Przeglądając zasoby internetu w poszukiwaniu różnych informacji o szachach, natknąłem się na kilka dyskusji o problemie gry w szachy przeciwko sobie. Oczywiście nie chodzi mi o sytuację przedstawioną na załączonym zdjęciu, gdyż jest ona jedynie żartobliwą ilustracją tego artykułu i aluzją do samotności, niezrozumienia i wynikającego stąd wyalienowania niektórych szachistów. Zagadnienie o którym teraz piszę, poddaję pod dyskusję całkiem na poważnie. W niektórych internetowych wypowiedziach pojawiają się głosy, iż gra w szachy przeciwko sobie jest pozbawiona sensu, gdyż gracz będący jednocześnie przeciwnikiem siebie, nie może stworzyć właściwego planu gry, na tyle dobrego aby skutecznie walczyć z oponentem, czyli ze sobą. Czyli to jakby stać na ringu i boksować samego siebie.
Ale druga strona w dyskusji też ma sporo racji, bo taki osobliwy rodzaj pojedynku szachowego można traktować jako formę rozszerzonej i pogłębionej analizy gry oboma kolorami bierek. W trakcie tej specyficznej partii szachowej zawodnik(?) wciela się naprzemiennie w siebie i własnego przeciwnika, starając się znaleźć najlepszy plan gry dla obu stron. Omawianą partię można więc potraktować jako bardzo rozszerzone studium szachowe, będące niezłym wyzwaniem intelektualnym dla entuzjastów naszej gry.
Jestem ciekawy co Czytelnicy tego blogu sądzą o rozgrywaniu partii szachowej tylko z samym sobą, i czy kiedykolwiek tego próbowali? Zapraszam do podzielenia się własnymi spostrzeżeniami.
Krzysztof Kledzik