Wiceprezes Włodzimierz Schmidt podkreślił, że słabe przygotowanie debiutowe jest problemem zarówno czołówki kobiet, jak i mężczyzn i zadeklarował gotowość nadzorowania pracy konsultanta debiutowego kadry kobiet i mężczyzn (Protokół z zebrania zarządu Warszawa, biuro PZSzach, Al. Jerozolimskie 49, 27 października 2012 r. godz. 10.00-18.00).
Michał Krasenkow – trener kadry Polskiego Związku Szachowego (Pismo MAT 4-2013): Kładzenie nacisku na pracę nad debiutami jest śmiesznym podejściem.
////////////////////////////////////////
Ostatni wpis (17) spowodował niezrozumienie i następnie fałszywą interpretację przez pewne osoby punktu 13, który brzmi:
13. Innym nieszczęściem polskich szachów jest zabieranie głosu w ważnych kwestiach szkoleniowych przez „pseudofachowców”, którzy nigdy nie osiągnęli w szachach poziomu mistrzowskiego, nie mają żadnych doświadczeń trenerskich i wykształcenia fachowego w tym zakresie. Ich błędne teorie mogą być zastosowane praktycznie przez nieświadomych tego młodych zawodników. A gdy w końcu zorientują się, że są na niewłaściwym torze, może być już za późno na odrobienie zaległości.
Wiem z różnych relacji kolegów i znajomych, że w Polsce pracuje sporo „szkoleniowców” nie mających ku temu odpowiednich kwalifikacji szachowych. Wykładają oni problemy szachów na swój sposób, np. każą swym podopiecznym uczyć się na pamięć skomplikowanych wariantów i potem odpytywają zadany materiał. Podobny „trening” odbywa się w szkoleniu innych faz partii. W rezultacie podopieczny poznaje pewną wiedzę bez większego zrozumienia i szybko ją zapomina.
Jedna z czołowych polskich juniorek opowiedziała mi przed laty, że jej pierwszy trener dał taką radę: „Ucz się gry środkowej i końcówek a w debiucie dasz sobie jakoś radę”. To błędne zalecenie spowodowało zachwianie jej prawidłowego rozwoju szachowego. Braki debiutowe nadrabiała później, kiedy grała już w silnych turniejach.
Dlatego takim ”trenerom”, zanim dopuści się do pracy szkoleniowej, trzeba dać pewne wzorce. Ale jak to wykonać, kiedy w polskich szachach nie ma żadnej jednolitej koncepcji szkoleniowej.
Omówiłem to w punkcie 12:
12. Nieszczęściem w polskich szachach jest brak jednolitego programu szkolenia. Każdy trener ma praktycznie swoje indywidualne spojrzenie na tę kwestię. W ten sposób już na początku popełniane są błędy, na czym cierpi tylko nasza zdolna młodzież. Jeden trener, który zna dobrze końcówki, będzie głosił „teorie” o ważnej roli tej fazy gry. Będzie przerabiał więc grę końcową. A to, że zawodnik przegra batalię debiutową i do końcówki nie dojdzie, będzie tłumaczył brakiem talentu swojego podopiecznego. Podobna sytuacja może wyniknąć w szkoleniu zawodnika, który trafi na trenera preferującego grę środkową jako „najważniejszego” elementu w szachach.
Na moim blogu bardzo aktywny jest Pan Krzysztof Kledzik, który wprawdzie nie ma licencji trenerskiej i nie udziela żadnych lekcji w zakresie szachów, ale posiada rozeznanie w aktualnych, polskich problemach szachowych. Ma więc pełne prawo do wypowiadania swoich poglądów w zakresie naszej gry, nawet jeśli to nie podoba się pewnym fachowcom o innym spojrzeniu na kwestię treningu w szachach. Poza tym Krzysztof Kledzik ma wieloletnie doświadczenie w nauczaniu studentów, prowadzeniu wykładów oraz innych zajęć dydaktycznych na swojej macierzystej uczelni, co daje mu podstawy do wypowiadania się na temat metod nauczania(szkolenia), oceniania wyników procesu edukacji i dyskusji na temat krytycznej oceny osób predestynowanych do przekazywania wiedzy swoim podopiecznym.
Zapomniał pan jeszcze dodać, że pan Kledzik robi to z wdziękiem i pełną kulturą w przeciwieństwie do poziomu Świcia, którego ataki personalne w większości są chamskie. Panie Krzysztofie proszę sobie nie zawracać głowy jakimś tam Świciem i tak trzymać dalej.
Miło mi czytając takie słowa. Cieszę się że moje (oraz innych autorów) artykuły nie pozostają bez echa, i że są czytane przez osoby odwiedzające ten blog. Również miły jest fakt, że jak widać nakłaniają Czytelników do własnych przemyśleń i w efekcie do przedstawienia ich w postaci komentarzy.
Jestem laikiem szachowym, a więc moje doświadczenie i wiedza w tym zakresie jest doświadczeniem i wiedzą amatora, a nie profesjonalisty. Dlatego też postanowiłem podyskutować na blogu ze specjalistami bo po prostu interesuje mnie problematyka szachowa. Czasami zjawiam się więc na blogu „Szachy w moim życiu”, nie po to, aby kogoś „adorować”(jak sugeruje we wpisie Szanowny Pan Waldemar Świć, blog „Szachowa Zaplatanka”), ale po to aby dyskutować. Tym bardziej nie przychodzę tutaj po to, aby kłamać i manipulować (takie sugestie też pojawiają się na blogu „Szachowa…”); nie, przychodzę tu tylko po to, aby się czegoś dowiedzieć. Interesują mnie przede wszystkim problemy szachowe, a nie osoby ( a te najwyżej jako pewnego rodzaju nośniki problemów).
„„Partia szachowa nie składa się z samej (ulubionej przez MK i WŚ) końcówki, ale z trzech faz: debiutu, gry środkowej i końcowej. Nauka szachów powinna obejmować wszystkie wspomniane fazy, a nie postponować etap pierwszy, od którego wszystko się zaczyna.” A więc jeżeli dobrze rozumiem jest to holistyczne podejście do treningu szachowego z jednoczesnym zaakcentowaniem fazy debiutowej. Holistyczne bo nauka jest oparta na bazie całej partii, a nie tylko jej wyizolowanego fragmentu. To tak jak ze słowem, które może być złożone z trzech sylab i być akcentowane na pierwszej z nich.” Tak napisałem we wpisie pod artykułem p. Krzysztofa Kledzika 16 września 2013. http://www.blog.konikowski.net/2013/09/16/debiuty-na-stos-na-stos/comment-page-1/#comment-11136
Szanowny Pan Waldemar Świć na swoim blogu napisał: „Polemika polemiką ale wielokrotne imputowanie mi, wręcz wtłaczanie, że propaguję naukę końcówek ponad wszystko i, że w Akademii ma to miejsce również, mija się z prawdą czyli jest kłamstwem. Występuję tu w zacnym towarzystwie „dwulicowego” „sabotażysty” Michała Krasenkowa. Kolejni piszący o tym kopiują bezmyślnie wypowiedzi poprzedników a nikomu nie chce się zbadać jak jest naprawdę. Bo po co?”
Być może słowa o „bezmyślnym kopiowaniu” odnoszą się do mojego wpisu, gdzie jest ten fragment z notatki p. Krzysztofa Kledzika. Skopiowałem go, to fakt, ale tylko po to, aby unaocznić sobie jakoś ten problem o który mi chodzi; zresztą jest to w tych kolejnych trzech zdaniach,i dalszej dyskusji. Fakt, nie zbadałem tego, czy MK i WŚ lubią końcówki, czy nie, ale wcale nie muszę nagle przechodzić z pozycji dyskutanta – laika, na pozycję badacza. Gdybym więc teraz chciał potraktować całą sytuację trochę konkursowo, to mógłbym zapytać analogicznie, jak Szanowny Pan Waldemar Świć (wpis „Konkurs z nagrodami”): „Gdzie i kiedy ( w którym wpisie) raj777 powiedział, że Waldemar Świć propagował naukę końcówek zamiast debiutów lub w ogóle naukę końcówek nad naukę debiutów przedkładał?” Acha, i żeby była jeszcze jasność ( piszę to przede wszystkim po to, aby uspokoić Szanownego Pana Waldemara Świcia); jako laik szachowy mogę zapoznawać się ze słowami specjalistów, ale wcale nie muszę ich przyjmować. Po prostu mogę dokonywać neutralizacji momentu egzystencjalnej pozycji sądów, które wypowiadają. I żeby zobrazować tę abstrakcję bardziej konkretnie skonstruuję tu pewne przykłady. Artykuł p. Krzysztofa Kledzika był zatytułowany: „Debiuty, na stos, na stos!”; tytuł jest dość sugestywny i ma duży ładunek retoryczny bowiem pozwala zrekonstruować fragment opowieści w której mógłby być taki oto szereg: Torquemada I – am Michał Krasenkow, Torquemada II – Szanowny Pan Waldemar Świć, kacerze – Krzysztof Kledzik, Jerzy Konikowski, arcyczarownica – „Szybki kurs debiutów”, inne czarownice – inne książki debiutowe, osoby z ludu („motłoch?) – raj777, inni forumowicze, podstawowe narzędzie tortur – blog „Szachowa Zaplatanka”, podstawowa książka Inkwizytorów – „Młot na debiuty”, kryptonim operacji – „polowanie na debiuty”.
Ale przecież ja jako czytelnik (nie chcę pisać inteligentny, aby przypadkiem kogoś nie obrazić) mogę sobie skonstruować i taki oto ciąg – przy wyobrażeniu sobie, że powstał jakiś inny artykuł o równie sugestywnym tytule np., „Końcówki, na stos, na stos!”: Torquemada I – Jerzy Konikowski, Torquemada II – Krzysztof Kledzik, kacerze – am Michał Krasenkow, Szanowny Pan Waldemar Świć, arcyczarownica – jakaś książka o końcówkach, inne czarownice – inne książki Dworeckiego, osoby z ludu, książka Inkwizytorów – „Młot na końcówki”, narzędzie tortur – blog „Szachy w moim życiu”, kryptonim operacji – „polowanie na końcówki”.
Trzecia możliwość jest taka – np., po jakimś artykule zatytułowanym „Gra środkowa, na stos, na stos!”: Torquemada I, II tu mogły być to poprzednio wymienione osoby, a kacerz to np. Kotow, arcyczarownica – „Graj jak arcymistrz”, czarownice – inne książki o grze środkowej, osoby z ludu, książka Inkwizytorów – „Młot na grę środkową”, kryptonim – „polowanie na grę środkową”.
I to są pewne transformacje dokonane prze ze mnie w wyobraźni (w nieco literacki sposób przedstawione, mam nadzieję, że nikogo przez to nie obraziłem). A więc podkreślam jeszcze raz – mogę zapoznawać się z tym co mówią specjaliści i fachowcy, ale wcale nie muszę przyjmować tego jako czegoś rzeczywiście istniejącego. Interesuje mnie TO CO mówią specjaliści na temat procesu socjalizacji szachowej (tak sobie to nazwałem), ale chcę tak jakby pominąć sposób istnienia tego czegoś. Tym bardziej chciałbym abstrahować od tego KTO, to coś wypowiada.
P.S. Czy każda anonimowa osoba wypowiadająca się na jakimś forum musi być tchórzliwa? Na blogu Szanownego Pana Waldemara Świcia też wypowiadają się anonimowe osoby, ale wcale nie przyszło mi do głowy, aby określać je jako „tchórzliwe”…
To nie są anonimy tylko Świć ma rozdwojenie jażni, pisze i dyskutuje sam ze sobą, trudny przypadek.
Nie zapominajmy, że to właśnie Świć zaczął atakować pana Kledzika i pana Konikowskiego na tym blogu. Kiedy dostał bana to przeniósł się na inne blogi uprawiając dalej swoje wycieczki personalne. Kiedy właściciele tych blogów dali mu do zrozumienia, że nie są mile widziane jego pyskówki,nie pozostało mu nic innego jak założyć własny blog i prowadzić dalej swój wyznaczony cel. Jak postanowił tak i też zrobił i swoje prześladowania w stosunku do pana Kledzika i do pana Konikowskiego prowadzi dalej. Dlaczego on tak bardzo nienawidzi tych panów to dla mnie zagadka.
Ciekawa lektura http://www.blog.konikowski.net/2013/03/06/antyreklama-polskich-szachow/
OK, dziękuję za info., to mi wyjaśnia niektóre rzeczy. Poczytam sobie też to co jest pod linkiem.
Wytłumaczyłem poprzednio, że nie wtłaczałem w usta wspomnianego trenera słów że on neguje debiuty. To raczej am Krasenkow wypowiadał się w tym stylu. Poddałem w wątpliwość jedynie ortodoksyjne podejście do dogmatycznych metod M. Dworeckiego. Nigdy nie negowałem ani gry środkowej ani końcówek, gdyż uważam że są one bardzo ważnymi częściami partii szachowej. Ich nie można zaniedbać w nauce szachów. Podobnie nie „wytykam natychmiast brak zrozumienia procesu treningowego” osobom piszącym o grze środkowej. Wręcz przeciwnie, jest to ciekawa część partii szachowej i musi stanowić jeden z elementów treningu tej gry. Zresztą książka A. Kotowa pt. „Graj jak arcymistrz”, właśnie poświęcona zagadnieniom gry środkowej, jest jedną z moich ulubionych. Ta publikacja odegrała kluczowe znaczenie w moim zrozumieniu szachów. Wspominałem o tym w moim artykule poświęconym przeglądowi literatury szachowej. Raj777 – kapitalne konstrukcje myślowe 🙂
Krystian przypomniał ciekawe zagadnienie. Widzę że wśród komentarzy pod tym wpisem jest jeden z moich, ten który bardzo pasuje do niedawnych polemik o tym czy zakazywać dyskusji czy nie (dziękuję Krystian za znalezienie tego wpisu). Pozwolę sobie zacytować go tutaj:
„Mój wieloletni znajomy, dr Tomasz Pluciński z Wydziału Chemii Uniwersytetu Gdańskiego zjadł zęby na chemii i prowadzeniu pokazów doświadczeń chemicznych dla szkół średnich. A zwykle gdy przygotowuje ogłoszenia o swoich pokazach, zamieszcza informację, że ZAPRASZA WSZYSTKICH DO DYSKUSJI NA TEMATY CHEMICZNE. Wszystkich! A przecież sami wiemy jak może wyglądać dyskusja o chemii ucznia szkoły średniej z wykładowcą uniwersyteckim (i naukowcem w jednym). Przepaść jest ogromna. A pomimo to dr Pluciński NIGDY NIKOMU nie powiedział że nie może się na ten temat wypowiadać, że nie zna się na chemii, że nic o tym nie wie, itp. Wręcz przeciwnie, zaprasza wszystkich do rozmowy, zaprasza do tego aby dzieciaki (oraz ich rodzice i nauczyciele) dzieliły się swoją wiedzą, przemyśleniami (również na tematy około chemiczne, ogólnie naukowe, często zatrącające o problemy społeczne, gospodarcze, itp.), żeby zadawały pytania, itd. Oczywiście jeżeli mylą się w jakiejś sprawie chemicznej, to T.Pluciński wyprostuje ich ścieżki. Ale ważna jest otwartość i zachęta do rozmowy, pomimo ogromnej różnicy w posiadanej wiedzy”
Czy myślicie że gdy ktoś z licealistów podszedł i nie zgodził się z jakąś wypowiedzią czy opinią dr Plucińskiego, to ten go zwymyślał albo zażądał zamilknięcia? Wręcz przeciwnie, mój znajomy bardzo chętnie wdawał się i w te dyskusje w których licealiści prezentowali odmienne poglądy. Wręcz zachęcał ich do przemyśleń, do dzielenia się z nim swoimi poglądami i do swobodnej rozmowy na różne tematy.
„Zamieszcza tam analizy partii, swoje przemyślenia szachowe, różne rzeczy z historii szachów, i to jest OK.” Tak pisał p. Krzysztof Kledzik o blogu p. Waldemara Świcia 2 czerwca 2013 roku. I ja też się z tym zgadzam, bo sam czasami czytałem zamieszczone tam informacje, szczególnie te związane z analizami; dla mnie jako laika jest to bardzo interesujące. Pan Waldemar Świć napisał również notkę w której ustosunkowuje się do mojego zamieszczonego tutaj dłuższego wpisu; jak najbardziej przyjmuję ją do wiadomości i też już rozumiem sens niektórych wpisów na blogu „Szachowa…”. Co do zaproszenia do dyskusji, które wystosował w nim p. Waldemar Świć, to dziękuję za nie, ale nie skorzystam bo wystarczy mi już w zupełności rozmowa na jednym blogu; po prostu zaczął bym poświęcać za dużo czasu na blogowanie, to trochę jak z NK lub FB. Jeżeli chodzi o moje wizje o których wspomina w swoim wpisie p. Waldemar Świć to część z nich faktycznie jest trochę jak „próbka scenariusza” (pewnie te z czarownicami), a więc nie muszą się one przecież pokrywać z rzeczywistością. Co do mojej osoby to uważam, że nieporozumienie zostało wyjaśnione i podobnie jak p. Waldemar Świć w stosunku do mnie, ja też nie mam do Niego żadnych pretensji.
Ja też interesuję się zagadnieniami szachowymi które są zamieszczane przez WŚ. Zawsze podkreślałem że cenię go za wiedzę szachową i za przekazywanie jej wszystkim zainteresowanym. A w internecie są dostępne i inne analizy partii szachowych, skomentowane przez WŚ.
Świć dokładnie czyta wszystkie wpisy na tym blogu, dlatego powinien panów KK i JK przeprosić za te wszystkie obrażliwe słowa, które pisał pod ich adresem n.p.” Kledzik bredzik” i inne kłamstwa, które im przypisuje i na które nie ma żadnych dowodów. Co się tyczy mnie, to najpierw niech udowodni i porówna rzekome moje chamstwo ze swoim prawdziwym. A póki co, to niech z siebie nie robi ofiarę ataku, który sam rozpoczął.