To tytuł rewelacyjnej książki dr. Sławomira Cenckiewicza ( W-wa, 2011) omawiającej wywiad wojskowy PRL-u ( 1943- 1991), będący w rzeczywistości narzędziem kontroli nad Ludowym Wojskiem Polskim, które w ramach Paktu Warszawskiego miało kiedyś wziąć udział w starciu z Zachodem. Te służby wojskowe – realizując wytyczne GRU – były też gwarantem wpływów i kontroli sowieckiej nad Polską. We wprowadzeniu dr. Cenckiewicz pisze sarkastycznie, że w gmachu przy al.Niepodległości funkcjonował jeden z najważniejszych instrumentów „podległości” naszego kraju. Pracę nad formowaniem przyszłych kadr Sowieci rozpoczęli już jesienią 1939 r. w obozach internowania polskich oficerów, oferując współpracę z NKWD, lecz tylko nieliczni w Kozielsku, a np. ppłk Zygmunt Berling w Starobielsku podjęli ją ku satysfakcji Berii, który informował Stalina: „…kilku pułkowników i podpułkowników ( Berling, Bukojemski, Gorczyński, Tyszyński) oświadczyło, że całkowicie stawiają się do dyspozycji władz sowieckich…” ( str.42) Był to zalążek przyszłych służb prosowieckich w Polsce, tych zwerbowanych nie wywieziono do lasu pod Katyniem, a przetransportowano do „willi szczęścia” w Małachówce pod Moskwą, gdzie studiowali sztukę wojenną i dzieje Armii Czerwonej oraz doktrynę Lenina.
Po ataku Niemiec na ZSRR Berling i jego dwunastu konfidentów skierowało do władz sowieckich deklarację lojalności i chęć walki z III Rzeszą i budowę Polski w ramach Związku Sowieckiego. Powstanie dywizji kościuszkowskiej dało początek wywiadowi wojskowemu Polski Ludowej. Cenckiewicz przypomina też stanowisko legalnych władz polskich w Londynie, które już w lipcu 1943 uznały wojsko Berlinga za integralną część Armii Czerwonej ( str.46). Natomiast formalnie genezy komunistycznego wywiadu wojskowego upatruje się w rozkazie z 8 sierpnia 1944, który powoływał Oddział Informacyjny Sztabu Głównego WP, choć – jak dodaje Autor – komórki wywiadu istniały w praktyce już w dywizji Berlinga, a w Armii Polskiej w ZSRR działał Wydział Wywiadowczy ( str.49).
Sowieci traktowali „polski wywiad” jako część składową GRU. Cenckiewicz przestawia też działania grup wywiadowczych zrzucanych z samolotów jeszcze za okupacji jak np. grupa „Michał” , dowodzona przez kpt.Mikołaja Arciszewskiego, a przerzucona do Polski w sierpniu 1941 r. ( str.55/6).
Pod czujnym okiem Stalina powstała też „wierchuszka” tego Wojska Polskiego, złożona z agentów sowieckich tajnych służb ( Michał Rola-Żymierski, Zygmunt Berling, Aleksander Zawadzki, Marian Spychalski), zaś 1. i 2. Armią dowodzili Sowieci – gen.S.Popławski i gen. K.Świerczewski. Działał też gen. Armii Czerwonej – W.Korczyc i wielu innych, a w 1945 r. kierownictwo Oddziału II Sztabu Generalnego WP ( a więc razwiedki) tworzyli wyłącznie oficerowie sowieccy w liczbie siedemnastu ( vide str.66). Jeszcze dłuższą listę rosyjskich opiekunów „polskiego” wywiadu wojskowego Cenckiewicz podaje dalej ( str.94-100), a działali oni do roku 1958.
Na marginesie można dodać ustalenia z nowej książki Bohdana Urbankowskiego „Pierścień Gygesa” (W-wa, Akces,2013): „ Peerelowskie specsłużby były budowane przez Rosjan i wytresowanych przez nich janczarów w rodzaju Baumana, Radkiewicza, a także całej hordy kujbyszewiaków. (…) GRU budował nasze służby związane z armią – Informację Wojskową i KBW, a NKWD organizował i nadzorował nasze Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. W tzw.polskiej siedzibie MBP na Rakowieckiej NKWD miało swój własny korytarz, na który można było wchodzić tylko po otrzymaniu specjalnych przepustek. Radzieccy mogli swobodnie chodzić po całym gmachu, regularnie wpadali „na herbatki” do ważniejszyh funkcjonariuszy UB – była to forma przesłuchania i instruktażu.(…) Tak było do połowy lat 50-tych…” ( str.55)
Długie ramię Moskwy urosło ponad miarę, kierownictwo wywiadu nie zapomniało o inwigilacji Polonii, od r.1975 Kiszczak inicjował akcję o kryptonimie „Skorpion”, a jej celem było śledzenie środowisk emigracyjnych ( str.196). Początkowo zajmowali się tym attache wojskowi, potem na fali masowej emigracji lat 1980/1 reżim instalował w skupiskach polonijnych „skorpiony”, które docierały nie tylko z Polski, ale i z egzotycznych krajów afrykańskich, np. z Libii albo RPA. A jak działał wywiad w PRL-u dowiadujemy się np. z wyznań płk. Poradki ( str. 212-216), książka Cenckiewicza przytacza mnóstwo rewelacji, na szczęście nie tylko ponurych. Autor omawia ponad 40 przypadków dezercji polskich oficerów wywiadu w okresie 1956-1986, co świadczy że jednak sumienie nie pozwalało im na stałą służbę u sowieckiego okupanta. Historie ich ucieczek na Zachód tworzą jaśniejsze akcenty książki napisanej przez historyka, wybranego w r.2006 do zespołu likwidacyjnego WSI, dopiero w siedemnastym roku „budowania” demokracji w IIIRP. WSI jako post-sowiecka reduta , zależna od GRU, nie była nigdy organem polskiego państwa. Liczne aneksy, archiwalne zdjęcia, indeks oraz słownik pojęć stosowanych w komunistycznym wywiadzie wojskowym uzupełniają tę rzetelną i fachową książkę. Polski wywiad wojskowy nigdy nie dorównał profesjonalizmowi GRU, może jedynie Zacharski zdobywał informacje o technologiach Zachodu, tak potrzebnych Kremlowi. O szpiegostwie technologicznym pisał też Z.Brzeziński ( w „Planie gry”,N.Y.1987), cytowany przez Cenckiewicza: „Taka siatka szpegowska oszczędza Sowietom setki milionów rubli rocznie z wydatków na obronę” ( str.240). Terenem szpiegowskiej penetracji były i tzw. „kraje trzecie”, ale – jak czytamy – w r.1982 łatwiej pod tym względem było w RPA i Australii ( str.243).
Książka wspomina też sylwetki polskich polityków ( jak np. Józef Oleksy) współdziałających z wywiadem KGB, potem rosyjskim. Byli oni energicznie bronieni przez WSI, rozwiązane ostatecznie dopiero w r.2006 z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a raport Komisji Weryfikacyjnej został odtajniony – też decyzją prezydenta Kaczyńskiego – i opublikowany w lutym 2008 roku. Wywołało to medialne ataki na prezydenta i oskarżenia o dekonspirację tajemnic WSI, wywiadu powstałego w r.1943 jako tzw. długie ramię Moskwy ( str.422-26). Czy „katastrofa” Tupolewa nie była zemstą starych służb? I czy istotnie utraciły swoje znaczenie?
Ale długie ramię Moskwy to nie tylko sieci wywiadu, także bazy wojskowe ZSRR, likwidowane po upadku muru berlińskiego. Dziś Rosjanie dysponują jedynie bazą morską w Syrii, lecz właśnie – jak ujawnił sam minister obrony Federacji Rosyjskiej Sergiej Szojgu – trwają pertraktacje o bazy wojskowe w Wietnamie, Nikaragui, Wenezueli, znowu na Kubie, a też na Seychelles ( archipelag na Oceania Indyjskim) i na Singapurze. Utrzymanie tych baz pochłonie miliardy, czy Moskwę będzie stać na takie wydatki po sankcjach za interwencję na Ukrainie i aneksję Krymu ?
Dzisiaj trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale wydaje się, że izolacja Rosji, bojkot G-8 w Soczi plus szereg innych retorsji mogą spowodować poważne problemy mocarstwa o ambicjach imperialnych. Mocarstwa, które wprawdzie dysponuje gazem i ropą ( a więc współczesnym „złotem”), lecz nazbyt polega na użyciu siły w rozwiązywaniu kwestii politycznych. A mając układ z Ukrainą o bazy na Krymie aż do roku 2042 kierownictwo Kremla nie musiało chyba wpadać w histerię i wysyłać wojsko tam, gdzie jeszcze obowiązuje umowa. Widocznie jednak perspektywa aneksji – jak w r.1783 – jest o wiele ponętniejsza niż wszelkie inne spekulacje. Zawsze ważniejsze jest długie ramię Moskwy.
Od Krymu po Kuryle, odebrane Japonii w r.1945 ( bez referendum!) i nazwane Kurilskiye Ostrova w sachalińkiej obłasti!
Marek Baterowicz
Bardzo wartościowa recenzja. WSI było „PERYSKOPEM, za którego pomocą Rosjanie pozyskiwali wiedzę o mechanizmach funkcjonowania naszego państwa”, jak powiedział kilka lat temu prof. Andrzej Zybertowicz. I tę metaforę też warto mieć w pamięci.
http://www.bibula.com/?p=22993