Anatoli Karpow – mistrz świata w latach 1975-1985 oraz 1993-1999: Każda faza partii, otwarcie, gra środkowa i końcówka ma duże znaczenie. Jeżeli na początku gry, któraś ze stron uzyska przewagę materialną lub pozycyjną, to zniwelować ją w grze środkowej będzie bardzo trudno. W tej sytuacji do końcówki może w ogóle nie dojść. Bez poprawnej gry w debiucie, nie można więc myśleć o sukcesach w szachach.
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
W swoim komentarzu w odcinku 38 techniczny redaktor pisma związkowego „MAT” Piotr Kaim przytoczył wypowiedź trenera kadry Polskiego Związku Szachowego:
Michał Krasenkow: „Problem polega na tym, że teoria debiutów rozrosła się w sposób niesamowity. Wobec tego – żeby nie wpaść w tarapaty w początkowej fazie partii – trzeba nad debiutami dużo pracować, dużo analizować, a także przypominać sobie własne analizy. Musimy jednak pamiętać, że są to potrzeby graczy ze światowej czołówki. To nie są problemy, z którymi styka się zwykły gracz z pierwszą kategorią czy kandydat na mistrza. Swoją drogą gracze czołówki mogą się poświęcić szlifowaniu debiutów, bo wiedzę końcówkową posiedli wcześniej – zanim do tej czołówki dotarli…”
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Zgadzam się całkowicie z Michałem Krasenkowem o niesamowitym rozwoju w ostatnich czasach teorii debiutów. Jednakże zadaję od razu pytanie: jaki cel ma ta wypowiedź trenera kadry? Można z niej zrozumieć, że Michał Krasenkow odradza studiowanie teorii debiutów naszym największym talentom, aby ci dopiero w późniejszej fazie swego twórczego rozwoju zajęli się tym zagadnieniem? Kiedy będzie już za późno! Czy to sformuowanie trenera kadry nie szkodzi polskim szachom? Jaki cel miał ten wywiad Michała Krasenkowa w czasopiśmie „MAT” bez podania kontrargumentów drugiej strony? A przecież w jego ojczyźnie Rosji jest inne podejście w tej kwestii. Podobnie jest w innych krajach, które mają większe osiągnięcia od polskich szachów. Pisałem już o tym wielokrotnie: Link.
Przytoczyłem kiedyś przykład wówczas 12-letniego Sergieja Karjakina (od kilku lat reprezentującego Rosję), który w niedawno zakończonym turnieju kandydatów zajął 2 miejsce i od wielu lat zalicza się do ścisłej czołówki światowej. Dlaczego więc Michał Krasenkow wprowadza dezinformację w polskich szachach? Jaki ma więc cel – urodzony w Moskwie – arcymistrz? Czy mu zależy rzeczywiście na nowoczesnym rozwoju naszych szachów? Nie wierzę w to, że będąc czynnym zawodnikiem może być dobrym trenerem i doradcą!
Przypominam przypadek pewnego naszego arcymistrza-trenera, który szkolił przed laty czołowego juniora Polski, aby w bezpośrednim pojedynku wykorzystać owoce wspólnych analiz w celu zainkasowania pełnego punktu!
Osobiście nie wierzę w dobre intencje Michała Krasenkowa. Przypominam, że w 2003 roku – w trakcie dyskusji na stronie Polskiego Związku Szachowego o unowocześnieniu Młodzieżowej Akademii Szachowej – stanął po stronie oponentów i tym samym znalazł się na negatywnej liście Radosława Jedynaka:
A jaki cel ma Polski Związek Szachowy? Rozwój polskich szachów wyczynowych, czy propagowanie naszej dyscypliny jako gry świetlicowej dla amatorów?
Michaił Krasenkow wciąż jest czynnym zawodnikiem i niedawno konkurował z naszymi arcymistrzami w MP. Przypuszczalnie będzie grał w MP i w przyszłości. Jeśli poziom naszych arcymistrzów będzie się obniżał, to wzrosną szanse Krasenkowa na sukces MP. A jeśli Polacy będą grali coraz lepiej, to szanse Krasenkowa w MP będą malały.
Problem „Konflikt interesów” był omawiany wielokrotnie na blogu, np. w temacie: http://www.blog.konikowski.net/2014/04/02/mistrzostwa-polski-2014/
Am Krasenkow wyrażnie zniechęca polskich szachistów do zajmowania się kluczowym zagadnieniem współczesnych szachów, jakim jest teoria debiutów. Według mnie jest to umniejszanie polskiego potencjału szachowego.
Co do roli PZSZach-u, to degraduje on nasze szachy do roli rozrywki świetlicowej. Warto przypomnieć wypowiedzi różnych osób zniechęcających juniorów do poważnego zajęcia się szachami w ich dorosłym życiu.
„A jaki cel ma Polski Związek Szachowy? Rozwój polskich szachów wyczynowych, czy propagowanie naszej dyscypliny jako gry świetlicowej dla amatorów?”
Czy na tak postawione pytanie przypadkiem nie ma dobrej odpowiedzi ?
Czy nie jest tak że tylko nie są to cele alternatywne-konkurencyjne ale wręcz stanowią dwie niezbędne wzajemnie uzupełniające się podpory polskich szachów ?.
Uważam że PZSZACH powinien zadbać o owe „obie nogi” na których muszą mocno stanąć szachy. Uważam że nie tylko nie wykluczają się, ale uzupełniają się i są sobie niezbędne. Szachy jako dyscyplina muszą stanąć stabilnie na obu podporach. Szachy amatorskie muszą stanowić bazę, potencjał do rozwoju dyscypliny, bo jeśli będzie spadać zainteresowanie szachami i liczba grających amatorów ciężko o dobry wyczyn.
Bo ilość uprawiających dyscyplinę amatorów najczęściej ma również przełożenie na „jakość” zawodowców. Liczba amatorów ma również przełożenie na potencjał marketingowy, przyciąganie sponsorów i finansowanie dyscypliny.
Z dużej liczby amatorów, klubów i rozgrywek można łatwiej i więcej wyłowić diamentów dla potrzeb sportu wyczynowego.
Z drugiej strony sukcesy ( dobrze byłoby gdyby nie tylko medialne lecz medialne i realne) zawodowców zwiększają zainteresowanie dyscypliną i stymulują jej rozwój(casus Małysza w skokach),pokazują perspektywy życiowe oraz ogólną atrakcyjność (w tym finansową) uprawiania szachów jako zawodu. Wreszcie to amatorzy (przez specyfikę naszej gry) będą głównie stanowić niezbędnych każdej dyscyplinie kibiców. Obecnie szacowana relatywnie niewielka liczba zainteresowanych dyscypliną powoduje, iż w dużych serwisach informacyjnych i sportowych tak rzadko spotkać można jakiekolwiek wiadomości czy informacje szachowe.
Niech trener kadry obejrzy wyniki swoich podopiecznych w lidze niemieckiej. Coś tutaj nie gra. Ale co? A może Michał Krasenkow wyjaśni słabą grę naszych czołowych zawodników?
Dalsza część dyskusji jest w następnym odcinku: http://www.blog.konikowski.net/2014/04/10/paradoksy-szachowe-48/