Występ naszego czołowego zawodnika w turnieju w Wijk aan Zee zapoczątkował żywą dyskusję nad wpływem przygotowania psychologicznego szachistów na osiągane przez nich rezultaty. W polemice tej zabrał głos również i trener Waldemar Świć, który w artykule pt. „Ile waży psychologia?” przedstawił swój punkt widzenia na tą kwestię. Dokonał tego jako fachowiec, w przeciwieństwie do, jak to określił, „ignoranta, który pisze z pozycji kibica”. Cieszę się niezmiernie, że trener MASz zdecydował się podzielić z nami tajnikami zaplecza treningu szachowego i okołoszachowego, do czego zresztą go już wielokrotnie zachęcałem.
Zagadnienie psychologii w sporcie, a w szczególności w szachach, zapewnie jest i będzie sprawą bardzo dyskusyjną. Nie neguję pozytywnego wpływu takiego przygotowania na rezultaty osiągane przez szachistów. I zapewne prawdą jest, że im silniejszy szachista, tym większą rolę powinien przykładać do podbudowy psychologicznej. Jednak u Radka widać luki w przygotowaniu szachowym, w szczególności mankamenty w dobranym repertuarze debiutowym, oraz granie pasywnych wariantów. Tego raczej nie naprawi się zajęciami z psychologii lecz za pomocą odpowiednio skorygowanego treningu ściśle szachowego. Dlatego te zagadnienia wskazałem jako przyczynę ostatniego niepowodzenia naszego reprezentanta.
Waldemar Świć napisał też: „ciekawy pogląd biorąc pod uwagę, że opinie Kramnika czy Karpowa na temat roli debiutów są przytaczane wytłuszczoną czcionką”. Myślę że zagadnienia przygotowania psychologicznego można traktować jako dodatkowy element w szkoleniu szachisty, oczywiście dostosowując skalę tego przedsięwzięcia do stopnia zaawansowania szachowego danego zawodnika. Ale to jest moje subiektywne zdanie i być może, że nie mam racji. Dlatego nie kłócę się (zbytnio), i pozostawiam problem do dalszej dyskusji. Natomiast wypowiedzi Kramnika czy Karpowa o tyle odnoszą się do wszystkich szachistów na każdym stopniu zaawansowania, że dotyczą partii szachowej jako całości, a w szczególności do fazy początkowej, która wypala piętno na dalszym przebiegu gry. Zatem określa ona typ partii (pozycyjna, kombinacyjna) oraz ustawioną strukturę pionkową, a także, za pomocą dobranego wariantu pozwala prowadzić aktywną grę, lub pasywną, jak w przypadku naszego zawodnika.
Cieszy mnie, że pan Waldemar podjął merytoryczną dyskusję w spokojniejszym tonie. Pomimo iż niektórzy czytelnicy zapewne nie zgodzą się z częścią jego opinii wyrażonych we wspomnianym artykule, jednak dobrze że WŚ przekazał nam swoje zdanie na ten temat.
Krzysztof Kledzik
Nasi od dawna są średniakami. Owszem, mogą się posiłkować psychologią w treningu, ale zasadniczy nacisk powinni położyć na normalny trening szachowy. Ta cała psychologia to moim zdaniem próba łatwego i wygodnego wytłumaczenia nędzy polskich szachów.
Zgadzam się z Hetmanem. Tam gdzie nie ma jakości , zawsze jako antidotum pojawia sie „psychologia”.No chyba że psycholog będzie przerabiał z zawodnikiem debiuty-to wtedy tak-psycholog jak najbardziej.
Ja również zgadzam się z Hetmanem. Mateusz Bartel próbował najpierw nam wsadzić kit o przeskakiwaniu debiutów, a teraz próbuje tłumaczyć mizerię polskich szachów psychologią. Lepiej byłoby, gdyby uczciwie ocenił siłę gry naszej czołówki. Sam nie robi żadnych postępów w szachach i próbuje teraz uświadamiać nas jakąś historyjką o psychologii.
ogólne nastawienie do partii – wybór najpierw debiutu potem wariantu to w szachach jak najbardziej sprawa „głowy”, pokonania obawy przed przegraną, zebranie siły wewnętrznej, motywacji, skłonności do zawalczenia a nie tylko obrony wyniku.
To właśnie sprawa psychologii. Radek potrafi lepiej zagrać w rozgrywkach drużynowych gdzie trochę inaczej rozkłada się presja jak i odpowiedzialność za ogólny wynik.
Przypominam nie mówimy o „nauce” tylko wyborze wariantu to oznacza że wiemy iż dany zawodnik mógłby- potrafi zagrać – wybrać inaczej a jednak gra pasywnie bez agresji, nie radzi sobie z presją ze szkodą dla wyniku.
Są zawodnicy których trudności i oczekiwania mobilizują i tacy którzy maja problem z pokazaniem w takich chwilach pełni możliwości. Za takiego sportowca „im trudniej i większa presja tym większa mobilizacja i możliwości” uchodził Szpilka ale okazało się że i on nie poradził sobie mentalnie w najważniejszej jak dotąd walce.
Kiedyś pewien średniej klasy zawodnik pojechał do Koszalina na kurs. Ponieważ był amatorem szachistą poszedł pograć do klubu szachowego i dosiadł się do stolika samotnego szachisty. Zagrał z nim cztery blitze i wszystkie wygrał. Wzbudziło to żywe zainteresowanie członków klubu.
Kiedy wyszedł na papierosa podszedł jakiś młody człowiek i powiedział – aleś pan złoił naszego championa. On ma tytuł kandydata na mistrza i leje tu wszystkich.
Było to sporo lat temu, gdy k/m to była siła. Zawodnik po papierosie wrócił na salę i przegrał wszystkie partie – wiedział z kim gra!
Zwyciężyła psychologia – dodam, że tym „średniakiem” byłem ja.
Myślę że uczciwie siłę gry, a właściwie nastawienie do niej, oceniła Monika Soćko wskazując na lenistwo naszych czołowych zawodników. I chyba właśnie od rozwiązania problemu lenistwa należało by zacząć naprawę stanu naszych szachistów. Do tego porządny trening szachowy, oczywiście poparty właściwym nastawieniem psychologicznym. Tego nie można negować, ale i nie można wysuwać na pierwszy plan, w ramach bezpiecznego wytłumaczenia wieloletniej bryndzy. A skoro niektórym osobom tak bardzo zależy na solidnej podbudowie psychologicznej, to proponuję zacząć stosować ją w stosunku do zdolnych juniorów. Zamiast programowo zniechęcać ich do kontynuowania kariery szachowej w wieku starszym niż 19 lat, można by zaprząc do pracy tych psychologów aby pokazali im jakieś dalekosiężne perspektywy sportowe, wykraczające poza juniorska zabawę, bo na takie podejście wskazywały pewne komentarze na innych blogach. Tomaszu71, szachy to sport indywidualny, a nie drużynowy, dlatego należy rozpatrywać nieomal wyłącznie zagadnienia szachów indywidualnych. W nich panuje bryndza, jedynie zmagania drużynowe przynoszą coś na osłodę. Dlatego przyjęto gloryfikować je, zapominając o tym co ważniejsze, czyli wynikach indywidualnych. Dlatego nawet jeżeli Radek potrafi udźwignąć ciężar odpowiedzialności drużynowej, to jest to w tym momencie mało znacząca informacja. Liczą się jego osiągnięcia indywidualne. Organizatorzy superturniejów przy rozsyłaniu zaproszeń nie będą patrzyć czy dany zawodnik dobrze sobie radzi w zawodach drużynowych. Dla nich ważne jest to, co dany szachista może pokazać w pojedynkę. Szpilka oraz inni przedstawiciele różnych dziedzin sportu (a ich nazwiska padały tu wielokrotnie) to osoby które albo są na szczycie albo ocierają się o niego. I to realnie się ocierają, a nie tylko są tak przedstawiane jak w artykułach prasowych publikowanych pod jurysdykcją PZSzach-u. Natomiast nasze szachy seniorskie od wielu, wielu lat zatrzymały się na przeciętnym poziomie. Niestety tego stanu rzeczy nie zmieniły ani superlaptopy od firmy HP, ani sponsorzy, ani Młodzieżowa Akademia Szachowa (szkoląca dzieci, ale bez dalekosiężnych perspektyw).
Mój powyższy wpis stał się powodem zamieszczenia przez trenera Waldemara Świcia krótkiej riposty pt „Jeszcze o ignorancji”, skierowanej tym razem bezpośrednio do mnie. Odpowiadając na zarzuty powiem, że nie neguję wpływu psychologii w szkoleniu szachistów, ale myślę że ten aspekt nie może stać się wygodnym wytłumaczeniem kiepskiego stanu polskich szachów. Ale może mylę się, dlatego nie kłócę się (zbytnio). Temat wpływu przygotowania psychologicznego jest ciekawy, i jak widać bardzo drażliwy, więc warto podyskutować o nim, ale może nie używając wciąż określenia „ignorant”. Skoro ja publicznie piszę że cieszę się że trener MASz podjął się ujawnienia tajników szachowego i okołoszachowego przygotowania naszych zawodników, więc może w ramach rewanżu warto by zdecydować się na zaniechanie publicznego mnie wyzywania. W związku z uwagą o źródłach moich uwag o repertuarze debiutowym Radka odpowiadam, że moje teksty piszę sam, bez „sterowania z tylnego siedzenia”. Gdybym wpisy na tym blogu pisał wraz z jego właścicielem, wtedy pod tekstami widniały by dwa nazwiska, a nie jedno.
Obecnie panuje u nas taka moda, że prawie każdy biegnie ze swoim najmniejszym problemem do psychologa . Waldemar Świć ma kompleksy na punkcie KK i JK więc moim skromnym zdaniem powinien już dawno skorzystać z pomocy takiego specjalisty. Może nie doszłoby do takich niesmacznych komentarzy na jego i na KJ blogu.
Najpierw trzeba nauczyć się grać w szachy na poziomie minimum 2600, a potem dyskutować o psychologii. Naturalnie chwyty psychologiczne są też na poziomie początkujących szachistów.
Dalej przy 2600 – to poważna psychologia – ocena zawodnika i rywali, która podobnie jak szachy wymaga intensywnej pracy. Dla naszych straszna bariera do przeskoczenia.
Ja to tylko mam nadzieję, że Radek nie nabył psychologicznego strachu przed ciężką pracą, wygrywaniem turniejów (szczególnie gdy jest zdecydowanym faworytem), ogrywaniem rywali (szczególnie gdy są słabsi przynajmniej teoretycznie o klasę lub dwie).Jako długoletni kibic Radka i silny empatyk doznałbym poważnego uszczerbku psychologicznego.
Pewnie Radek skorzysta z tak reklamowanej przez MB,WŚ i KJ terapii psychologicznej i w przyszłym roku nie zawiedzie swoich fanów wygrywając turniej B w Wijk i wreszcie wejdzie na salony szachowe.
„Jako długoletni kibic Radka i silny empatyk doznałbym poważnego uszczerbku psychologicznego” – świetny tekst, uśmiałem się 🙂
Nie wiadomo czy organizatorzy turnieju w Wijk aan Zee w przyszłym roku zaproszą tam Radka. Być może że nie będą widzieć podstaw do tego. Ale może nowo utworzona Rada Przyjaciół Szachów jakoś temu zaradzi i zorganizuje zaproszenie. Cały czas mam nadzieję, że kiedyś doczekamy się występów Radka na światowym poziomie.
Na razie doczekaliśmy się kolejnej deklaracji WŚ o zaprzestaniu polemiki z nami, zgodnie z wpisem pt „Żegnam na czas jakiś…”. Cieszę się że na jakiś czas zakończą się personalne wycieczki.
Jeżeli nie wyleczy swoich kompleksów i dalej będą puszczały mu nerwy, to nigdy nie skończą się te jego personalne wycieczki.
Oczywistym jest że psychologia ma na pewne istotne „wspomaganie” w celu uwypuklenia zalet zawodnika i ściągnięcia „hamulców i ograniczeń” które nie pozwalają zaprezentować pełni posiadanych możliwości.
Oczywistym jest że będzie to coś zupełnie odrębnego od treningu choć i tu się przyda choćby motywacja do ciężkiej pracy i pokonywania własnych ograniczeń.
W omawianym kontekście sytuacyjnym mówimy o już posiadanych umiejętnościach które przykładowo zawodnik posiada i pokazuje podczas treningów, sparingów itp ale traci „blokuje się” podczas poważnych zawodów. Dzięki psychice zawodników w każdym sporcie mamy niespodzianki czy sensacje gdzie słabszy zawodnik wznosi się na wyżyny swoich umiejętności lub nawet je przekracza a znacznie lepszy nie jest w stanie. przeciwstawić się np.agresji potocznie mówiąc „pęka” nie prezentując się dużo gorzej niż potrafi.
Tak więc trening i nabycie potrzebnych umiejętności to raz a stosowanie i prezentowanie ich w praktyce to dwa. Najlepiej aspekt psychiczny rywalizacji widać przy starciu zawodników o podobnych umiejętnościach tam właśnie psychika bywa decydująca o wynikach.
Panie Krzysztofie nie wiem skąd myśl że aspekt psychologiczny miałby być ” wygodnym wytłumaczeniem kiepskiego stanu polskich szachów ” – koń jaki jest każdy widzi 🙂 natomiast ogólnie – nie wiem od czego to zależy ale polscy sportowcy często dobrze wyszkoleni jak to się mówi ” mają słabą psychę ” która nie pozwala na osiągnięcie największych sukcesów.
Niezrozumiałe jest zarzut ignorowania osiągnięć zawodników (ogólnie ) w rozgrywkach drużynowych pisze Pan „Dlatego nawet jeżeli Radek potrafi udźwignąć ciężar odpowiedzialności drużynowej, to jest to w tym momencie mało znacząca informacja ”
moim zdaniem jest to bardzo istotna informacja a dlaczego ?
ponieważ pokazuje nam wprost że zawodnik – szachista potrafi -posiada umiejętności które pozwalają walczyć z najlepszymi i osiągać dobre rezultaty.
Dlatego nie lekceważyłbym rozgrywek drużynowych (bo nie o sukcesach drużzyn mówimy) natomiast postawiłbym pytanie co jest powodem że zawodnik nie potrafi podobnie pokazać, zagrać w rozgrywkach indywidualnych.
Trening i umiejętności to raz, psychika pomaga lub przeszkadza przełożenia nabytych umiejętności na warunki praktycznej rywalizacji, stresu, presji , odpowiedzialności itp.
ps. Ktoś nazwał blogera K.Jopka psychologiem – polemizowałbym bowiem psycholog stara się zrozumieć rozmówce, jego punkt widzenia nawet jeśli się z nim nie zgadza bo to ułatwia rozmowę czy dyskuję.
Po przejrzeniu mocno egzaltowanych tekstów Pana Jopka nie zaryzykowałbym użycia słowa psycholog.
Moim zdaniem odpowiednim będzie krótkie „filozof”. 😉
„…nie wiem skąd myśl że aspekt psychologiczny miałby być ” wygodnym wytłumaczeniem kiepskiego stanu polskich szachów ” – koń jaki jest każdy widzi natomiast ogólnie – nie wiem od czego to zależy” – gdzieś musi leżeć przyczyna tego, że poza jednostka jaką jest Radek Wojtaszek, pozostała część naszych szachistów już od wielu lat zatrzymała się na przeciętnym poziomie, i nie jest w stanie zbliżyć się nawet do zaplecza czołówki światowej. Jedynie Radek, który jest w pierwszej 40-ce (a nie 30-ce, jak to wmawia nam KJ) stanowi pozytywny wyjątek. Ale i on ma poważne problemy. Jak widać, to czy bardziej szachowe czy bardziej psychologiczne, to jest ciągle temat dyskusyjny.
Ja zachowuję pewien dystans do zmagań drużynowych dlatego, że szachy to sport indywidualny, i właściwie liczą się tylko takie występy. Osiągnięcia drużynowe są dodatkiem, a nie zasadniczą częścią naszego sportu. Ale faktycznie, źle się poprzednio wyraziłem, pisząc o „mało znaczącej informacji”. Dlatego wycofuję się z tego stwierdzenia i przyjmuję to co napisał Tomasz71, czyli „Dlatego nie lekceważyłbym rozgrywek drużynowych (bo nie o sukcesach drużyn mówimy) natomiast postawiłbym pytanie co jest powodem że zawodnik nie potrafi podobnie pokazać, zagrać w rozgrywkach indywidualnych”.
Tomasz 71: Panie Krzysztofie nie wiem skąd myśl że aspekt psychologiczny miałby być ” wygodnym wytłumaczeniem kiepskiego stanu polskich szachów ”
—————————————————-
Mateusz Bartel w swoim artykule p.t. Kilka słów o psychologii jako pierwszy wytłumaczył klęskę Radka w Wijk cyt:
Jasne jest jednak, że turniej w Wijk został przez Radka przegrany w sferze psychologicznej, a nie szachowej
______________________________________
Następnie nasz „filozof” KJ dopiero po przeczytaniu tego artykułu (sam wcześniej nie znalazł przyczyny słabej gry Wojtaszka) został nagle oświecony, no i napisał:
Postanowiłem, że zanim napiszę kilka słów o ostatnim występie Polaków w Tata Steel Chess przemyślę to i owo, bo przecież najłatwiejszą rzeczą jest zacząć pisać, ot tak, ale to niejeden już raz, nie zaprowadziło mnie do Rzymu. Gdy już miałem zamiar napisać coś wreszcie, zobaczyłem świetny tekst Mateusza Bartla na jego ponownie reaktywowanym ze stanu hibernacji blogu, i po przeczytaniu tej analizy stwierdziłem, że właściwie najlepsze co mogę zrobić, to skierować czytelników do tego właśnie źródła: http://mateuszbartel.chessbrains.pl/kilka-slow-o-psychologii/.
W tym artykule znajdują się, tak myślę, najważniejsze przyczyny nieudanego występu Radka Wojtaszka, w którego, chciałbym teraz podkreślić, cały czas bardzo mocno wierzę. Gdybym nie widział kilku jego występów, tych niedawnych i tych wcześniejszych, to może dałbym posłuch tym, którzy tak chętnie, lekką ręką (lekkimi usty) i z beztroską oznajmiają, że to jest właściwie koniec i ten zawodnik nic już więcej nie pokaże, ponad to co już zdążył zaprezentować.
————————————————————-
A dalej to to było jasne, że Waldemar Świć nie przepuści takiej okazji, żeby w swoim naturalnie „kulturalnym stylu” skierować całą tą dyskusję oczywiście do swoich personalnych ataków.
Ciekawe czy w czasopiśmie związkowym MAT pojawi się jakiś artykuł tłumaczący sprawami psychologicznymi kiepski stan naszych szachów zawodowych.
Mnie dziwi też to, że Waldemar Świć ani słowem nie zająknie się gdy K.Jopek pisze o jakiś sprawach czysto szachowych. Co pewien czas KJ wydaje opinie czy jakaś struktura na szachownicy jest dobra czy zła, czy wariant jest dobry, że któraś ze stron ma silniejszego króla, itp. Żadna z tych wypowiedzi nie spotkała się z polemiczną uwagą WŚ, który „łyka” bezkrytycznie wszystko to, co pisze KJ. Natomiast jak na tutejszym blogu zaczęliśmy rozmawiać np. o tym czy wg nas lepsze jest 5.d3 czy 5.0-0, wtedy jedyną reakcją WŚ jest opluwanie nas i kpienie z naszych dyskusji. WŚ napisał iż jest duży obszar w którym można wypowiadać się jako kibic. Z reakcji WŚ wynika, że napewno nie jest nim rozmowa o wyborze wariantu debiutowego. Domyślam się że tym obszarem jest aplauz dla tez głoszących nieustającą polską wiosnę szachową. W internecie jest nawet taki wydzielony obszar dyskusyjny…
Panie Krzysztofie!Wcale nie jest tak, że ktoś musi mieć bezpośrednie doświadczenie, aby dysponować wiedzą na temat jakiegoś zagadnienia. Jest taka książka jak „Miłość i odpowiedzialność” Karola Wojtyły; ktoś mógłby powiedzieć tak:”jak to, przecież to ksiądz, co on może wiedzieć o miłości! Przecież on nigdy jej bezpośrednio nie doświadczył!” Tymczasem nic bardziej mylnego, bo w książce jest przedstawiona bardzo trafna analiza miłości, oparta na doświadczeniu… pośrednim. A więc postulat(a właściwie,to był chyba zarzut w stosunku do Pana), aby psychologią w szachach zajmowali się tylko czynni szachiści jest chybiony.
Kilka lat temu poszedłem na Wydział Historyczny Uniwersytetu Gdańskiego, do prof. Krzysztofa Macieja Kowalskiego. Zagadnąłem go o pewne dosyć egzotyczne zagadnienie związane z dawnymi kontaktami polsko-skandynawskimi. Dał mi odpowiednią literaturę i swoje materiały, i poprosił mnie abym to przeczytał i ustosunkował się do tego. Odpowiedziałem że nie dam rady, bo nie mam pojęcia o historii, tzn. nie studiowałem jej (z wykształcenia jestem chemikiem). Prof K.M.Kowalski odpowiedział, że to nie szkodzi, bo pomimo to w danych mi materiałach mogę zauważyć coś co on przeoczył i swoimi przemyśleniami mogę wnieść trochę „świeżego spojrzenia” na poruszone zagadnienie.
Proszę zobaczyć różnicę w podejściu zawodowca do amatora w tym konkretnym przypadku i porównać do ostatnich (i nie tylko ostatnich) wydarzeń z sąsiedniego blogu.
Ech, te Świciowe obiecanki-cacanki. Poprzednio deklarował, że zaprzestał „polemiki”, ale długo nie wytrwał w postanowieniu. Pewnie ktoś zwrócił mu uwagę aby pohamował się. Tomasz71 ma rację, że Jopek to filozof a nie psycholog.
Za to anonimowa mama znowu wygarnęła nam od szachowych impotentów. Widocznie tamta pani ma duży popęd szachowy i byle amator nie zaspokoi go. Z pewnością ja jestem na to za „cienki w uszach”. Ale czujny trener MASz w komentarzu ponownie zadeklarował zerwanie z „polemikami”. Krzepiące są te ciągłe zapewnienia.
Panie Krzysztofie, już dawno tak się nie uśmiałem czytając pana komentarz, aż brzuch mnie rozbolał za śmiechu. Ten teatr rozrywki z tą płodną szachowo mamą, który ponownie zaserwował nam WŚ jest dowcipem roku i za to powinien być odznaczony HETMANEM, naturalnie ta płodna szachowo mama też.
Anonimowa mama realizuje się na blogu trenera MASz, gdyż zapewne ma on dostatecznie duże instrumenty szachowe. Moje są niestety małe, rozmiar Staunton 4. Aż wstyd je pokazać kobiecie. Teatr rozrywki 🙂 Dobre! 🙂
Ale po co w ogóle zostało użyte to sformułowanie „szachowi impotenci”? Czy nie można było np. powiedzieć „słabi szachiści”? Wydaje mi się, że jest to typowe działanie podprogowe, bo słaby szachista może przyznać się do tego że jest słaby, ale już raczej nie przyzna się do tego, że jest „szachowym impotentem”. Jest to dość perfidne określenie, którego celem jest właśnie sprowadzenie dyskusji na niemerytoryczne tory. Proponuję aby nie dać wciągnąć się na tę ścieżkę, bo to raczej nic dobrego nie przyniesie. Wprost przeciwnie, może to być później wykorzystywane przez tą osobę, jako przykład ataku na nią – choć w rzeczywistości to ona stosuje tu agresję i przemoc używając określenia „szachowi impotenci”. Ale czy dlatego, że jest kobietą i mamą (jeżeli – bo to sieć, więc nie mogę tego zweryfikować), to więcej jej przez to wolno? Bo wyobrażacie sobie Panowie, gdyby któryś z nas użył tutaj jako pierwszy takiego sformułowanie, jaka burza by się rozpętała. A tutaj nic, cisza. Jakaś osoba jest kobietą i mamą więc może stosować agresję i przemoc (wyrafinowaną, przyznaję)bezkarnie. Tak jakby niektórym było więcej wolno… Na pierwszy wpis z tym określeniem nie zareagowałem, choć myślałem podobnie,ale skoro sytuacja się powtórzyła, to niestety nie mogę już milczeć.
W określeniu słabi szachiści nie ma niczego złego, oczywiście jeżeli chcemy tylko określić siłę gry danej osoby, a nie wyśmiać ją czy dyskredytować w oczach innych. Ale nie wiadomo jaką siłę gry uważać za słabą, V kat, I kat, kandydata? Mistrza? Każdy z nich w jakiś sposób jest słaby. Nawet arcymistrz o elo 2650 jest dla Kramnika czy Aroniana słabym szachistą. Słabość jest pojęciem względnym. Nie wiem kogo należy uważać za słabego, może poniżej I kategorii? Tak czy siak, dopóki używamy tego zwrotu do kulturalnego określenia siły gry a nie jako „łatki” przyczepionej jakiejś osobie, to wszystko jest ok.
Tak, mi też chodzi właśnie tylko i wyłącznie o siłę gry a nie „łatkę” ani tym bardziej nie o epitet. I tak szachista, który ma ranking 1400, jest słabszy od tego, który ma 1600 ect.,chodzi mi tu o sens czysto opisowy. A już na pewno nie o stosowanie przemocy i agresji słownej jak mają to w zwyczaju niektóre osoby…
Na tym blogu nie ma takiej osoby, która dałaby się wciągnąć do dyskusji z WŚ w jego stylu i na jego poziomie. Z anonimami się nie dyskutuje, a w szczególności z agresywnymi i prostackimi. My jesteśmy dżentelmeni, więc wybaczamy tej agresywnej mamie, bliżej nie określonej istocie. Mam nadzieję, że prawdziwe mamy wiedzą, co robią oddając swoje pociechy w obchód takiego trenera.