Ze zdumieniem przeczytałem pewne niepokojące zdania, zamieszczone w artykule na blogu ChessBrains.pl
Jest w nim trochę nieścisłości i dyskusyjnych zagadnień. Przede wszystkim należy zachować umiar w gloryfikowaniu Radosława Wojtaszka i jego umiejętności. Nazywanie naszego zawodnika „wielkim zawodnikiem” jest nieporozumieniem. Zwracam uwagę Autorowi cytowanego artykułu, iż wielkimi zawodnikami byli: Fischer, Karpow, Kasparow, Anand, Kramnik oraz inne osoby z dawnej i obecnej czołówki światowej. Warto zachować trzeźwość osądu, szczególnie przy pisaniu o polskich zawodnikach z kadry narodowej. Radek jest po prostu silnym zawodnikiem w Polsce. Na świecie niestety się nie liczy.
Natomiast sformułowanie „Wszyscy wiemy, że klasa Radka nie wzięła się znikąd, a wielki w jego pozycji w światowym rankingu udział ma nikt inny tylko 5-krotny Mistrz ŚwiataViswanathan Anand” świadczy albo o niezrozumieniu aktualnych (a właściwie tych z ostatnich lat) wyników turniejowych Radosława Wojtaszka, albo o uprawianiu demagogii. Na tym blogu wielokrotnie tłumaczyłem i wyjaśniałem, że regres Radosława objawiający się zarówno w stosunkowo słabym rankingu (jak na warunki światowe) jak i przede wszystkim złym stylem gry, jest skutkiem „rozmienienia się na drobne” w ekipie Ananda. Zamiast pracować nad własnym rozwojem szachowym, Radek zaprzepaścił kilka lat swojej kariery. Obecnie zbiera gorzkie owoce swojej błędnej decyzji. Prawdopodobnie nie nadrobi lat zmarnowanych na zajmowanie się obcym zawodnikiem.
Zresztą widać, że niestety nadal ciągną się za nim pozostałości po-Anandowe. Jak przyznał sam Radek, jedną nogą jeszcze „siedzi” w pracy dla Ananda, a drugą w Mistrzostwach Polski. Prawdopodobnie przez to nie robi dobrze ani jednego ani drugiego. Takie rozdrabnianie się i „łapanie kilku srok za ogon” nie służy niczemu, jedynie powoduje zaprzepaszczenie szans na dobrą grę na Mistrzostwach Polski. Już raz praca dla Ananda pokrzyżowała bardzo ważny start Radosława, przez co nasz czołowy zawodnik odmówił reprezentowania barw naszego kraju na arenie międzynarodowej.
Uważam że zagrożeniem dla kariery Jana Krzysztofa Dudy jest niepokojące stwierdzenie R. Wojtaszka, który w cytowanym artykule zapowiedział, że chciałby wciągnąć naszego młodego zawodnika do współpracy z Anandem. Gdy do tego dojdzie, to prawdopodobnie powtórzy się dobrze znany scenariusz z roztrwonieniem kilku lat na liczeniu wariantów dla byłego mistrza świata, skutkujący stagnacją JK Dudy w zakresie własnej gry. Mam nadzieję, że Jan Krzysztof dokona właściwego wyboru i skoncentruje się na swojej, doskonale zapowiadającej się karierze, a nie ugrzęźnie na lata w słupkach liczonych dla obcych zawodników.
W związku z ostatnim zdaniem „Szczególnie, że Janek przypomina wszystkim Vishiego z czasów, kiedy on miał 16 lat” powiem tak, Panie i Panowie decydenci z Polskiego Związku Szachowego, odłóżcie fantasmagorie na bok i zajmijcie się lepiej prawidłowym ukierunkowaniem rozwoju JK Dudy. A jak nie wiecie o co mi chodzi, to przypomnijcie sobie sukces medialny Dariusza Świercza i skutkujący tym jego obecny zastój szachowy. To daje sporo do myślenia.
Krzysztof Kledzik
Panie Krzysztofie! To jest kawał Prima Aprilis. Jestem pewny, że autor tego wpisu sam w to nie wierzy.
Tylko pozazdrościć autorowi takiego poczucia humoru.
To musi być prima aprilis!
Dzisiejsza partia z Wojtaszkiem pokazała, że Jasiu musi się jeszcze dużo uczyć.
„Takie rozdrabnianie się i „łapanie kilku srok za ogon” nie służy niczemu, jedynie powoduje zaprzepaszczenie szans na dobrą grę na Mistrzostwach Polski.”
Nieco przedwczesny i jak widać błędny wniosek, skoro Radosław Wojtaszek Mistrzostwa Polski wygrał. Owszem, kilka partii mógł zagrać lepiej, docisnąć przeciwników, ale skoro i tak zarobił na rankingu ELO, to ewidentnie swoją klasę potwierdził.
Zresztą cała myśl przewodnia wpisu, jakoby współpraca z Anandem źle wpływała na szachowy rozwój Radka, nie znajduje potwierdzenia w faktach. Wg wikipedii współpracę rozpoczęli pod koniec roku 2008, a na liście rankingowej ze stycznia 2009 Radek miał ranking 2608. W ciągu pierwszych dwóch lat współpracy z Anandem Radek uzyskał ponad 100 oczek, osiągając ranking 2726 na liście rankingowej ze stycznia 2011. To nie jest regres, ale wręcz przeciwnie.
Owszem, od tego czasu Radek nie zanotował dalszych znaczących zysków rankingowych, przeplatając turnieje świetne (Olimpiada 2012 – skalpy Radżabowa i Nakamury) ze słabszymi, tak że być może da się obronić stwierdzenie, że pod względem szachowym nauczył się już od Ananda i kolegów sekundantów wszystkiego, czego nauczyć się mógł. Nie zmienia to jednak faktu, że na pierwsze lata współpracy z Mistrzem Świata przypada wręcz skokowy wzrost rankingu naszego Mistrza Polski.
A dlaczego nie miał wygrać mistrzostw Polski skoro jest najlepszy w naszym kraju? To jest zrozumiałe że je wygrał. Ale Wojtaszek powinien mieć większe aspiracje niż mistrzostwo naszego „podwórka”. A póki co, poza epizodycznymi wygranymi z Nakamurą czy Rażdżabowem, chłopak po prostu nie istnieje w szachach światowych,. A ranking, to RW utrzymuje dzięki grze w ligach.
Pan Krzysztof ma rację. Wygrane z Radżabowem i Nakamurą nie świadczą o wielkiej klasie zawodnika. Mateusz Bartel wygrał kiedyś Auroflot i co z tego? W Dortmundzie dostał baty. Do dzisiaj nic nie pokazał. Przypadki są zawsze możliwe. Wojtaszek nie istnieje w szachach światowych, ale jest silnym graczem europejskim i nic więcej.
Wygrane z Radżabowem i Nakamurą to były jednostkowe zdarzenia sprzed lat. Nie można na podstawie jednej czy dwóch partii zagranej wieki temu, budować potęgi polskich szachów, i przez kolejne 10 lat podawać jako przykład jeden czy dwa punkty wyrwane Nakamurze. Z Mateuszem Bartlem było dokładnie tak jak przedstawił to „szachista”. Epizod w Aerofłocie, a potem do dzisiaj pojedyncze wygrane w krajowych turniejach.
Owszem, jego wygrana jest zrozumiała, co tym bardziej podkreśla nietrafność uwagi z wpisu o „zaprzepaszczeniu szans” odnośnie Mistrzostw Polski. Aspiracje może i ma większe, tak jak i ponad setka pozostałych zawodników z przedziału 2650 – 2750, ale może po prostu nie jest wystarczająco dobry, żeby ten poziom przekroczyć.
Natomiast uwaga o utrzymywaniu rankingu dzięki grze w ligach jest dość niezrozumiała. W ciągu ostatnich 3 lat turnieje, na których zarobił ponad 10 oczek, to:
– Mistrzostwa Europy 2011 – 14,5 ELO
– IX Marx Gyorgy Memorial 2011 – 20,6 ELO
– Olimpiada 2012 – 16,8 ELO
– 29th European Club Cup 2013 – 13,3 ELO
– Zurich 2013 – 10,1 ELO
– Basel 2013 – 12,4 ELO
Natomiast na wszelkich ligach jego zyski były raczej skromne – a zdarzały się i straty.
W tych turniejach przeważnie ogrywał słabszych z małymi wyjątkami i dlatego nazbierał trochę oczek, tak jak w mistrzostwach Polski też nie grał z żadnym silniejszym rankingowo zawodnikiem od niego.
O to właśnie chodzi. Nasze asy unikają konfrontacji z równymi sobie i silniejszymi zawodnikami, zazwyczaj poprzestając na ogrywaniu słabszych. A na podstawie tego kreuje się ich jako wielkich szachistów o klasie światowej. Umiejętność ogrywania słabszych powinna być wpojona szachiście, ale ona nie wystarcza do okrzyknięcia go zawodnikiem światowej klasy. Do tego trzeba pokazać coś więcej. I to nie w postaci jednej wygranej partii kilka lat temu z kimś z klubu 2700+, ale regularnie pokazując klasę grając w solidnych turniejach przeciwko silnym i bardzo silnym zawodnikom. I oczywiście zajmując w tabeli wyników jakieś przyzwoite miejsca.
Garry Kasparow o motywacji i sukcesie: „Szachy uczyniły ze mnie zawodowego wojownika, nie wyobrażam sobie życia bez walki. Lubię mieć silnego przeciwnika. Im jest silniejszy, tym lepiej. Na turniejach nigdy nie mówiłem, że zwycięża przyjaźń, czy że nieważne zwycięstwo tylko ważne aby wziąć udział. Mobilizował mnie konflikt. Karpow był niewątpliwie najgroźniejszym z moich rywali. Botwinnik mówił, że warunkiem sukcesu w szachach są: wrodzony talent, waleczny charakter, żelazne zdrowie i opanowanie teorii. Ja dodał bym, że talent poparty ciężką pracą. Dokładne obliczenia i ocena sytuacji. Dobra strategia i taktyka. Ryzyko, intuicja i kreatywność. Lubie szachy twórcze. Lubie niespodziewane kombinacje, nowe warianty. Zaskakują przeciwnika, a mnie nie pozwalają ugrzęznąć w rutynie. Mój dynamiczny styl to synteza stylów Alechina, Tala i Fischera. Sekundy natchnienia sa więcej warte niż sztab sekundantów. Widzę nagle, jak będzie się dalej rozwijała partia, mam w oczach cały jej obraz. To efekt stałej aktywności mózgu. Nie ma w tym nic nadprzyrodzonego, to rezultat prawidłowego wykorzystania intelektu. Ja praktycznie nie odpoczywam, dla higieny przełączam tylko umysł na rożne rodzaje aktywności.” (Playboy 2005)
„Nasze asy unikają konfrontacji z równymi sobie i silniejszymi zawodnikami, zazwyczaj poprzestając na ogrywaniu słabszych.”
A gdzież by nasze asy miały możliwość zmierzyć się z równymi sobie i silniejszymi? W Dortmundzie, Wijk an Zee, Morelii/Linares, Memoriale Tala, Memoriale Alechina i innych superturniejach? Jak wygląda sytuacja – nasze krajowe asy dostają zaproszenie od organizatorów i ze strachem je odrzucają, czy też są zbyt słabi, żeby organizatorzy chcieli ich zapraszać?
Sytuacja Radka Wojtaszka i innych zawodników 2700 – 2740 jest po prostu taka, że są zbyt słabi, żeby być zapraszani do superturniejów (chyba że w ramach przywileju gospodarza, ale Polska superturniejów nie organizuje), a za silni na większość „normalnych” turniejów, w których prawie wszystkie partie grają ze słabszymi od siebie.
Jeśli Pan się nie zgadza, to proszę pokazać jakiś przykład, gdzie czynny polski szachista (powiedzmy biorąc pod uwagę tylko kadrę) miał możliwość(!) zagrać w turnieju z silniejszymi od siebie i z tego bez uzasadnionego powodu zrezygnował. W przeciwnym razie to jest po prostu bezpodstawne narzekanie.
Tylko że w grupie 2700-2740 jest sporo zawodników których nazwiska mniej czy bardziej liczą się w światowych szachach. Na liście za Wojtaszkiem jest np. Kamski, Radżabow, Jobava, Szirow, i inni. I jak już, to który z nich dostanie zaproszenie pomimo nie najwyższego rankingu? Prawie na pewno nie Radek. Nasz zawodnik w pewnym momencie miał ranking 2734, przez co niektóre osoby twierdziły że jest w ścisłej czołówce światowej. I co, organizatorzy turniejów zabijali się o o jego uczestnictwo? No raczej nie. Jest bardzo prawdopodobne że gdyby RW miał nawet 2750, to i tak nikt by go nie zaprosił, bo kto z organizatorów renomowanych turniejów jest zainteresowany osobą grającą głównie w ligach i będącą analitykiem? Oni tam potrzebują szachistów prezentujących ciekawe, indywidualne szachy.
„Tylko że w grupie 2700-2740 jest sporo zawodników których nazwiska mniej czy bardziej liczą się w światowych szachach. ”
Zgadza się i dlatego właśnie Polacy nie grają w superturniejach – bo nie są zapraszani. A nie dlatego, że się boją grać z silnymi. Niestety (lub stety) sam ranking nie wystarczy, żeby otrzymać zaproszenie. Spośród tej trzydziestki zawodników 2700-2740, to wiadomo, że raczej zaproszą finalistę Mistrzostw Świata FIDE 2000 i zwycięzcę superturnieju M-Tel 2009, który kiedyś był czwarty na świecie (Shirov), albo pretendenta do tytułu Mistrza Świata (Kamsky), niż Wojtaszka, który jeszcze takich osiągnięć nie ma. Stara się, próbuje zdobyć miejsce w takim superturnieju, ale niestety (chociażby w ostatnim Wijk An Zee) okazał się zbyt słaby.
To nie znaczy, że Radek Wojtaszek lub reszta krajowej czołówki się gry z najlepszymi obawia. Wręcz przeciwnie – akurat Wojtaszek uzyskuje znacznie lepsze wyniki (pod względem rating performance) z zawodnikami 2700+, niż z zawodnikami 2600-2700, więc i czego miałby się bać?
Na Gibraltarze nasi mieli szanse pokazać co potrafią http://www.blog.konikowski.net/2014/01/28/gibraltar-2014/#comments. Niestety w ubiegłym roku wypadli blado, a w tym roku chyba się przestraszyli silnej obsady i w ogóle tam nie zagrali.