Nigdy nie ukrywałem, że sceptycznie podchodziłem do kilkuletniej pracy Radosława Wojtaszka dla byłego mistrza świata, Ananda. Uważam że nasz czołowy zawodnik stracił w ten sposób czas, który mógł poświęcić na wypromowanie własnej osoby jako silnego szachisty, a nie na ratowanie Anandowej korony. Ta została Hindusowi słusznie odebrana, bo były mistrz świata od kilku lat prowadził kiepską politykę sportową, unikając poważniejszych konfrontacji przy szachownicy i nastawiając się na pasywne, remisowe utrzymanie najwyższego szachowego tytułu. Obawiałem się, że ta pasywna postawa i równie pasywny styl gry będą negatywnie rzutować na szachowy charakter Radka, i chyba niewiele pomyliłem się, bo nasz zawodnik od kilku lat gra właśnie takie pasywne szachy i nie przejawia żadnego „pazura” w królewskiej grze.
Uważam że dobrze się stało, że korona szachowa przeszła w inne ręce, gdyż dzięki temu Radek uwolnił się od kontraktu hamującego (co najmniej w sensie czasowym) jego własny rozwój szachowy. Od kilku lat Wojtaszek nie był postrzegany w świecie jako liczący się aktywny zawodnik, jedynie widziano w nim analityka pracującego dla Ananda. Ma to pewien wydźwięk, ale taka wizytówka to jednak za mało aby być zapraszanym na wiodące turnieje, o superturniejach nie wspominając. A warto pamiętać, że Polska ciągle potrzebuje wybitnego szachisty, liczącego się w świecie. Miejmy nadzieję, że efekty zaangażowania w utrzymanie status quo byłego mistrza świata, czyli wykonana praca analityczna przyniesie jakieś pozytywne efekty w dalszym rozwoju Radka. W sensie czysto szachowym nie można jej negować. Pozostaje pytanie na ile charakter tych analiz przyda się naszemu zawodnikowi, ale nawet jeżeli obliczane „słupki” nie zostaną wykorzystane przez Wojtaszka, to pewnie skorzysta on na samym charakterze i systemie pracy nad hinduskim materiałem szachowym. Oby tylko nasz zawodnik uwolnił się mentalnie od balastu pasywnego nastawienia ex-mistrza świata i zdecydował się w końcu na aktywną, dynamiczną grę.
Myślę iż dyskusyjne jest twierdzenie, że widocznym efektem pracy dla Ananda jest obecna wygrana Wojtaszka w turnieju w Zurichu. Radek grał tam z pozycji lidera, z przeciwnikami słabszymi od niego. Nasz zawodnik „musiał” z „przyzwoitości” wygrać ten turniej, i zrobił to. Ale czy to jest powód do wielkiej radości? Wygrana jest, tego nie neguję, ale wygrana lidera ze słabszymi. Kiedyś podobne zdarzenie miało miejsce w przypadku Dariusza Świercza, którego wysłano w charakterze szachowego „Terminatora” na zaniżone jak dla niego, mistrzostwa w Mariborze. Obaj zawodnicy powinni mierzyć się z równymi sobie, podobnie jak wspomniana na tym blogu Justyna Kowalczyk stawająca w szranki z Marit Bjoergen. I powinni to robić w rozgrywkach indywidualnych! Nikt nie neguje sukcesów Radka w zmaganiach drużynowych. Ale szachy to sport indywidualny, i szachistów ocenia się po ich wynikach indywidualnych, a nie zespołowych. Efekty zmagań drużynowych są jedynie dodatkiem do ich szachowego portfolio, natomiast nie mogą stanowić jego zasadniczej części.
Krzysztof Kledzik