Mistrz świata Magnus Carlsen: „Głównie pracowałem nad otwarciami (przed meczem z Anandem). Myślę, że końcówki i grę środkowo opanowuje się dzięki grze turniejowej. W tym sensie nie trenowałem tych faz gry, które są moją siłą.”
////////////////////////////////////////////
Mam nadzieję, że zacytowane powyżej stwierdzenie Magnusa Carlsena wyjaśniło ostatecznie plotkę o przeskakiwaniu przez niego fazy debiutowej i zamyka wszelkie spekulacje w tej kwestii!
Szczególnie odbiera to atuty pewnym trenerom Młodzieżowej Akademii Szachowej Polskiego Związku Szachowego, dla których szkolenie w zakresie gry końcowej jest ważniejsze od zajmowania się początkową fazą partii.
Wielokrotnie pisałem, że debiuty są najsłabszą stroną naszych kadr. Zwracałem na to uwagę w komentarzach partii, które publikowałem w Magazynie Szachista i Panoramie Szachowej. Lekceważono te moje spostrzeżenia i nawet oskarżano, że cieszę się z porażek naszej czołówki.
Tymczasem w moich ocenach dzieliłem się spostrzeżeniami z punktu widzenia trenera z wieloletnim stażem szkoleniowym. Starałem się też wyjaśnić problemy naszej utalentowanej młodzieży, która osiąga sukcesy tylko do 20 lat i potem znika z pola widzenia.
Uważam, że hasło „przeskakiwanie fazy debiutowej” idealnie pasuje do stylu gry naszej czołówki.
Wczoraj byłem zaszokowany grą gwiazdy polskich szachów Mateusza Bartla (ranking 2649), który w pojedynku z wiele słabszym przeciwnikiem z Mongolii (ranking 2329) wybrał przeciwko systemowi Najdorfa mało obiecujący wariant. Widocznie nasz arcymistrz uważał, że może sobie pozwolić na rezygnację z bitwy o przewagę debiutową i przerzucić ciężar walki na grę środkowej i ewentualnie końcówkę. Plan się nie udał i Azjata odniósł efektowne zwycięstwo.
Więcej o zawodniku Khatanbaatar Bazar.
To zdanie wypowiedziane przez M.Carlsena jest bardzo ważne i być może wyznacza nowy trend w szkoleniu szachistów: szlifowanie gry środkowej i końcówek na turniejach, oraz analityczna praca domowa nad debiutami. To jest zrozumiałe że członek czołówki światowej rozumie i docenia wagę przygotowania debiutowego jako metody wypracowania przewagi nad przeciwnikiem. Nie można oczekiwać że szachista tej klasy pozwoli sobie na lekceważące podejście na zasadzie „nie wiem co grać w debiucie, zagram cokolwiek, byle jakoś dotrwać do gry środkowej”.
„To jest zrozumiałe że członek czołówki światowej rozumie i docenia wagę przygotowania debiutowego jako metody wypracowania przewagi nad przeciwnikiem.”
To jest chyba jakies nieporozumienie. Moze Carlsen rozumie i docenia (nie tylko on!), ale tej przewagi jednak regularnie nie zdobywa. W rzadnej parti o MS nie mnial przeciesz najmniejszej przewagi po debiucie!
Sedno tkwi w tym, ze on praktycznie nie popelnia zadnych bledow.
Spokojne otwarcie wybrane przez Bartla mogloby byc rowniez wyborem Carlsena, ale posuniecia jak b4?, h3? i Tfb1? mogl zrobic tylko jeden z nich. Carlsen zagralby cos w stylu 13.Td1 albo 13.a5 i gral dalej wyrownana pozycje. A po pierwszym bledzie czarnych wypunktowal by przeciwnika bezpardonowo.
Moim zdaniem Carlsen gra debiut z reguly bez ambicji i bez walki o przewage, w grze srodkowej nie popelnia wiekszych bledow, a w koncowce liczy bezlitosnie jak komputer.
Ja tez nie wierze jego wypowiedziach o treningu. Na dostepnych filmach w necie widac jak rozwiazuje koncowki (sudia) i czyta literature o tej dziedzinie gry.
A Bartel przegral wczoraj po wyrownanym debiucie bardzo slaba partie, nic mniej i nic wiecej. Czy ostry debiut cos w taki dzien by zminil, wie tylko Caissa.
Przepraszam za moja polszczyzne i z uszanowaniem.
Niestety trudno jest mi się zgodzić z oceną, że Carlsen gra debiuty z reguły bez ambicji i bez walki o przewagę. Proponuję analizę partii Carlsena. Jest wiele książek ze zbiorami jego partii, także po niemiecku. Wtedy można się zapoznać, że Carlsen ogólnie rozgrywa świetnie otwarcia.
Mecz z Anandem był na najwyższym poziomie. Grali tytani szachów. Trudno jest więc tak bezproblemowo na tak wysokim poziomie uzyskać przewagę w debiucie. Tam rozkłada się więc walka na inne fazy gry.
Carlsen w jednym wywiadzie przyznał się, że w jego domu nie ma normalnych szachów. On pracuje tylko z komputerem. Trudno więc gdzieś w miejscach ogólnie dostępnych analizować debiuty. Musiałby mieć ze sobą komputer. Analizuje więc prosto z książek i czasopism szachowych końcówki, zadania itd.
Pamiętam taką scenę z turnieju im. Rubinsteina w Polanicy 1978. Pewnego dnia wszedłem przed kolejną rundą do pokoju Dorfmana. Siedział przed szachownicą i wpatrywał się w jakąś pozycję. „Co robisz” – zapytałem. „To dla rozgrzewki rozwiązuję studium szachowe. To jest znakomita forma małego treningu przed partią. Inni sportowcy mają trening fizyczny, my mamy umysłowy. Trzeba trochę rozgrzać mózg”.
I Carlsen to czyni: w wolnych chwilach rozwiązuje w głowie różne końcówki, problemy itd!
Nie widzę tu żadnego nieporozumienia. Prawdopodobnie pracował nad nieco innymi wariantami czy systemami debiutowymi. Poza tym walczył nie z amatorem, ale z przeciwnikiem z najwyższej półki który też jest „oblatany” w debiutach. W trakcie meczów np. Kasparowa z Karpowem było wiele partii w których żaden z przeciwników nie uzyskał przewagi debiutowej. Szczególnie dobrze było to widać w ich pierwszym meczu. Co jednak nie zmienia faktu, że obaj byli bardzo dobrze przygotowani debiutowo. Zresztą można podać i inne przykłady meczów czy partii turniejowych szachistów z czołówki światowej, w których nie uzyskiwano przewagi debiutowej. Pamiętajmy, że to są pojedynki superszachistów z superszachistami, przy czym obie strony mają bardzo dobrze przygotowane debiuty na konkretnego przeciwnika. Tu o uzyskaniu przewagi często decydują niuanse. To nie są partie do których przychodzą nieprzygotowani szachiści uprawiając jakąś „radosną twórczość” bo zniechęcono ich do pracy nad repertuarem debiutowym. A na filmach dostępnych w internecie Carlsen pokazuje to co chce i to co może pokazać bez szkody dla tajemnicy „firmy”. Przecież nie będzie zdradzać sekretów przygotowania debiutowego, czyli najbardziej zaawansowanej i sekretnej części pracy przedmeczowej, która od dziesięcioleci decyduje o sukcesach w superturniejach i w meczach o mistrzostwo świata. W końcu mamy do czynienia z rasowym sportowcem (oraz jego otoczeniem) nastawionym na sukces. Spośród Polaków do takich zaliczam np. Korzeniowskiego, Małysza, Kuśnierewicza, Radwańską, Kowalczyk, i kilku pięściarzy. To są sportowcy nastawieni nie na radosną twórczość i przypadkowe zwycięstwa, ale na zdobywanie laurów i bycie najlepszymi na świecie.
W trakcie gdy przygotowywałem powyższy komentarz, autor niniejszego blogu uprzedził mnie w pisaniu. Dlatego początek o „nieporozumieniu” jest odpowiedzią na komentarz Mariusa Ringwelskiego. Pamiętajmy że mecz o mistrzostwo świata to nie jest zwykły pojedynek, ale gra o wszystko. O najwyższy tytuł, honory i wielkie pieniądze. Dlatego uczestnicy takiego wydarzenia, szczególnie pretendent do tytułu nie może podchodzić do gry czy do jakiejkolwiek jej fazy bez ambicji i bez walki o przewagę. Bez tych dwóch rzeczy mógłby wogóle nie przystępować do pojedynku, bo ambicja i wola walki to jedne z głównych czynników które charakteryzują sportowców poważnie myślących o własnym rozwoju i o osiągnięciach sportowych. Niestety ciągle dostrzegam zgubne efekty wieloletniego deprecjonowania znaczenia debiutów jako efektywnej metody osiągnięcia przewagi nad przeciwnikiem. Tak długo sączono przekaz że końcówki decydują o wszystkim, że wyrobiono w szachistach przekonanie że mogą lekceważyć początek partii. Dziwne jest jednak to, że chyba tylko w szachach dopuszczono do takich zaniedbań w koncepcji podejścia do walki z przeciwnikiem. W innych sportach nie zauważam mody na deprecjonowanie początkowej fazy zmagań i wynikającego z tego pozwolenia na utratę ważnych atutów w walce z przeciwnikiem.
Tak trenuje Carlsen http://youtu.be/Qc_v9mTfhC8 (od 10min)