Na kilku blogach szachowych trwa dyskusja o wpływie (oraz formie) przygotowania psychologicznego na efekty uzyskiwane przez polskich i zagranicznych szachistów. Pojawiają sie zatem różne teorie zastępcze, zasadniczo mające podbudować morale naszej kadry narodowej oraz usprawiedliwić ich kiepską formę szachową. Ta zaś, jak widać od lat, wystarcza do osiągania sukcesów w przeciętnych openach, w których polska czołówka gra z zawodnikami o rankingu najwyżej 2650. Powyżej, dla naszych asów, jest już tylko przysłowiowa „ściana”.
W ramach promowania roli przygotowania psychologicznego w szachach, Waldemar Świć opublikował na swoim blogu wpis pod tytułem „Przygotowanie psychologiczne niejedno ma imię”. W artykule tym trener MASz tłumaczy jak to Kasparow posiłkował się twórczością Włodzimierza Wysockiego w celu przezwyciężenia przedłużającego się krachu szachowego. W tym celu pan Waldemar przypomniał sprawę fatalnego dla Kasparowa przebiegu pierwszego meczu o mistrzostwo świata z Anatolijem Karpowem. Ale trener MASz nie zauważył, że przygotowanie Kasparowa do meczu nie polegało wyłącznie na słuchaniu pieśni Wysockiego, lecz wiązało się z wcześniejszym poważnym treningiem szachowym i nastawieniem na bezwzględne zwycięstwo. Zresztą efekty przygotowania szachowego przyszłego mistrza świata były dobrze widoczne na długo przed samym meczem o koronę szachową. Na przykład warto wspomnieć o nieomal „zniszczeniu” przy szachownicy przez G.K. innych pretendentów do korony, w cyklu meczów pretendenckich. Nikt nie neguje tego, że słuchanie piosenek Wysockiego dobrze wpływało na psychikę Kasparowa, ale WŚ powinien zaznaczyć że stanowiło to jedynie dodatek do całości przygotowania szachowego.
Pieśni Wysockiego ani inny trubadurów nie zastąpią gruntownego szkolenia szachowego. Zagadnienie dotyczy też i innych dziedzin sportu. Na przykład nasza wspaniała zawodniczka, Justyna Kowalczyk, może nosić talizmany w kieszeni, może słuchać Maryli Rodowicz albo donGURALesko, ale swoje fenomenalne wyniki osiągnęła ciężką i systematyczną pracą na treningach. Natomiast bardzo wątpię czy bez solidnego treningu szachowego samo słuchanie Lady Gagi czy Dody pomoże naszym szachistom w przebiciu się chociażby przez grupę B jakiegoś lepszego turnieju.
Krzysztof Kledzik
Pan Krzysztof zwrócił uwagę na ważny problem w polskich szachach. Jak się nie ma wystarczającej wiedzy szachowej, to nie pomogą piosenki, psychologia, filozofia, oddychanie przez rurkę i nawet stawanie na głowie. Trzeba trenować jak Justyna Kowalczyk! A tej determinacji brakuje naszym arcymisiom. Monika ma rację!
Kasparow mógł sobie stawać na głowie albo słuchać muzyki, ponieważ grał świetnie w szachy, czego nie potrafią nasi arcymisie. Zamiast pracować nad szachami zawracają sobie głowę innymi przyjemnościami. Jogin wagi ciężkiej jest zawodowym szachistą i jako zawodowiec żadnych większych sukcesów nie osiągnął, prawdopodobnie między innymi dlatego, że zajmował się staniem na głowie zamiast studiować szachy.
M.Bartel pisząc swój wpis o psychologii w szachach otworzył puszkę Pandory. Widać że ludzie są dosyć cięci na te wymyślania psychologiczne.
Moim zdaniem szachy w Polsce są traktowane jako gra wietlicowa.
Uzyskiwane efekty też są świetlicowe.
Nie wiedziałem gdzie to napisać, więc piszę tu: polscy szachiści (mam nadzieję, że wszyscy) pozdrawiają Władimira Malaniuka walczącego o swoją ojczyznę na Majdanie!
Z tego co się orientuję, opozycja jest za wejściem Ukrainy do EuroSzamba. Jak widać to przykładzie Polski, oznacza to przerost biurokracji, stopniową utratę niepodległości, rosnące zadłużenie, stagnację gospodarki. Gdybym życzył Ukrainie źle to oczywiście byłbym za takim scenariuszem.
Bardzo proszę tutaj zajmować się problemami polskich szachów. Politykę zostawmy dla polityków.
Krzysztof Kledzik podjął ważny problem i proszę tutaj o Wasze kontruktywne uwagi w tej właśnie kwestii.
Naszym arcymisiom nawet Kaszpirowski nie pomoże, jeśli nie zaczną trenować.
>>Politykę zostawmy dla polityków.
Chyba nie mieszka pan w Polsce od dawna mając takie nastawienie :). W Niemczech może się to sprawdza, w Polsce nie.
Jeżeli chodzi o konstruktywne uwagi, to na blogu WŚ znowu wyzywają nas od impotentów szachowych. Ciekawe czy poza obsesją seksualno-szachową potrafią przedstawić jakieś racjonalne argumenty?
Joginowi wagi ciężkiej kolejny raz puściły nerwy i jak odgrzewane kotlety pisze ciągle to samo. Powinien wymyślić coś nowego,żeby nas nie zanudzać.
Ale tym razem to nie WŚ napisał o impotentach, ale jeden z jego anonimów. Dziwne że blog WŚ przyciąga osoby o wybujałych popędach szachowych.
Te anonimy to jego klony. Dlatego też założył swojego bloga, żeby bez ograniczeń mógł wyładowywać swoje frustracje.