Ten odcinek poświecam moim największym oponentom, którzy za głoszenie przeze mnie prawdy o stanie wyszkolenia naszych kadr i ogólnej kondycji polskich szachów wyczynowych obrażali mnie przy różnych okazjach!
W drugim numerze pisma związkowego MAT 2014 aktualny wicemistrz Polski Grzegorz Gajewski w wywiadzie z Piotrem Kaimem m.in. stwierdził:
Na pytanie: Czego ci brakuje, żeby dostać się do takiego towarzystwa, jak ósemka pretendentów? Odpowiedział: Jestem od nich słabszy w każdym elemencie gry, począwszy od debiutu. Na rynku polskim uchodzę za znawcę tej fazy gry, ale jak odniosę moją wiedzę do czołówki światowej, to nie mam się czym chwalić. Oni wiedzą o debiucie wszystko.
///////////////////////////////////
O kwestii znajomości teorii debiutów przez nasze kadry pisałem wielokrotnie w artykułach w polskich pismach specjalistycznych, na stronie oraz blogu. Moja ocena od dawna brzmiała jednakowo i nie zmieniła się do dnia dzisiejszego: Niedostateczna informacja o otwarciach, granie wariantów, których się często nie rozumie, słabo opracowane indywidualne repertuary debiutowe i często niedopasowane do stylu gry zawodników (zawodniczek) itd.
Przy takim stanie wiedzy nie ma szans konkurowania z silnymi przeciwnikami. Dlatego nasi najlepsi szachiści reprezentują poziom do mniej więcej 2650 punktów rankingowych. Wyjątkiem jest Radosław Wojtaszek, który – jako jedyny Polak – jest jeszcze członkiem klubu 2700+.
Grzegorz Gajewski – największy w Polsce znawca pierwszej fazy gry – oficjalnie przyznał się do swej słabości, która praktycznie dotyczy całej naszej czołówki.
Trochę uzupełniającej lektury:
Warto tu też wskazać na inne fragmenty wypowiedzi G.Gajewskiego, który rozgranicza pojęcie rankingu i siły gry:
„W moim wieku trudno jest zrobić jakieś porażające postępy. Nie mówię nawet o rankingu, ale o sile gry” oraz „Jeżeli wykorzystam tego typu atuty do maksimum, to teoretycznie mógłbym dojść do rankingu 2700, nawet jeśli moja siła gry będzie obiektywnie słabsza”. Mamy tu wytłumaczenie, dlaczego Radek Wojtaszek pomimo względnie wysokiego rankingu (jak na warunki Polski) gra raczej słabo (jak na warunki światowe). Wysokie cyferki nie świadczą o tym jak gra dany zawodnik.
Wywiad ogólnie jest ciekawy, choć czuję niesmak po sposobie w jaki G.Gajewski odnosi się do gry JK Dudy, jego klasy szachowej i perspektyw. W kulturalny i dyplomatyczny sposób GG zmiażdżył JK Dudę. Może trochę przesadzam w tym określeniu, ale odczuwam to co już kiedyś pisałem, że JK Duda zawsze żył (szachowo) w cieniu D.Świercza, który był gloryfikowany i wszystko co robił, spotykało się z peanami i niemal chórami anielskimi. Tymczasem o JK Dudzie było raczej cicho, a teraz gdy chłopak zachwyca nas swoimi osiągnięciami, to GG delikatnie mówiąc studzi (metodą kubła zimnej wody na głowę) nasze zachwyty i nadzieje na wybicie się JKD. Umieszczenie w akapicie o JK Dudzie jakiś sugestii o zawodnikach którzy świetnie się zapowiadali, ale ich droga na szczyt załamała się (właściwie to w tym artykule dwa razy była taka uwaga przy okazji JK Dudy), przykład zawodnika który osiągnłą więcej w wieku JKD niż on sam, dwukrotne podkreślanie różnicy pomiędzy JKD a jego rówieśnikiem W.Artemiewem, w tym że nas zawodnik nie jest klasy Artemiewa, że gra Jasia jest szarpana, że ma słaby debiut…
Jestem niemiło zaskoczony tą częścią wywiadu. Jaki cel ma takie traktowanie JK Dudy? Czyżby persona non grata?
Naprawdę czuję niesmak.
„W moim wieku trudno jest zrobić jakieś porażające postępy.”
Aż sprawdziłem w wikipedii, czy Gajewski nie ma już 50 lat, bo tak by wynikało z tej wypowiedzi. 30 lat (w tym przypadku 29) to nie jest podeszły wiek, którym można tłumaczyć brak postępów. Wielu mistrzów świata zdobyło tytuł po 30 roku życia (np. Anand). Nawet Kasparow, który zdobył tytuł wcześniej, miał największe sukcesy turniejowe po trzydziestce. Gajewskiemu chyba brakuje motywacji, bo taki stary jeszcze nie jest.
Grzegorz od dawna sprawia wrażenie zmęczonego szachami. Ma żonę i dwoje dzieci, to niech weźmie się za normalną pracę. Z szachów będzie mu trudno utrzymać rodzinę. Podobno skończył jakieś studia wyższe.
Widzę że nie tylko mi nasza kadra narodowa kojarzy się z niemocą, brakiem postępów i zniechęceniem.
Impotencja(uprzedzam atak, impotencja w sensie braku mocy) polskich szachów jest widoczna z Niemiec i USA. Świadczą o tym wpisy p. Konikowskiego i p. Nagrockiego na ich blogach. Oni chyba dostrzegają czym różni się prawdziwy świat szachowy od polskiego światka szachowego. I co tak naprawdę znaczą polscy zawodnicy na arenie międzynarodowej. A czy jest jeszcze ktoś za granicą, kto widzi ten światek z zewnątrz?
„Jestem niemiło zaskoczony tą częścią wywiadu. Jaki cel ma takie traktowanie JK Dudy?”
Ale dlaczego panie Krzysztofie ? jeśli wypowiedz jest kulturalna i logicznie uzasadniona to choćby nawet zbyt krytyczna ma jak najbardziej prawo bytu. Przeżywaliśmy faktycznie już wiele rozczarowań tzw. młodymi nadziejami
( ostatnio Świerczem) oraz prawdą jest że rówieśnicy postępy niektórzy rówieśnicy robią szybsze postępy ( jak i prawdą jest że większość robi wolniejsze 🙂 ), uważam że bez żadnych podtekstów wszyscy życzą jak najlepiej Dudzie, jednak pewne stonowanie oczekiwań nie jest naganne, a może wręcz wpłynąć mobilizująco.
Czasem lepiej cieszyć się z nadspodziewanych sukcesów niż przeżywać kolejne rozczarowanie. W każdym razie ma prawo Gajewski do własnej prywatnej nawet krytycznej opinii, tak jak ktoś inny ma prawo polemizować byle w zwyczajowo dopuszczalnych granicach. Ja też mam nadzieję że doczekamy się wreszcie (z Jasia Dudy) zawodnika ścisłej światowej czołówki. Jak będzie ? czas pokaże.
Stonowanie oczekiwań akurat w przypadku JKDudy? Metodą wytykania mu wszystkiego prosto z mostu i zaniżania jego oceny w oczach polskiego środowiska szachowego? Naszego najlepszego juniora? Jakoś nikt nie jest skłonny do tonowania naszych oczekiwań w przypadku nieprogresujących kadrowiczów, nikt nie tonuje niespełnionych oczekiwań w stosunku do Radka i Darka, ale akurat trzeba było przejechać się po obecnym najlepszym juniorze? Ta „prywatna” ocena G.Gajewskiego została oficjalnie opublikowana w nieprywatnym czasopiśmie związkowym.
Panie Krzysztofie! Ma Pan w 100% rację. Tak nie można postępować z jedynym polskim zawodnikiem, który ma jeszcze pewne szanse osiągnięcia godnych wyników na arenie międzynarodowej. Janek to jeszcze junior. Może Gajewski chce w ten sposób utrącić przyszłego rywala. Janek nie daj się!
„O kwestii znajomości teorii debiutów przez nasze kadry pisałem wielokrotnie…”
[G. Gajewski] „Jestem od nich słabszy w każdym elemencie gry, począwszy od debiutu.”
Pan Konikowski próbuje tu bić na larum, podpierając się autorytetem arcymistrza Gajewskiego, jakby zupełnie nie rozumiejąc, co ten mówi. GM Gajewski twierdzi przecież, że jest on (a zapewnie i reszta naszej czołówki poza Wojtaszkiem) gorszy od zawodników elity (czyli zapewne 2750 i wyżej) w KAŻDYM elemencie gry, a nie „w każdym, a zwłaszcza w debiucie”. I cóż w tym dziwnego? Zawodnik słabszy zazwyczaj jest gorszy od zawodnika o klasę silniejszego w każdej fazie gry. Nic odkrywczego i nie świadczy o żadnej zmianie na gorsze. Tak jest teraz, tak było i za czasów, kiedy jeszcze pan Konikowski zajmował się w Polsce szkoleniem – polska elita była i jest o klasę słabsza od elity światowej, w każdej fazie gry!
Zamiast grzmieć o „upadku polskich szachów wyczynowych” należy się cieszyć, że przynajmniej mamy teraz chociaż jednego zawodnika (Wojtaszka), który co jakiś czas potrafi światowej czołówce stawić czoło. A jeśli się mylę, jeśli ktoś twierdzi, że faktycznie teraz polskie szachy wyczynowe mają się gorzej, niż 10/20/30/40 lat temu, to czekam niecierpliwie na dowody. Na przykłady w postaci przytoczenia występów naszych reprezentantów przewyższających to, co widzimy w polskich szachach wyczynowych w ciągu ostatnich 10 lat.
I jak zwykle się nie doczekam…
Czyli znowu mamy zadowolić się tym, że Radek kiedyś wyrwał punkt Nakamurze? Od lat nasi kadrowicze zatrzymali się na poziomie 2650, a pomimo nakładów sił, pieniędzy, szkolenia, superlaptopów, itd., mamy tylko jednego obiecującego juniora. I to ma być powód do radości? G.Gajewski powiedział wyraźnie że pod względem debiutu odstaje od czołówki światowej. Zresztą który z naszych kadrowiczów nie odstaje?
Ostatnio było tutaj smutno bez lukiluka. Znowu wraca do problemu, że mamy tylko Wojtaszka. To chyba trochę za mało na wkład finansowy, jaki się daje w finansowanie polskich szachistów. Powinniśmy mieć kilku Wojtaszków. Mieliśmy kiedyś Rubinsteina, Tartakowera, Najdorfa. To były granaty. Teraz mamy tylko Radka, który obecnie nabija ranking elo na lidze francuskiej grając ze słabeuszami. Dzięki temu trzyma się w klubie 2700. Szkoda, że PZSzach przezornie nie zaliczył do elo meczu z Ukrainą. To byłaby jatka dla Wojtaszka. Niedługo Radek zagra w Bielu. Tutaj nie będzie parasola ochronnego. Wojtaszek będzie musiał pokazać co potrafi.
Trafił nam się jeden Wojtaszek, tak jak Norwegom trafił się Carlsen ale w obu przypadkach to nie jest zasługa centralnego systemu szkolenia ani działaczy związku.
Grzegorz Gajewski jest wicemistrzem Polski oraz olimpijczykiem i od wielu lat zalicza się do ścisłej czołówki krajowej. Jego wypowiedź, że go dzieli przepaść od elity światowej świadczy, że coś nie gra w systemie szkolenia Polskiego Związku Szachowego. Debiut to tylko początek gry. Nie chciałem już poruszać dalszych faz partii, aby nie pogłębiać problemu i nie podkreślać słabości w wyszkoleniu naszych czołowych zawodników. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że – oprócz Wojtaszka – nasza kadra ma duże braki. Największy problem tkwi jednak w tym, że nasza czołówka niewiele czyni w kierunku podniesienia swych umiejętności szachowych. Natomiast działacze PZSZach nic albo mało czynią w tym kierunku aby naszych asów zmusić do intensywnego treningu.
Niby po co miałbym podpierać się „autorytetem Gajewskiego”? O problemach wyszkolenia naszej czołówki piszę od lat. Lukiluk musi poczytać sobie polskie pisma fachowe, a nie opierać swoją wiedzę tylko o wiadomości z pisma związkowego MAT. A więc to chyba Grzegorz Gajewski oparł się w swojej wypowiedzi na moich wcześniejszych opublikowanych tekstach.
Kiedy ja zajmowałem się pracą szkoleniową w Polsce, to były inne czasy. Granice były zamknięte i nie było tyle turniejów, co obecnie. Nie można było grać, jak teraz, w różnych ligach i nabijać sobie ranking. Nie można było też tak łatwo zdobywać tytuły, np. arcymistrza itd. Obecnie nasze kadry mają o wiele łatwiejsze możliwości grania w imprezach międzynarodowych. Tak więc porównywanie poziomów gry naszej czołówki np. sprzed 30 lat nie ma żadnego sensu. Wtedy tytuł arcymistrza miał wielką wartość, obecnie ten tytuł zdobywają nawet dzieci.
Lukiluk ciągle wraca do problemu Wojtaszka. Przecież ciągle podkreślam, że mamy tylko jednego zawodnika w pierwszej setce i z tego bardzo się cieszymy. Szkoda tylko, że szkoleniowcy Polskiego Związku Szachowego – mimo większych możliwości niż to co było kiedyś – nie wykształcili kilku „Wojtaszków”. Radek gra zresztą bardzo nierówno. Słabszych z reguły ogrywa bez większych kłopotów, natomiast z silniejszymi ma często problemy. Musi jeszcze pokazać swoją klasę w renomowanych turniejach. Najbliższą okazją będzie turniej w Biel.
„A więc to chyba Grzegorz Gajewski oparł się w swojej wypowiedzi na moich wcześniejszych opublikowanych tekstach.”
Bez żartów proszę. Gdyby arcymistrz Gajewski pisał tylko o debiutach, to może mógłbym się z tym pomysłem zgodzić. Ale tak nie było – pisał o różnicy w każdej fazie gry. Opierał się na swoim własnym, niedostępnym panu Konikowskiemu doświadczeniu arcymistrza, a nie na podstawie cudzych artykułów.
_____________________________________________________________
„Natomiast działacze PZSZach nic albo mało czynią w tym kierunku aby naszych asów zmusić do intensywnego treningu.”
Zmusić? Mówimy o dorosłych zawodowych szachistach, a nie o juniorach albo pracownikach PZSzach. Związek nie ma prawa ich do niczego zmuszać. Zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby trenowali, zamiast grać w przeciętnych openach lub ligach, za jakiś czas osiągnęliby wyższy poziom. Tylko że pan Konikowski zdaje sobie nie zdawać sprawy, że ci ludzie zarabiają na życie grą w szachy. Cóż z tego, że za kilka lat osiągnie taki arcymistrz poziom 2700, jeśli przez ten czas nie będzie miał z czego rodziny utrzymać? A świetność szachisty przemija szybko – po skończeniu maksymalnie 45 lat życia nie można już liczyć na wielkie sukcesy. Szkolenie i pisanie książek część z nich wchłonie, ale nie każdy się do tego nadaje. Kto do tego czasu nie zarobi sobie na emeryturę, niech sobie lepiej szuka bogatej żony, bo sam się na godnym poziomie w większości przypadków nie utrzyma.
_________________________________________________________
Przypominam, że nadal czekam na dowody „upadku” polskich szachów wyczynowych w porównaniu z dowolnym innym okresem powojennym. Przepaść dzieląca naszych zawodników od światowej czołówki takim dowodem oczywiście nie jest, bo taka przepaść istnieje już od lat, i raczej się zmniejsza, niż zwiększa, skoro w końcu mamy jednego zawodnika, który niekiedy potrafi zagrać ze światową czołówką jak równy z równym. Owszem, malkontenci mogą i będą narzekać, że jest „tylko jeden” Wojtaszek. Zapominają, że jest to o jednego zawodnika jego klasy więcej, niż mieliśmy przez poprzednie 50 lat. Nie jest tak dobrze, jak by się chciało (no ale dla malkontentów nigdy nie będzie), ale idzie ku lepszemu. Żeby nie być gołosłownym, oto bezprecedensowe w okresie powojennym sukcesy polskich szachistów, odniesione w XXI wieku:
———————————————————–
* Polak w czołowej 20 (chwilowo), a 30 regularnie światowego rankingu.
* Polak mistrzem Europy w szachach klasycznych.
* Polak mistrzem Europy w szachach szybkich.
* Polak w superturnieju i to za zasługi, a nie przywilejem organizatora (owszem, poniósł klęskę, ale to i tak o niebo lepszy wynik, niż brak udziału).
* Polak mistrzem świata do lat 20.
* Polki drużynowymi mistrzyniami Europy.
* Polka wygrywa partię z mistrzynią świata i eliminuje ją z Mistrzostw Świata.
* Seria zwycięstw polskich zawodników z arcymistrzami z pierwszej dziesiątki świata (Wojtaszek – wiadomo, Bartel z Caruaną, Soćko z Carlsenem na Bundeslidze 2008/2009)
„Przypominam, że nadal czekam na dowody „upadku” polskich szachów”.
Pragnę zauważyć że jesteśmy gośćmi na blogu Jerzego Konikowskiego i dlatego nie wypada nam stawiać mu żądań ani zachowywać się obcesowo. Co najwyżej możemy prosić o coś.
* Polak w czołowej 20 (chwilowo), a 30 regularnie światowego rankingu.
W żadnej innej dyscyplinie sportu 30 miejsce nie jest uważane za sukces.
* Polak mistrzem Europy w szachach klasycznych.
* Polak mistrzem Europy w szachach szybkich.
Ile jest wart tytuł mistrza Europy pokazały mecze Karpow-Macieja i Kasparow-Azmajparaszwili.
* Polak w superturnieju i to za zasługi, a nie przywilejem organizatora (owszem, poniósł klęskę, ale to i tak o niebo lepszy wynik, niż brak udziału).
To był sukces. Jak się okazało, przypadkowy.
* Polak mistrzem świata do lat 20.
Ale na żądanie naszych działaczy został zdegradowany do mistrza świata do lat 18. Kempiński też był mistrzem świata do 18 i mało kto o tym pamięta.
* Polki drużynowymi mistrzyniami Europy.
Ale szachy to nie gra zespołowa. Liczą się sukcesy indywidualne. A tych nasze panie nie mają.
* Polka wygrywa partię z mistrzynią świata i eliminuje ją z Mistrzostw Świata.
* Seria zwycięstw polskich zawodników z arcymistrzami z pierwszej dziesiątki świata (Wojtaszek – wiadomo, Bartel z Caruaną, Soćko z Carlsenem na Bundeslidze 2008/2009)
Innymi słowy, spośród kilku tysięcy partii trafiło się kilka dobrych.
Lukiluk uprawia propagandę sukcesu. Jedyny jego argument to taki, że 30 lat temu było gorzej. Wtedy były zupełnie inne szachy. Porównywanie nie ma sensu. Dostęp do informacji był trudny. Obecnie istnieje powszechny dostęp do baz partii, silników i materiałów szkoleniowych.
„W żadnej innej dyscyplinie sportu 30 miejsce nie jest uważane za sukces.”
Być może, ale cóż z tego? Nie mówimy tutaj o tych innych dyscyplinach, ale o szachach, gdzie 20, a nawet 30 miejsce jest dla polskiego szachisty dużym sukcesem. Bez precedensu w historii polskich szachów powojennych. Jeśli ktoś uważa, że sukcesem nie jest, proszę o jawne powiedzenie tego.
______________________________________________________
„* Polak mistrzem świata do lat 20.
Ale na żądanie naszych działaczy został zdegradowany do mistrza świata do lat 18. ”
Nie został zdegradowany, tylko wygrał kolejny turniej. Czy w nim powinien był wystąpić, czy nie, to inne pytanie, ale żadna odpowiedź nie umniejsza sukcesu zdobycia jedynego jak do tej pory polskiego tytułu mistrza świata do lat 20.
______________________________________________________
„Ile jest wart tytuł mistrza Europy pokazały mecze Karpow-Macieja i Kasparow-Azmajparaszwili.”
Oraz mecz Macieja – Polgar, chyba też godny wzmianki?
Tytuł mistrza Europy nie jest wart wiele, to prawda, ale nawet to niewiele było poza zasięgiem polskich szachistów w ciągu poprzednich 50 lat. Czyli – jest lepiej.
______________________________________________________
„Innymi słowy, spośród kilku tysięcy partii trafiło się kilka dobrych.”
Kilku tysięcy? Nie sądzę, żeby polscy zawodnicy rozegrali chociaż sto partii z zawodnikami pierwszej światowej dziesiątki w XXI wieku – a przecież tylko o takich partiach mówimy. Na tym tle „kilka dobrych (czytaj: zwycięskich) partii” wygląda już nieco lepiej, prawda? W szczególności, jest to o te kilka więcej, niż w ciągu poprzednich 50 lat.
______________________________________________________
„Wtedy były zupełnie inne szachy. Porównywanie nie ma sensu. Dostęp do informacji był trudny. Obecnie istnieje powszechny dostęp do baz partii, silników i materiałów szkoleniowych.”
A 30 lat temu był powszechny brak dostępu do powyższych, przynajmniej w porównaniu do dostępności w dzisiejszych czasach. Dlatego, o ile nie ma sensu porównywać względnej siły gry np. Carlsena i Botwinnika, o tyle jak najbardziej można porównywać ich miejsce wśród im współczesnych.
______________________________________________________
Nie uprawiam propagandy sukcesu, tylko propagandę prawdy. Nie zamierzam bynajmniej dowodzić, że polskie szachy wyczynowe mają się świetnie, bo tak nie jest. Dowodzę tylko, że mają się lepiej, niż kiedykolwiek od czasów szachistów przedwojennych – a postęp musi trwać. Jeśli ktoś chce mi zanegować, to jak zawsze cierpliwie czekam, aż ktoś poda przykłady, jak to kiedyś było lepiej z naszą kadrą, niż teraz.
Na razie nikt nawet nie spróbował.
30 lat temu czołówka miała dużą przewagę w debiutach nad naszymi szachistami. Dziś każdy ma dostęp do tych samych baz danych, więc dystans powinien się zmniejszyć. Mistrzostwa Europy są rozgrywane od kilkunastu lat, więc wcześniej nie można było ich wygrać. Nasi arcymistrzowie grają po mniej więcej 100 partii rocznie. Z kilku lat uzbiera się kilka tysięcy. Przy takiej ilości, siłą rzeczy, kilka dobrych partii musi się trafić. Już chyba trzech Polaków wygrało z Caruaną, i co z tego? Schmidt, Kuligowski czy Pokojowczyk też wygrywali pojedyncze partie z czołówką. Trochę rzadziej, bo było mniej turniejów i możliwości wyjazdów. Z pojedynczych wygranych nic nie wynika. Jeśli to ma być na liście sukcesów, to najlepiej świadczy o ich braku.
Amator wyjaśnił najważniejsze kwestie sukcesów polskich szachów wyczynowych w ostatnich latach.
To co powiedział arcymistrz Gajewski w „Macie”, to trener Konikowski wielokrotnie omawiał już dawno w polskich pismach szachowych, stronie i blogu. Powtarzam: Lukiluk z pewnością nie czyta „wrogie” czasopisma i dlatego nie ma większej wiedzy w tej materii. Zresztą do dalszej części wywiadu Gajewskiego jeszcze wrócę w odzielnych odcinkach.
Zdaję sobie sprawę, że los polskiego szachisty zawodowego nie jest łatwy. A więc tym bardziej powinni oni intensywnie trenować, aby silniej grać, co mogłoby owocować intratnymi zaproszeniami na turnieje międzynarodowe. Dlaczego nasz Wojtaszek ma być gorszy od Włocha Caruany lub Gajewski od Niemca Naiditscha? W grze turniejowej widać, że nasi arcymistrzowie są znacznie gorzej wyszkoleni od wymienionych zagranicznych zawodników.
Działacze PZSzach powinni wreszcie skończyć traktować nasze „gwiazdy” jak „święte krowy”. Jeśli zawodnik nie czyni od lat postępów, to powinno się go wymienić na młodych progresujących graczy. Przypominam moje sugestie dotyczące wczesnego startu w olimpiadzie Dariusza Świercza. Można to łatwo sprawdzić na blogu. Teraz mamy utalentowanego Janka Dudę i znowu słyszę, że musi poczekać na start w najbliższej olimpiadzie, ponieważ brany jest pod uwagę weteran polskich szachów Bartłomiej Macieja, który od lat nie czyni żadnych postępów i nie grał w ostatnich mistrzostwach kraju. Taką polityką sportową hamuje się rozwój szachów wyczynowych w Polsce, ale Lukiluk tego problemu oczywiście nie pojmuje.
Zawsze cieszę się z sukcesów Polek i Polaków. Mieliśmy kiedyś sporo nieoczekiwanych wyników, z których nic większego nie wynikło. Co stało się z Bartłomiejem Macieją, który stanął w miejscu. Granie w średniej klasie turniejach i zdobywanie punktów na słabszych przeciwnikach to ma być postęp w naszych szachach wyczynowych? A swoją drogą my nie możemy ciągle żyć przeszłością.
Spójrzmy na aktualną sytuację polskich szachów wyczynowych: jeden zawodnik w pierwszej setce, kobiety nie liczą się w konkurencji indywidualnej i tylko jeden junior z nadziejami.
Kiedyś były zupełnie inne warunki gry. Prawie wyłącznie turnieje kołowe w silnej obsadzie – grali tylko najlepsi reprezentanci swoich krajów, openów nie było. Na olimpiadach były eliminacje i Polska wchodziła do finału (12-14 zespołów), potem „w szwajcarskich” olimpiadach Polska była na 7 i 8 miejscach. Kobiety miały brązowy medal i 4-5 miejsca. Konkurencja była relatywnie silniejsza, bo wśród mężczyzn ZSRR, Jugosławia, Węgry, USA, Argentyna, Czechosłowacja, RFN – to były potęgi – zespoły złożone z własnych najsilniejszych graczy. Teraz często czołowi gracze są w różnych drużynach. Potęg już nie ma! Tylko mocne zespoły. Jest ich więcej, ale to nie to samo co dawniej.
„30 lat temu czołówka miała dużą przewagę w debiutach nad naszymi szachistami.”
Dzisiaj też mają, a przynajmniej tak zdaje się sugerować pan Konikowski. Jak widać wszechobecność baz partii i materiałów szkoleniowych nie ma aż tak dużego znaczenia dla wyrównania poziomu wiedzy w tym temacie. Zresztą, skoro Fischer, Larsen, Portisch, Ivkov, Torre i inni nieradzieccy arcymistrzowie byli w stanie sobie poradzić, to czemu nie i Polacy sprzed 30 lat?
__________________________________________________________
„Nasi arcymistrzowie grają po mniej więcej 100 partii rocznie. Z kilku lat uzbiera się kilka tysięcy. Przy takiej ilości, siłą rzeczy, kilka dobrych partii musi się trafić.”
Tłumaczę jeszcze raz – te kilka wymienionych przeze mnie zwycięstw dotyczyło TYLKO partii z zawodnikami z pierwszej 10 świata, których to partii nie było kilka tysięcy. W sumie dobrych partii nasi arcymistrzowie zagrali znacznie więcej, ale znaczną część z nich ze słabszymi przeciwnikami. To, że taki Motylew albo Czeparinow nie są członkami światowej elity, nie oznacza, że nie można z nimi zagrać (i wygrać!) dobrej partii. No, chyba że w ogóle nie liczymy partii ze słabszymi zawodnikami, ale w takim razie proszę nie powoływać się na liczbę kilku tysięcy partii, bo z światową elitą było ich znacznie mniej.
__________________________________________________________
„Schmidt, Kuligowski czy Pokojowczyk też wygrywali pojedyncze partie z czołówką.”
A to miło słyszeć. Poprosiłbym tylko o jakiś przykład, tak żeby nie być gołosłownym. Chociaż jeden przykład partii, gdzie Schmidt, Kuligowski albo Pokojowczyk pokonali zawodnika ówczesnej światowej pierwszej dziesiątki.
Nie wiem, kto był w dziesiątce, bo przed 1970 rokiem nie było rankingu. Są dwa zwycięstwa z Korcznojem, ówczesnym wicemistrzem świata.
Bednarski-Geller 1970
Bednarski-Matulović 1975
Brzózka-Szabo 1963
Gligorić-Doda 1961
Benko-Doda 1969
Olafsson-Doda 1969
Szabo-Doda 1969
Poługajewski-Drozd 1961
Hort-Filipowicz 1971
Kuligowski-Andersson 1978
Kuligowski-R.Byrne 1978
Kuligowski-Uhlmann 1980
Kuligowski-Korcznoj 1983
Geller-Pokojowczyk 1976
Ivkov-Pokojowczyk 1977
Keres-Pytlakowski 1950
Schmidt-Filip 1968
Larsen-Schmidt 1971
Uhlmann-Schmidt 1975
Schmidt-Smysłow 1980
Sznapik-Hort 1979
Korcznoj-Sznapik 1982
Szabo-Śliwa 1952
Śliwa-Benko 1952
Szabo-Śliwa 1953
Śliwa-Filip 1953
Śliwa-Najdorf 1955
Śliwa-Matanović 1957
Śliwa-Bronstein 1957
Śliwa-Flohr 1960
Śliwa-Stahlberg 1960
Tajmanow-Tarnowski 1950
Tarnowski-Awerbach 1950
Dziwne, że Lulikuk nie słyszał o ani jednym z tych zwycięstw!
Pominąłem partię Tal-Adamski 1974, zakończoną w kontrowersyjny sposób, w wygranej dla Adamskiego pozycji.
Zgodnie z zasada „nie karm trola” mialem nie odpisywac uzytkownikowi lukiluk, ktory nie tylko przecenia osiagniecia naszej czolowki, ale i nie rozumie jak szachy w polsce padaja na pysk i prawdopodobnie juz nie wstana. Po pierwsze miejsce w pierwszej 30tce na swiecie nie liczy sie w ZADNEJ dyscyplinie sportu, z szachami wlacznie. Kto pamieta ktory zawodnik zajmowal 30te miejsce 15 lat temu, albo 30, albo 70? W sporcie licza sie sukcesy na prestizowych zawodach rangi mistrzostw kontynentow i swiata oraz zawodow komercyjnych z udzialem swiatowej czolowki. W takim turnieju Polak nie wygral od czasow Rubinsteina a to czy ktos jest 30 czy 50 nie ma zadnego znaczenia. Szachy sa tu jeszcze dosc specyficzne bo maja patologiczny system rankingowy pozwalajacy zdobywac punkty na wiejskich turniejach typu mistrzostwa Pacanowa, gdzie graja prawie sami amatorzy. W boksie np zawodowcy nie walcza z amatorami tylko z innymiz awodowcami a ostatnio znany byl przypadek J.M Mormecka (bylego mistrza swiata wagi cruiser), ktory ma juz chyba ze 40 lat i po 2 latach wraca do boksu a francuska federacja zabronila mu walczyc z innym zawodowcem – bo zdaniem federacji ten zawodowiec JEST ZA SLABY. W efekcie Mormeck zmierzy sie z zawodnikiem top50 na swiecie i to w wieku 40 lat i po 20 latach przerwy. W Pilce noznej nie dostaje sie puntkow rankingowych i nie awansuje o Bog wie ile miejsc za zwyciestwa z Andora, Mongolia czy Watykanem. Podobnie jest w tenisie i Snookerze – tam zeby awansowac trzeba wygrywac z coraz lepszymi ale nawet tam wszyscy maja w nosie zawodnikow o miejscach 30 czy 70. To nie sa zawodnicy wybitni i w historii bylo takim pelno. Co do zwyciestw Kuligowskiego i reszty nad swiatowa czolowka to np to jest lasyczny przyklad: http://www.chessgames.com/perl/chessgame?gid=1082783 . lukiluk nie rozumie tez chyba sytuacji w regionach i niszczycielsiego wplywu pzszach na male kluby ktore sa grabione z niewielkich srodkow i ostatecznie z powodu braku mozliwosci szkolenia i gry w ligach zamykane (albo pzszach sam je wykresla, jak tylko nie zaplaca he he he). poziom juniorskich szachow cierpi wlasnie z powodu braku klubow; kluby nie maja kasy na szkoleniowcow a co za tym idzie wiekszosc zdolnej mlozdziezy nie robi wystarczajacych postepow i daje sobie siana z gra. Miton w wieku 14 lat byl juz mistrzem miedzynarodowym a wsrod dzisiejszych 14latkow nie ma ANI JEDNEGO ktory gralby chocby na poziomie slabego kandydata. Jak tak dalej pojdzie to za 50 lat Bartel i spolka nadal beda najlepsi w kraju pomimo 70tki na karku, bo mlodziezy zwyczajnie nie bedzie. Jeszcze gorzej wyglada sytuacja u juniorek, wsrod ktorych ciezko znalezc chocby 1 naprawde obiecujaca. Wszystko to wina polityki pzszach nastawionej na kase i sadzanie zon i braci arcymistrzow na stolkach za kase klubow. Jeszcze pare lat i zamiast pisac tu na blogu bedziemy sie spotykac w parku pograc w domino – mniej stresujace i nikt nas przy tym okradac nie bedzie. Szachy w Polsce siegnely dna i mam nadzieje ze sie od niego kiedys odbija zamiast zakopywac sie w piachu i powoli zdychac.
„Nie wiem, kto był w dziesiątce, bo przed 1970 rokiem nie było rankingu. Są dwa zwycięstwa z Korcznojem, ówczesnym wicemistrzem świata.”
Cieszę się, że w końcu ktoś sięgnął do źródeł i przedstawił konkretne przykłady. Przyznaję, że nie znałem tych zwycięstw, jak i nie sądziłem, że było ich aż tak dużo, z czego duża część faktycznie nad zawodnikami ówczesnej światowej pierwszej 10 – przynajmniej wg Chessmetrics. Cóż, wygląda więc na to, że w tej kategorii nie jest wprawdzie jakoś wyraźnie lepiej, niż było, ale też nie jest gorzej – rzadko bo rzadko, ale nasi nadal potrafią czasami czołowego zawodnika świata obić. Jak i potrafili kiedyś, mimo „braku materiałów szkoleniowych i dostępu do baz”.
_____________________________________________________________
„W sporcie licza sie sukcesy na prestizowych zawodach rangi mistrzostw kontynentow i swiata oraz zawodow komercyjnych z udzialem swiatowej czolowki. W takim turnieju Polak nie wygral od czasow Rubinsteina…”
O ile pamiętam, Europa jest kontynentem, a akurat w Mistrzostwach Europy GM Macieja zwyciężył. Ale nawet gdyby nie, to nie znaczyłoby to, że sytuacja się w ciągu ostatnich 50 lat pogorszyła, a jedynie że nie uległa bardzo znaczącej poprawie.
_____________________________________________________________
„W boksie np zawodowcy nie walcza z amatorami tylko z innymi zawodowcami”
Dlatego nie ma żadnego sensu porównywanie ich do szachów.
_____________________________________________________________
„Co do zwyciestw Kuligowskiego i reszty nad swiatowa czolowka…”
Czyli jednak ktoś sukcesy naszych zawodników pamięta, mimo że nie awansowali nawet do czołowej 30 rankingu?
Wybrzydzać na coś takiego to mogą sobie kraje poradzieckie, albo światowe potęgi jak Chiny, USA, Niemcy, Francja itd.
Polska szachową potęgą nie jest i w okresie powojennym nigdy nie była. Jeśli żaden Polak przez pół wieku nie zdołał awansować nawet do pierwszej 50 świata, to 30 (a chwilowo nawet 20) miejsce jest dużym sukcesem. Nawet jeśli większość świata nie zwróci na to uwagi, my, Polacy to widzimy – i zapamiętamy.
_____________________________________________________________
„Teraz mamy utalentowanego Janka Dudę i znowu słyszę, że musi poczekać na start w najbliższej olimpiadzie, ponieważ brany jest pod uwagę weteran polskich szachów Bartłomiej Macieja, który od lat nie czyni żadnych postępów i nie grał w ostatnich mistrzostwach kraju.”
A to skąd pan Konikowski słyszy, jeśli można spytać? Przecież JK Duda był w składzie ostatniego meczu towarzyskiego z Ukrainą i jest w składzie nadchodzącego meczu towarzyskiego z Węgrami – a te mecze są określane jako „przygotowania do Olimpiady”. Jest w składzie reprezentacji także młody Dariusz Świercz, mimo nieco słabszych ostatnio wyników. Jak więc można sugerować, że związek nie stawia na młodych?
Inna sprawa, który zawodnik się bardziej na Olimpiadzie przyda reprezentacji. Duda nie aspiruje przecież do szachownicy pierwszej, ani drugiej, ale raczej trzeciej lub czwartej. Na tych szachownicach średni ranking przeciwników będzie bliżej 2550, niż 2650. Czyli akurat taki, z jakimi arcymistrz Macieja grywa (i wygrywa) regularnie.
Jasne, że Duda jest zawodnikiem znacznie bardziej przyszłościowym, niż np. Macieja, ale pytanie brzmi, czy należy poświęcać wynik na Olimpiadzie 2014, byle tylko zapewnić Jankowi te kilka partii z zawodnikami 2600+. Podejrzewam, że związek wystawi właśnie Dudę, ale mi osobiście niezbyt się to podoba. Na tak ważnych zawodach powinni grać zawodnicy, którzy zapewnią najlepszy wynik z danymi przeciwnikami, a nie najbardziej rozwojowi.
„Dlatego nie ma żadnego sensu porównywanie ich do szachów.
” – dlaczego? bo wtedy moze sie okazac, ze w szachach nawet przecietniak moze nabic ranking a gdzie indziej nie? napisalem wprost – w inych sportach licza sie zawodnicy absolutnej czolowki a nie przecietniacy z 30, 50 czy 150 miejsca bo tam sie wszystko szybko zmienia. w szachach nikogo tez nie interesuje 1 zawodnik w pierwszej setce swiata. jak ktos jest na miejscu numer 150 jak niektorzy nasi zawodnicy to sie na swiecie nie liczy, ani nawet na kontynencie. o co cala ta rozmowa? poziom polskich szachow jest bardzo slaby a przez dzialania pzszach bedzie jeszcze slabszy, wystarczy zobaczyc co sie stalo w ciagu ostatniej dekady z naszymi szachami juniorskimi. Nasza czolowka jest slaba ale to jeszcze nie taka wielka kleska, bo najgorsze jest to, ze za 15 lat bedzie jeszcze gorzej. zwyczajnie brakuje nastepcow. najlepszy junior u14 nie ma nawet elo 2100. tak wyglada sytuacja szachow w pl. o zamykaniu klubow i kolesiostwie przy rozdawaniu pzszachowych stanowisk trol lukiluk nawet nie wspomnial. zawsze zreszta unika niewygodnych tematow usilujac wmowic ludziom ze 1 zawodnik w top100 to jest cos. zenada. a co do mistrzostwa europy maciei to bylo to czlowieku 12 lat temu i to w turnieju kategorii open – czyli wlasnie takim gdzie amatorzy graja z zawodowcami. przy takiej ilosci uczestnikow i na takim dystansie kazdy moze wygrac. a do cozlowki europejskiej nie zaliczal sie ani macieja ani nie zalicza sie wojtaszke. jestesmy w ciemnej de jesli chodzi o szachy i tyle. pojedz czlowieku do lodzi, woj lubuskiego czy na pomorze i sprawdz ile dziala tam klubow i jakie maja srodki na dzialanie a pozniej odejmij od tego wszelkie haracze ktore sciaga od nich zwiazek. i dopiero wtedy wypowiadaj sie o stanie polskich szachow. w ostatnich latach kluby staly sie dojna krowa dla roznego rodzaju cwaniakow poobsadzanych w zwiazkowych biurach i ich rodzenstwa lub wspolmalzonkow. tak wyglada dzisiaj pzszach i jego polityka „rozwoju” dyscypliny. szachy sie w polsce nie rozwijaja, one sie ZWIJAJA.
Jak czytam te wszystkie komentarze lukiluka, to nie wiem czy on wierzy w to co pisze, czy jest to po prostu prowokacja.
Na olimpiadach liczą się przede wszystkim medalowe miejsca. Czy jakiś zespół zajmie 6 czy dalsze miejsce nie ma większego znaczenia. W polskich kręgach szachowych od dawna krążą wieści, że Bartłomiej Macieja ma pewne miejsce w drużynie olimpijskiej. Ocena jest taka: Nie ma do tego umiejętności, ale wielkie chody.
Jan Krzysztof Duda jest jedynym obecnie, po Wojtaszku, zawodnikiem z szansami na wejście do grupy szachistów liczących się w szachach światowych. Powinien już teraz poznawać wielkie szachy. Nieważne jest ile zdobędzie punktów, ale korzyści szkoleniowe dla młodego zawodnika. Zajął w MP trzecie miejsce. Walczył bojowo i pokazał już dużą klasę. Nie powinno być więc żadnych przeciwskazań, aby został zakwalifikowany na olimpiadę.
Przykładem może być G.Kasparow, który zabrał młodziutkiego W.Kramnika na olimpiadę w Manilii. No ale gdyby to była Polska i PZSzach, to zamiast Kramnika wysłano by tam Macieję.
Największym nieszczęściem polskich szachów wyczynowych jest w dalszym ciągu bardzo silna pozycja rodziny M. Dlatego dobro polskich szachów nie ma znaczenia, lecz rodzinne ambicje.
Lukilukowi oraz działaczom Polskiego Związku Szachowego odpowiedzialnym za wytypowanie ekip olimpijskich dedykuję ten link:
http://www.blog.konikowski.net/2013/02/22/moj-medal-olimpijski/
W 1980 roku 17-letni Kasparow zdobył w Dortmundzie tytuł MŚ juniorów i pojechał na olimpiadę na Malcie http://www.olimpbase.org/players/ssimw2af.html
„Czy jakiś zespół zajmie 6 czy dalsze miejsce nie ma większego znaczenia.”
Nie ma znaczenia? Czyżby pan Konikowski zmienił zdanie od czasu podsumowania przez siebie Olimpiady 2012? Przypominam:
______________________________________________________________
http://www.blog.konikowski.net/2012/09/09/olimpiada-szachowa-w-stambule-17/
„Ostatecznie Polska zajęła 13 miejsce. Można to uznać chyba za pozytywny wynik, ponieważ według rankingu startowaliśmy z 16 pozycji.”
Czy gdyby Polska zajęła miejsce powiedzmy 23 albo 33, pan Konikowski także uznałby to za „chyba pozytywny wynik”, skoro przy miejscach tak odległych od strefy medalowej podobno „nie ma to znaczenia”?
______________________________________________________________
„Nie powinno być więc żadnych przeciwskazań, aby został [Duda] zakwalifikowany na olimpiadę.”
Przeciwwskazanie, tak jak wskazanie, jest jedno – regulamin powoływania Kadry Narodowej. Znany był z wyprzedzeniem – dwa pierwsze miejsca z IMP, a potem uzupełnianie do liczby 6 zawodników wg rankingu. Bez względu na wiek, płeć, rasę, religię i wpływy danego zawodnika lub jego rodziny. Bez uwzględniania żadnej presji internautów lub chodów.
Jesteś wystarczająco dobry? Udowodnij to, a pojedziesz na olimpiadę. Nie udało się? Widocznie jeszcze jesteś za słaby. Może się uda następnym razem, a teraz Polskę będą reprezentować lepsi od Ciebie.
Ja tu nie widzę sprzeczności. Skoro pozycja startowa była szesnasta, a zajęto na koniec trzynastą, to jest to pozytywny wynik. Dla osób niezorientowanych – jeżeli na koniec spadnie się poniżej miejsca startowego to jest to traktowane jako niepowodzenie. Czyli im niżej spadnie się względem początku i oczekiwań, tym jest gorzej – mam nadzieję że wyrażam się jasno? Natomiast 6 miejsce nie może być traktowane jako wydarzenie na skalę światową. W sporcie liczą się zwycięscy, a nie punkt wyrwany Nakamurze lata temu, czy n-te miejsce za podium.
No tak regulamin. Lukiluk chyba lubi biurokrację, której wytyczne należy traktować dosłownie. Jak to jest że w Polsce wszystko robi się według jakiegoś klucza, albo partyjnego albo innego. I to bez względu na to czy to jest zdroworozsądkowe. Gdyby Kasparow kierował się kluczem PZSzach-owym i nie zabrał Kramnika na olimpiadę, to kto wie jakby potoczyła się jego przyszła kariera szachowa.
Jakie reprezentowanie Polski przez lepszych? Przez Macieję? To chyba jakieś żarty. Macieja już dawno nie liczy się w poważnych szachach. To jest szachista który nie progresuje i nie powinien reprezentować Polski. Miałem nadzieję że jak pojedzie uczyć Meksykanów, to zrobi miejsce dla progresujących zawodników takich jak JKDuda. A tu widać, ciągle miesza w polskich szachach. Powinien pojechać JKDuda, tak jak kiedyś Kramnik. Tyko obawiam się że JKD chyba jest na indeksie, co wyczułem po deprecjonowaniu jego osoby przez G.Gajewskiego.
Jeżeli taki jest regulamin, to nie ma rady. Trzeba się trzymać regulaminu. Kiedyś trener kadry mógł wybrać sobie jednego zawodnika wedle własnego uznania. To nie było dobre, bo miejsce dostawało się po znajomości. Duda jest trzecim szachistą w Polsce ale jeszcze nie zdążył napompować rankingu w słabych openach, jak konkurenci. W regulaminie powinno być więcej miejsc z MP, a mniej z rankingu. Może by to zachęciło więcej arcymistrzów do grania w MP.
„Ja tu nie widzę sprzeczności. Skoro pozycja startowa była szesnasta, a zajęto na koniec trzynastą, to jest to pozytywny wynik. ”
Ależ zgadza się – był to wynik pozytywny. Natomiast gdyby skończyli 10 albo i 20 miejsc niżej, byłby to wynik negatywny. I dlatego zajęte miejsce ma znaczenie, nawet jeśli nie jest to „wydarzenie na skalę światową”, czyli rozważane miejsca są wyraźnie poza strefą medalową. Nawet jeśli nie ma to znaczenia w oczach ogólnie pojętego świata, ma duże znaczenie dla nas, kibiców reprezentacji Polski.
______________________________________________________________
„Lukiluk chyba lubi biurokrację, której wytyczne należy traktować dosłownie.”
Widziałem ostatnio na forum wpis informujący, że Janusz Korwin-Mikke odniósł sukces w wyborach. Pod tym wpisem znalazło się kilka pozytywnych komentarzy, odnoszących się też do tego, jak to JKM „zrobiłby porządek”, gdyby tylko został był swego czasu prezesem PZSzach.
Otóż uprzejmie informuję, że przede wszystkim JKM zrobiłby porządek z tymi, którzy próbują naginać prawo. Dura lex sed lex! Jego zdaniem, jaki by regulamin nie był, należy go przestrzegać, a nie naginać na rzecz obiecujących juniorów/zasłużonych seniorów. Oczywiście niewykluczone, że zdecydowałby się regulamin na lata kolejne zmienić, ale dopóki regulamin obowiązuje, dopóty należy się do niego stosować. Inaczej otwiera się miejsce właśnie na takie podobno potępiane tutaj kolesiostwo, wpływy i chody tych lub innych grup nacisku. No chyba że pan Kledzik wyznaje moralność Kalego – chody, naciski i naginanie przepisów są dobre, jak promują nasze preferencje (Duda), a złe, jak promują cudze (Macieja)?
Ale bez obaw, obecny zarząd związku też niestety regulamin traktuje „użytkowo”. Dlatego jestem przekonany, że, mimo niespełnienia kryterium rankingowego, Duda pojedzie na Olimpiadę.
Być może wyniki go obronią – miejmy na to nadzieję. Jeśli nie, jeśli zagra poniżej poziomu swojego konkurenta do miejsca w składzie, to Polska kilka miejsc na tym straci. W najlepszym razie. Proszę wtedy pamiętać, oceniając ewentualne niepowodzenie polskiej drużyny, że sami tego chcieliście.
Nie nasze, nie nasze, tylko ogólne, bo wszyscy widzimy co potrafi JKDuda i wszyscy zachwycamy się jego grą. I dlatego powinien pojechać na olimpiadę jako obiecujący, progresujący zawodnik, mający rzeczywiste szanse na osiągniecie dla Polski dobrych wyników, a nie „kiblować” w domu z powodu kurczowego trzymania się regulaminu. Natomiast B.Macieja już od dawna nie czyni najmniejszych postępów i jedyne co osiąga na turniejach, to wygrane ze słabszymi. Widzę że Lukilukowi bardzo przeszkadza obecność JKDudy na olimpiadzie, pomimo że chłopak reprezentuje sobą o wiele lepsze wartości sportowe (a może i szachowe) niż Macieja. Co to, przynajmniej część środowiska „pro”, podobnie jak G.Gajewski, nastawiło się przeciwko JKDudzie dyskredytując jego możliwości? Ciekawe, że jak Polska traci na występach naszych kadrowiczów-seniorów, to wszystko jest ok. A jak jest szansa na dobry występ JKDudy, to od razu wszyscy włączają wsteczny bieg i umniejszają możliwości i klasę naszego jedynego juniora z perspektywami? Może JKD nie należy do jakiś układów, może komuś podpadł, bo widzę że jakoś panuje wokół niego atmosfera niechęci. Może ktoś widzi w nim zagrożenie dla Wojtaszka albo dla pozostałych nieprogresujących kadrowiczów? Może podpadł bo zamiast na DŚ, oczy wszystkich są zwrócone na niego?
To może wyślijmy całą kadrę progresujących juniorów bo seniorzy już tak nie progresują a taki zawodnik wieku 40 lat ( chocby kiedyś Korcznoj) powinien zapomnieć o startach w reprezentacji.
W SPORTACH INDYWIDUALNYCH DO NABIERANIA DOŚWIADCZEŃ NIE JEST POTRZEBNY START W NAJWAZNIEJSZEJ IMPREZIE DRUZYNOWEJ. Lepiej zapłacić za start (dziką kartę) w poważnym turnieju indywidualnym. Każdy sport pełen progresujących juniorów którzy dorastają i wcześniej czy później przestają progresować. Problem w tym aby do tego momentu osiągnąć odpowiedni poziom sportowy. Oddzielmy prezentowany poziom sportowy od progresu i potencjału, inaczej nigdy nie wychowamy świetnych seniorów.
Po prostu jak w każdym sporcie, w najważniejszych grać muszą
sportowo najlepsi.
Ale o naszych kadrowiczach-seniorach można powiedzieć różne rzeczy, ale nie to że są sportowo najlepsi.
Janek Duda zajął w mistrzostwach Polski 3 miejsce. Pokazał, że zasłużył sobie na miejsce w drużynie olimpijskiej. Kogo mamy forować? Bartla, Soćko i Macieję, którzy już dawno stanęli w miejscu. Trzeba stawiać na młodych i progresujących zawodników.
do kwalifikacji olimpijskiej powinny służyc kryteria obiektywne ustalone duzo wcześniej najlepszy byłby turniej wewnętrzny kandydatów do kadry z którego po prostu wygrani reprezentowaliby kraj. Najgorsze to dopuścić nawet w dobrej wierze kryteria uznaniowe 🙁
Należy powoływać zgodnie z regulaminem. Przypuszczalnie obecny regulamin jest celowo tak skonstruowany, aby blokować zdolnych juniorów i forować emerytów pompujących ranking w plażowych openach. Trzeba zmienić regulamin, ale nie z mocą wsteczną, tylko na przyszłość. Ale jak widać, jest duże społeczne przyzwolenie na łamanie prawa z uwagi na „stan wyższej konieczności” (choćby głośna ostatnio sprawa Trynkiewicza – więźnia politycznego III RP). Z takim podejściem do prawa, w Polsce (nie tylko w szachach) nigdy nie będzie normalnie.
Jak widzę takie osoby z obozu „pro”, które kurczowo trzymają się biurokratycznego regulaminu tłamszącego progresujących juniorów, to cieszę się że W.Kramnik nie urodził się nad Wisłą, bo tutaj to by mu tylko skrzydła podcięto i zabroniono pojechać na olimpiadę w Manilii. Zamiast tego pewnie wysłano by ekipę nieprogresujących kadrowiczów seniorów z Macieją na czele. Tutaj to i Kasparowa by zmarnowano i Carlsena, bo nie ważne że progresują i są nadzieją, ale zamiast nich trzeba forować nieprogresującego BM. Masz rację Amatorze, regulamin jest tak skonstruowany, aby zapewnić ciepłe miejsce szachistom nie czyniącym postępów. Wygląda na to że jedynymi osobami którym zależy na progresujących juniorach jest wyszydzany, tutejszy obóz „kontra”. Dziwię się że tym „pro” tak zależy na stłamszeniu młodych, obiecujących szachistów.
„Widzę że Lukilukowi bardzo przeszkadza obecność JKDudy na olimpiadzie, pomimo że chłopak reprezentuje sobą o wiele lepsze wartości sportowe (a może i szachowe) niż Macieja.”
—
To już zakrawa na paranoję. Nie przeszkadza mi Duda w kadrze, a jedynie błędna praktyka niepowoływania na najważniejsze zawody drużynowe zawodników aktualnie najsilniejszych, dających największe szanse na sukces drużyny. Gdyby Duda miał te 50 oczek rankingu więcej, pierwszy bym przyklasnął pomysłowi wysłania go na Olimpiadę. Ale nie ma, a więc to, kto najbardziej wzmocni naszą reprezentację swoją grą na trzeciej lub czwartej szachownicy jest co najmniej niejasne.
To, że dany zawodnik już nie progresuje, to trochę za mało. Patrząc od góry, taki np. Anand już nie progresuje, ale gdyby był Polakiem, wszyscy komentatorzy daliby mu I szachownicę na Olimpiadzie z pocałowaniem ręki. Wojtaszek też od pewnego czasu nie progresuje, ale Dudę nadal przerasta o głowę i, gdyby to między nimi dwoma trzeba było wybierać reprezentanta kraju, wybór byłby jasny chyba dla wszystkich.
Nieważne, czy kot biały, czy czarny, młody, czy stary, ważne żeby dobrze myszy łowił. Dlatego nie obchodzi mnie, czy pojedzie Duda, Mitoń, Macieja, czy Moranda – zależy mi na tym, żeby pojechali najlepsi dostępni zawodnicy.
Między regulaminem, wynikiem, perspektywami juniorów, ciągle ten zaklęty krąg, wszystkich się nie zadowoli. Kibice w sondzie na chessbrains.pl wyraźnie faworyzują skład Wojtaszek, Bartel, Duda, Gajewski, Świerszcz. Mateusz Bartel w Macie też zasygnalizował problem pisząc o poważnych aspiracjach Dudy do gry w drużynie narodowej po ładnym wyniku w MP. Na ostatnich deskach nasza drużyna ostatnio ładnie punktowała ( Macieja srebny medal w 2012 , Bartel złoty w 2010). Duda jest utalentowanym i perspektywicznym graczem ale czy na chwilę obecną lepszy np. od Soćki na ostatnią deskę? Sam jestem ciekaw jak decydenci rozwiążą ten problem.
Ranking nie gra, ale jak widać wolisz cyferki od progresujących szachistów. Generalnie to co piszesz jest coraz bardziej zagmatwane i trudno się zorientować w Twoich argumentach. Porównywanie nieprogresującego Ananda do naszych zawodników jest niepoważne. Chyba zapominasz że tu są osoby które potrafią cenić poziom naszej kadry seniorskiej. Nikt się nie nabierze na sztuczkę z Anandem jako argumentem. Z wymienionych osób powinien pojechać Duda, Mitoń i Moranda. A Macieja to lepiej żeby został wśród Meksykanów.
Zgadzam się z Marcinem, że Lukiluk to troll. Te jego zaczepki w stosunku do JK i innych tutaj piszących, to typowe zachowanie trolla internowego:
——————
Charakterystyka zachowania internetowego trolla według Wikipedii:
Osoba stosująca trollowanie zwykle reaguje wrogo zarówno na próby uspokojenia dyskusji, jak i agresywne reagowanie na jego zaczepki, merytoryczna zawartość dyskusji ma zaś dla niego znaczenie tylko o tyle, o ile rozpala w dyskutantach negatywne emocje i przyczynia się do kontynuowania sporu. Sprawia to zazwyczaj takie wrażenie, jakby troll sycił się nimi. Najczęściej im więcej osób wpadnie w jego sidła i odpowie na jego post, tym bardziej wydaje się zadowolony. Znużenie dyskutantów objawiające się kończeniem dyskusji lub też wrzuceniem go do killfile’a interpretuje jako odniesienie zwycięstwa.
Jesteśmy tylko za tym aby nie niszczyć szansy JKDudy.
Chyba lepszym miernikiem aktualnej formy niż ranking byłby np. średni rating performance z ostatnich 3 miesięcy. Mam wrażenie, że Duda by się spokojnie załapał z tym kryterium.
Przez kurczowe trzymanie się kryterium rankingowego, to z ekipy PZSzachu na olimpiadę wyleciałby nawet młodziutki Caruana (gdyby mieszkał w Polsce). Co z tego że w pewnym okresie robił wielkie postępy (bardzo duży rating performance), skoro do zakwalifikowania brakowały by mu ileś tam punktów. Układy, kolesiostwo i „klucz”, przed rokiem 1989 klucz partyjny, PZPR-owski, a obecnie też klucz, tylko pasujący do układów. W Polsce nic się nie zmieniło, jedynie ustrój, a syf i degrengolada i tak pozostały.
Do reprezentacji na Olimpiadę powołano Wojtaszka, Bartla, Gajewskiego, Soćko i Dudę. Nie jedzie Świerszcz. http://pzszach.chessbrains.pl/2014/05/31/kto-jedzie-do-tromso/
To już chyba koniec poważnej kariery szachowej Darka.
Pracownicy związku są tak zapracowani, że nawet nie mają czasu ogłosić tak ważną wiadomość na swojej oficjalnej stronie.
Nie pojedzie D.Swiercz, bo jest najsłabszym ogniwem. Zrezygnował z poważnej kariery szachowej i wybrał studia. Prawdopodobnie po ich ukończeniu osiągnie w szachach to co pozostali kadrowicze, czyli najwyżej 2650. Chyba skończyły się mrzonki o pogromcy Fischera i Kasparowa.
Co do strony PZSzach-u, to niestety jest prowadzona przez „zawodowców”. Każdy amatorski blog szachowy jest 100 razy lepszy i bogatszy w treści niż oficjalna strona związku.
A Wojtaszek nie gra w silnych turniejach i przegania w ruchomym rankingu kilku czołowych zawodników świata. Radek ma na dzień dzisiejszy (23 kwietnia) ranking 2744.6 i 17 miejsce. Wniosek: nie grać i czekać jak konkurenci sami będą spadać.
W wywiadzie udzielonym dla czasopisma MAT, Radosław Wojtaszek powiedział:
———————————-
„Przyzwyczaiłem się jednak, że moją jedyną drogą jest walka o ranking, im wyżej będę na liście FIDE, tym większa szansa na udział w lepszych turniejach”.
———————————-
Chodziło o sprawę zaproszeń do renomowanych turniejów. Tylko że ranking nie gra, a widać że organizatorów superturniejów nie interesuje aż tak bardzo ranking, lecz osiągnięcia szachisty, jego styl gry, to co potrafi pokazać. Może się okazać, że Radek uzbiera punkty na różnych ligach i słabszych turniejach (a tych punktów i tak ma już sporo), a organizatorzy superturniejów i tak go nie zaproszą, bo nie będą chcieli mieć wśród graczy osoby nie rozpoznawanej jako osobowość szachowa. Gdyby ranking grał, to z obecną punktacją Radek byłby od dawna zapraszany na wszystkie superturnieje, a jednak tak się nie dzieje.
Radek miał szansę wykazać się w Wijk. Ale pomimo punktów podarowanych mu przez Carlsena i Caruanę, nie potwierdził rankingu 2700. Pompowanie rankingu w słabych ligach nic nie daje. By zostać zauważonym przez organizatorów, Radek musi wygrać silny turniej otwarty, tak jak kiedyś Mateusz Bartel w Moskwie.
Radek wygrał w 2017 roku Dortmund. W tym poszło mu gorzej. Ciekawe czy to był chwilowy spadek formy?