raj777 29 stycznia 2014 o godz. 21:18 napisał w swym komentarzu:
Robert Fischer: „Nie wierzę w psychologię. Wierzę w dobre ruchy.”
///////////////////////////////////
We wspomnianym ostatnim odcinku o obozie kadry w Zakopanem, byłem świadkiem jeszcze innego wydarzenia. W trakcie posiłków zauważyłem, że jeden z zawodników jakoś nerwowo zachowuje się przy stole. Ręce miał schowane pod obrusem i co chwilę tam zaglądał. Zapytałem się: „Masz jakieś problemy i co tam właściwe szukasz?”. „Sprawdzam za pomocą wahadełka jakość jedzenia” – odpowiedział. Myślałem, że żartuje. Odsunąłem nakrycie stołu i rzeczywiście trzymał w ręku wahadełko, które puszczał w ruch. „I co ci te wahadełko mówi?” – zapytałem. „Tego posiłku nie mogę spożyć, gdyż może mi zaszkodzić. Mogę iść do miasta, aby coś innego zjeść?” – zapytał. Odpowiedziałem, że oczywiście może iść, ale musi być punktualnie na zajęciach. Ta historia powtórzyła się w czasie zgrupowania kilkakrotnie. W końcu zadałem mu pytanie w formie żartu: „ Jeśli tak wierzysz w to swoje wahadełko, to możesz sprawdzać ruchy w czasie partii. Pomyślisz sobie o jakimś posunięciu, które chcesz wykonać, puścisz instrument w ruch i sprawdzisz jego reakcję”. Spojrzał na mnie, krótko się zastanowił i odpowiedział: „Nie to jest niemożliwe. Ruch szachowy nie jest związany z materią”.
W okresie 1978-1981 w kadrze narodowej było kilku zawodników, którzy fascynowali się – jak już poprzednio wspomniałem – filozofią dalekiego wschodu. Poświecali dużo czasu na studiowanie odpowiedniej literatury fachowej kosztem szachowej. Ta sama grupa też zajmowała się różnymi ćwiczeniami, jak techniką oddychania oraz jogą.
Widziałem na własne oczy te ćwiczenia, którymi zawodnicy zajmowali się w wolnym czasie od zajęć szachowych. Nie dziwiło mnie, jeśli zawodnik o szczupłej budowie ciała stał na głowie, czy siedział w pozycji „lotosu”, „kobry” itd. Ale pewnego razu w hotelowym pokoju młodszej kadry zobaczyłem zawodnika, około 100 kg żywej wagi, który stał na głowie. Miałem wrażenie, że mu ta górna część ciała (w tej sytuacji dolna) już prawie koloru buraka zaraz odłączy się od korpusu. „Przestań” – krzyknąłem. Zawodnik posłusznie wrócił do normalnej pozycji. „To jest niebezpieczne co robisz” – zwróciłem mu uwagę – „Jak ta twoja głowa utrzyma tyle kilo?”. „Jurek, mam wszystko pod kontrolą” – odpowiedział.
Od tego momentu zawodnik otrzymał przezwisko „Jogin wagi ciężkiej”. Po latach stwierdzam, że te ćwiczenia raczej mu zaszkodziły, niż pomogły.
cdn
Panie Jerzy ,Pana wspomnienia z przeszłości są fascynujące: była już rurka do oddychania w wodzie ,teraz wahadełko do wróżb i ćwiczenia ekstremalne-strach pomyśleć co będzie dalej…
To są kapitalne wpisy. Niezłych rzeczy można się dowiedzieć o przeszłości naszych szachistów.
Szkoda że za pomocą wahadełka nie można badać jakości posunięć szachowych, bo taka pomoc bardzo przydała by się naszym asom. Nawet można by zrezygnować z super laptopów od firmy HP, Rybki i Houdiniego, a zakupić za znacznie niższą cenę kilka wahadełek czy różdżek. Ewentualnie szklaną kulę. Potem, ale nadal w ramach treningu szachowego, kilka chwil stania na głowie, i wygrana w superturnieju byłaby w zasięgu ręki.
Wyobrażacie sobie widok naszych szachistów stojących na głowie, oddychających przez rurkę i machających wahadełkiem? Twarze robią się wtedy koloru buraka, ale za to jak ELO wzrasta!
W Pzszach pracuje wróżka, która mogłaby przejść na stanowisko trenera kadry i wywróżyć jakie debiuty będą grali przeciwnicy naszych kadrowiczów. To by znacznie ułatwiło przygotowania.
Znam oczywiście wiele ciekawostek z życia szachistów, ale nie wszystkie można opisać na blogu.
cytowana wypowiedź Fischera na filmie http://www.youtube.com/watch?v=GcN6QUe5Skw
Już dawno kiedyś słyszałem jak mówiono na Waldemara Świcia Jogin wagi ciężkiej. Czy to jego miał na myśli pan Konikowski?