Powracam jeszcze raz do wypowiedzi Borisa Gelfanda. Arcymistrz „skarży” się, że musi powtarzać często grane przez siebie warianty, gdyż je zapomina. Jego zdaniem ta czynność jest najbardziej nieprzyjemną częścią w jego treningu.
Ktoś mógłby zrozumieć, że uczenie się debiutów jest bez sensu, ponieważ trzeba bez przerwy je przeglądać. Ale to jest przecież częścią procesu szkoleniowego każdego zawodowego szachisty. Nikt nikogo nie zmusza do tej pracy. Ale jeśli chce się osiągać znaczące sukcesy turniejowe, to trzeba tę czynność bez przerwy wykonywać!
Nie tylko szachiści mają problemy z pamięcią. Niedawno widziałem w polskiej telewizji wywiad z członkiem znanego zespołu muzycznego. Na pytanie: zdarza się ci zapominać teksty? – Oczywiście – odpowiedział. – Przed każdym koncertem muszę powtarzać treść utworów, które są w programie. I tak często się zdarza, że pamięć zawodzi. Wtedy trzeba improwizować, albo ratowac się „tekstem” bez treści: la, la..la -.
Uczniowie i studenci też muszą przed egzaminami powtarzać materiał. Nieraz wielokrotnie, co nie należy do ciekawych czynności. Pracowałem 30 lat na uniwersytecie w Dortmundzie. Często widziałem jak wykładowcy i profesorowie powtarzali materiał, aby – jak to komentowali – nie zbłaźnić się przed studentami.
Nie zawsze trening sportowca jest ciekawy. Np. bokser musi godzinami walić w worek treningowy w celu wzmocnienia siły swych pięści. Lekkoatleci muszą wielokrotnie ćwiczyć na siłowniach i biegać w celu utrzymania formy. Nikt mi nie powie, że jest to interesujące zajęcie, szczególnie w trudnych warunkach atmosferycznych (deszcz, śnieg itd.).
Tak samo szachiści muszą trenować i to intensywnie. Normalnie proces szkoleniowy zawodowego gracza trwa 8-10 godzin dziennie. Praca z debiutami – z powodu napływu potężnej informacji – wymaga szczególnie wielkiego wysiłku. Tylko gracze z wielką determinacją potrafią się poddać ciężkiemu reżimowi treningowemu. W nagrodę są potem sukcesy turniejowe!
Tego raczej nie można powiedzieć o naszych asach. Od wielu lat komentuję partie z turniejów arcymistrzowskich dla pism fachowych i mam z tego względu możliwość oglądania „twórczość” naszej czołówki. Właśnie faza debiutowa jest najsłabszym ogniwem w ich grze. Dlatego wielkich osiągnięć nie ma. Nasi zawodowcy chętnie startują w średniej klasie turniejach-open, przeciętnych ligach zagranicznych lub w tzw. imprezach „plażowych”.
Następnie Boris Gelfand w swojej wypowiedzi ocenia grę niektórych zawodników młodej generacji: „Natomiast chciałem podkreślić grę Andriejkina. Grałem z nim w MŚ w szachach szybkich i blitzach w 2012 r. Jest silnym szachistą o klasycznym stylu gry, z doskonale przygotowanymi i przemyślanymi systemami. W Moskwie wszyscy chcieli go ograć, bo po raz pierwszy grał w superturnieju. Opracował znakomitę strategię, przygotował na każdego gracza debiut białymi i czarnymi. Grał bez niedoczasów. Sądzę, że wyciągnął wnioski z tego turnieju i będzie teraz rozwijał się szybciej.
Dobrze się stało, że Andrzej Filipowicz opublikowal w swoim piśmie ten niezwykle ciekawy i wartościowy wywiad. Wypowiedź czołowego szachisty świata powinna być wzorcem dla naszych zawodników i trenerów. Tak się powinno pracować nad szachami, jeśli się ma ambicje sportowe!
Dlatego jeszcze raz zwracam uwagę na skandaliczną wypowiedź trenera kadry w oficjalnym piśmie Polskiego Związku Szachowego „MAT”. Jaki cel ma w tym Michał Krasenkow?
Dla przypomnienia:
Powodem jest chyba niechęć do pracy. Nasi trenerzy nauczą różnych końcówek i pozycji z gry środkowej z różnych książek, i załatwione. Praca nad debiutami wymagałaby od nich sporego wysiłku, a ponieważ PZSzach nie oczekuje od nich tego, gdyż związek nie wymaga legitymowania się właściwym progresem podopiecznych, więc trenerzy nie chcą się wysilać. I tak mają zapewniony byt, bez względu na to czy nasi juniorzy bądź kadrowicze zdobywają medale, czy przygrywają wszystko jak leci, bo kompletnie zapominają jak się gra.
Trudno nie zgodzić się z Gelfandem, jednym z czołowych szachistów świata. Dzięki ciągłej pracy nad debiutami, mimo swojego wieku liczy się nadal w świecie szachowym o czym nie można powiedzieć o naszych asach. Nasze tuzy słabo znają debiuty więc muszą improwizować tak jak powiedział ten piosenkarz: la..la..la. I dlatego, że często improwizują, grają tak jak grają i nie liczą się w czołówce światowej.
A to dobre, nasi kadrowicze grają debiuty na zasadzie la…la…la. Świetne 🙂 Ale coś w tym jest, bo zbyt często obserwujemy niemoc naszych szachistów w początkowym stadium partii.
Ciekawe czy z tym problemem coś zrobi am Schmidt? Jakiś czas temu deklarował chęć naprawy tej sytuacji poprzez dopilnowanie pracy nad debiutami przez naszych kadrowiczów.