego syna arcyksięcia Karola. Pierwsze starcia między Austriakami a Francuzami (protektorami Filipa V) miały miejsce na terenie Włoch, ale prawdziwą wojnę europejską w sprawie sukcesji w Hiszpanii rozpoczął desant angielski w Niderlandach w r.1702. W rok później do antyfrancuskiej koalicji dołączyły Sabaudia i Portugalia. W sierpniu 1704 r. Francuzi ponieśli porażkę, co pozwoliło Austriakom zająć całą Bawarię. Ludwik XIV przekonał się, że siły aliantów (doszli Duńczycy) lekceważyć nie można i że niełatwo przyjdzie mu bronić praw swego wnuka do tronu Hiszpanii. A wizja unii Francji z Hiszpanią niepokoiła inne państwa w Europie, szczególnie Anglię. W lipcu r.1704 Anglicy (z pomocą Holendrów) zdobyli Gibraltar, strategiczny przylądek dla ich floty, i siedzą tam do dzisiaj. Po zajęciu Gibraltaru ich okręty swobodnie manewrowały na Morzu Śródziemnym, nękając Baleary. Po wielu bitwach – raz pomyślnych dla Francji, a raz dla aliantów – dalsza wojnę skomplikowała interwencja wojsk angielskich z terenu Portugalii, a także sił pretendenta arcyksięcia Karola działającego w Aragonii, która – podobnie jak Katalonia – zamierzała oderwać się od królestwa Hiszpanii. Filip V musiał nawet opuścić Madryt, gdzie zaistalował się arcyksiążę austriacki, lecz nie na długo. Lud madrycki i cała Kastylia stanęła po stronie wnuka Króla Słońce. Arcyksiążę wycofał się do Walencji, mimo że Francuzi przegrali kampanię włoską i ponieśli porażki w Niderlandach. W r.1707 wojsko hiszpańsko-francuskie pokonało aliantów w Hiszpanii, a Francuzi odnieśli sukcesy w ofensywie na linii Renu. W r.1708 nie doszło do rozstrzygnięcia – Hiszpanie zwyciężali na lądzie, ale na morzu dominowali Anglicy zajmując Oran, Sardynie i Minorkę. Także we Flandrii odparli początkowo zwycięską ofensywę Francuzów, a następnie zajęli Lille, grożąc marszem na Paryż. Długo trwały sondaże ofert pokoju, Ludwik XIV nie mógł jednak wycofać poparcia dla swego wnuka i wojnę wznowiono. Niepowodzenia francuskie na północy wymagały odsieczy, z pomocą ruszyły wojska wysłane przedtem do Hiszpanii. Alianci wykorzystali to natychmiast, atakując z Katalonii i docierając do Madrytu, gdzie ponownie władzę przejął arcyksiążę Karol. I tym razem wysiłek militarny Kastylii przeważył szalę, w dwóch bitwach pokonano aliantów, a zarazem odzyskano Aragonię i Katalonię dla hiszpańskiej korony. Filip V powrócił do Madrytu, a negocjacje pokojowe trwały prawie dwa lata. W Londynie władzę przejęli torysi, zwolennicy pokoju, a po zgonie cesarza Austrii Józefa I arcyksiążę Karol zadowolił się tronem we Wiedniu. A kiedy Filip V oficjalnie zrezygnował z pretensji do tronu francuskiego w razie zgonu Króla Słońce, podpisano pokój w Utrechcie (1713). Wojna o sukcesję hiszpańską przybrała atoli wymiar europejski, na podobną skalę jak konflikt w XVI/XVII wieku między Hiszpanią a Niderlandami, uważany czasem za pierwszą wojną światową (nie tylko europejską).
Filip V pozostał na tronie, ale przez trzynaście lat musiał o to walczyć. Bilans tej wojny był dla Madrytu raczej marny. Hiszpania zachowała wprawdzie swe kolonie w Ameryce, lecz traciła Gibraltar, Minorkę i posiadłości we Włoszech (za wyjątkiem księstw Parmy i Toskanii), traciła też monopol na handel niewolnikami, odtąd przejęty przez Anglików, którzy dostali też przywileje handlowe w Amerycie Łacińskiej.
Filip V wprowadził za to swobodniejsze zwyczaje na dworze hiszpańskim, poddane przedtem surowej etykiecie. Uprościł administrację, ale nie miał szczęścia do doradców. Bajeczną karierę na jego dworze zrobił niejaki Alberoni, ogrodnik, który zauroczył księcia de Vendôme finezją swych sosów do makaronu. Vendôme wysłał Alberoniego do Madrytu, gdzie Filip V nadał mu godność kardynała i pierwszego ministra, jednak po politycznych impasach Hiszpanii Alberoniego zdymisjonowano. Nie trzeba było nawet „afery podsłuchowej”, która u króla Ubu nie jest obciachem, a nawet przydaje się do tropienia grupy przestępczej! No cóż, Filip V nie dysponował ani ABW, ani służbami z długim stażem. Był też słabego charakteru, ulegał bardzo wpływom swej drugiej żony Izabeli de Farnesio i jej interesom w Italii. Dzięki temu hiszpańska flota odzyskała silną rangę na Morzu Śródziemnym, chociaż na oceanach dominowali Anglicy. W r.1724 Filip V abdykował na rzecz swego syna Ludwika i osiadł z Izabelą w górach Guadarramy, gdzie zbudował pałac przypominjący mu Wersal. Filip w istocie nie znosił Madrytu i Eskurialu. Wakacje te potrwały tylko siedem miesięcy! Ludwik zmarł nagle – po wielu skandalach – na ospę i Filip V ponownie ujął berło, by panować aż do roku 1759. Zmarł w stulecie pokoju pirenejskiego, co pewnie jest czystym przypadkiem. Tron objął Ferdynand VI, syn Filipa i pierwszej żony Marii Luizy de Sabaudia. Tym razem Europa nie protestuje, zresztą nie musi, bo Ferdynand daje się manipulować zarówno Anglikom, jak i Francuzom i wszyscy są szczęśliwi.
Marek Baterowicz
To zubożenie języka polskiego i chamstwo widać także w środowisku szachowym. Tutaj była o tym wielokrotnie dyskusja,