Obecnie w Loo odbywają się się młodzieżowe mistrzostwa Rosji w różnych grupach wiekowych, które mają wyłonić reprezentację do przyszłych mistrzostw świata i Europy: źródło.
Zwracam uwagę na wysoki poziom wyszkolenia rosyjskich talentów, szczególnie na świetnie opanowaną fazę debiutową.
Przedstawiona partia była rozegrana wśród dziewcząt do 14 lat.
Świetna partia.
Proszę obejrzeć inne partie. Widać wielką technikę gry. To są wyniki nowoczesnego podejścia do szachów. U nas lekceważy się przeważnie problemy pierwszej fazy gry oraz repertuaru debiutowego i dlatego bardzo często nasze kadry przegrywają swoje pojedynki już na początku partii. O tym była zresztą tutaj już wielokrotnia mowa o tej kwestii.
Leśnych dziadków z MASZ nie interesuje nowoczesne podejście do treningu szachowego. Oni są niereformowalni i dlatego mamy, to co mamy.
Nie chcę być pesymistą, ale polskie szachy mają tendencję spadkową, schyłkową, obojętne jak to nazwać. Jedyna nadzieja w JK Dudzie.
Przeglądałem dokładniej większość partii młodych Rosjan i Rosjanek i… jestem pod wrażeniem przygotowania teoretycznego. Gra więcej niż przyzwoita!
Ja też jestem. Problem jest taki, że w Polsce trenerzy MASZ twierdzą, że najważniejsza część partii to końcówki. W tym popiera ich Michał Krasenkow, jak na ironię Rosjanin.
Ale sam Krasenkow zna doskonale debiuty. W angielskiej Wikipedii napisano, że Krasenkow ma duży wkład w rozwój teorii debiutów. Pisał książki i artykuły o debiutach. A przecież praca nad debiutami jest śmiesznym podejściem. Jak to w końcu jest?
Michał Krasenkow uważa nas Polaków za idiotów i wciska nam ciemnotę. W tym pomagają mu nasi szkoleniowcy ze Schmidtem na czele i pismo MAT z jego redaktorami Mattim Bartelem i Piotrkiem Kaimem.
Am Krasenkow udziela się w ChessBase przy tworzeniu materiałów szkoleniowych z zakresu teorii debiutów. Zarówno we własnych opracowaniach wydawanych jako CB Magazin, a także jest wymieniony jako jeden ze specjalistów/współautorów analiz debiutowych w CB Opening Encyclopedia. Dziwne że swoją wiedzą nie dzieli się tu, nad Wisłą, a raczej zniechęca do tej części wiedzy szachowej którą sam z sukcesem uprawia.
O ile dobrze pamiętam cytat, Michał Krasenkow zniechęca do wykuwania debiutów tylko początkujących i słabszych graczy, sugerując, żeby kładli nacisk na naukę końcówek. Moim zdaniem całkiem słusznie. Szachista, który nauczy się grać debiutów, będzie umiał grać debiuty. Natomiast szachista, który nauczy się grać końcówki, będzie umiał grać w szachy.
W wieku juniorskim kładzenie nacisku na naukę końcówek (kosztem debiutów) jest zazwyczaj lepszym wyjściem. Najważniejszym argumentem wydaje mi się to, że teoria końcówek starzeje się znacznie wolniej, niż teoria debiutów.
Wiele wariantów debiutowych sprzed 10-20 lat zostało obalonych jakąś nowinką, których znajdowanie przy wsparciu komputerów jest znacznie łatwiejsze, niż kiedyś.
Oczywiście szachista zawodowy debiuty znać już musi, stąd i nic dziwnego, że arcymistrz 2600+, jak Michał Krasenkow, taką wiedzę posiada.
Tym niemniej ciekaw jestem, czy nie nastąpi rewolucja w podejściu do debiutów, skoro Magnus Carlsen walkę o przewagę w debiucie jawnie lekceważy – przynajmniej białymi. Nie szuka oszałamiających nowinek, rozgromienia przeciwnika, przelicytowania głębokością znanych wariantów, ale tylko niewielkiej przewagi. I potem przeciwnika po prostu ogrywa w szachy.
Szachista który nauczy się grać końcówki, będzie umiał grać tylko końcówki. A szachy to nie tylko końcówki i rady trenerskie Capablanki sprzed 100 lat. Może w końcu czas przestać lansować metody szkoleniowe sprzed dwóch wieków. Wielokrotnie pisałem że nie można ograniczyć się wyłącznie do debiutów. Pisałem o zrównoważonej nauce szachów. Zresztą nie tylko ja. Temat ten był tu wielokrotnie tłumaczony. Podobnie jak sprawa Carlsena.
Lukiluk prezentuje poglądy szkoleniowców Polskiego Związku Szachowego. Rezultaty tej polityki są widoczne. Nie liczymy się od lat w świecie w konkurencji kobiet, mamy tylko jednego Wojtaszka, który jeszcze jako tako się trzyma w rankingu i jedną nadzieję Dudę. I to jest wszystko! Dzieci w Rosji są lepiej wyszkolone od naszych kadr w obu konkurencjach, co widać z przytoczonych partii.
Michał Krasenkow proponuje szkolenie dla amatorów, a nie dla ambitnych młodych szachistów, którzy chcą uzyskiwać wysokie kategorie szachowe oraz znaczące wyniki w skali międzynarodowej. Tymczasem w Rosji szkoli sie przyszłych arcymistrzów od mocnej fazy debiutowej. Do tego się przyznają nawet czołowi szachiści świata z Rosji, którzy startują w superturnieju w Dortmundzie i można od nich wyciągnąć wiele ciekawostek o szkoleniu młodzieży w ich kraju.
Rosjanie stracili tytuł mistrza świata i w przyszłym cyklu też nie będzie ich przedstawiciela. Więc wzięli się za solidne szkolenie młodzieży i jednocześnie próbują mącić o jakimś przeskakiwaniu fazy debiutowej przez Carlsena. Mistrz świata wielokrotnie temu zaprzeczał i dalej twierdzi, że pracuje nad debiutami i jego technika w końcówkach wynika z praktyki turniejowej. Niektóre teorie Rosjan prowadzą do jakiś paradoksów, np. niedawno Swesznikow radził Carlsenowi, aby wziął lekcje z końcówek u Dworeckiego. To jest jakaś paranoja!
Nikt jeszcze nie nauczył się grać w silne szachy zaczynając naukę od końcówek. Wielokrotnie przerabialiśmy ten temat na blogu i ciągle wraca się do bzdurnych teorii.
Czasami odnoszę wrażenie że osobom z PZSzach-u lub z jego otoczenia zależy na propagowaniu złych form treningu szachowego i wynikającego stąd słabego poziomu naszych szachistów. Widać jak na dłoni, że oficjalne metody szkoleniowe PZSzach-u i MASz doprowadziły do zapaści polskich szachów. Ale komu i dlaczego zależy na tym, aby polskie szachy były na miernym poziomie? Czy ktoś im płaci za tą krecią robotę? Ale kto?
I cóż takiego w „sprawie Carlsena” było tłumaczone? Że „jest geniuszem, jedynym w swoim rodzaju”, a „sposób treningu Carlsena jest metodą skuteczną dla Carlsena, ale niekoniecznie dla wszystkich pozostałych szachistów”?
To nie jest wytłumaczenie, ale unik. To jest brak odpowiedzi – zresztą zrozumiały w sytuacji, gdy zdecydowanie najlepszy szachista świata prezentuje swoją grą tak odmienne poglądy na temat znaczenia debiutu, niż promowane na tym blogu.
Owszem, być może metoda Carlsena nie nadaje się do szerokiego zastosowania. Ale być może się nadaje – bez sprawdzenia się nie dowiemy. A najprawdopodobniej okaże się, że owszem, dla niektórych się nie nadaje – zwłaszcza dla co starszych szachistów i trenerów, skostniałych w swoich poglądach. Co więcej – nie mających tej wytrzymałości psychicznej i fizycznej, która jest wymagana, żeby w każdej partii walczyć do końca.
Ale dla wielu młodych szachistów zapewne okaże się lepszym rozwiązaniem, niż wykuwanie wariantów do 30 ruchu. A Magnus Carlsen okaże się pionierem nowego podejścia do gry.
„mamy tylko jednego Wojtaszka”
Bynajmniej 🙂 Mamy aż jednego Wojtaszka – a to jest 100% wzrost w porównaniu do liczby polskich zawodników jego klasy w przeciągu ostatnich 30 lat. Jeśli po tym oceniać politykę związku, to ocena powinna być wysoka.
Zresztą, czego oczekujecie? Że Polska stanie się potęgą szachową na miarę Rosji albo Chin? Mrzonki – żaden zarząd przedwojennej potęgi polskich szachów nie odtworzy. Mierzcie siły na zamiary. Dla przeciętnego szachowo kraju jak Polska już nawet jeden zawodnik regularnie bywający w czołowej trzydziestce to dawno nie widziane osiągnięcie. I żadne (oczywiście nie podparte jakimikolwiek argumentami) klepanie o „zapaści polskich szachów” tego nie zmieni, chyba że ta niby zapaść jest w porównaniu do roku 1930.
Domyślam się, Lukiluk, że naprawdę wierzysz w to co piszesz. Jednocześnie wskazuje to na Twoje bliskie kontakty z PZSzach-em. Szkoda że nie znamy Twojego nazwiska, bo to by rozwiało wątpliwości – pracujesz w biurze PZSzach-u?
Właśnie dzięki ludziom o poglądach Lukiluka nasze szachy nie idą do przodu. Mamy jednego zawodnika i to ich zadawala. Polski Związek Szachowy nie ma żadnych ambicji sportowych. Ciągle mówi się o naszej utalentowanej młodzieży, która się nie rozwija prawidłowo. Dla Lukiluka autorytetem jest Michał Krasenkow, który głosi defensywne teorie. Czy w innych dyscyplinach sportowych jest podobnie? Osobiście takiego przykładu nie znam. Według mnie PZSzach jest wyjątkiem w polskim sporcie.
Mam nadzieję, że ta wypowiedź nie oznacza przejścia z dyskusji na argumenty na wycieczki osobiste? No, chyba że komuś argumentów nie starcza, rzecz jasna.
Tytułem wyjaśnienia – nie pracuję dla PZSzach, ani w biurze, ani gdziekolwiek indziej. Nie jestem też działaczem szachowym, a tylko i wyłącznie zawodnikiem amatorem.
Moje wypowiedzi mają wskazywać jedną prostą rzecz – dążenie do obiektywnej oceny sytuacji. Tam, gdzie uważam, że związek jest atakowany niesłusznie – staję w jego obronie. Tam, gdzie uważam politykę związku za błędną – jak np. w przypadku okropnego regulaminu klasyfikacyjnego sprzed kilku lat, oraz polityki wmuszania czasopisma MAT klubom – związek krytykuję.
Proponuję zakończyć dyskusję w tej kwestii. Obie strony ogłosiły swoje racje. Temat jest – moim zdaniem – tym samym wyczerpany.