Spis treści
|
Od redakcji
Czołówka światowa nadal uczestniczy w superturniejach organizowanych w różnych krajach. Tym razem najlepsi przybyli do Norwegii. Po sukcesach indywidualnych Magnusa Carlsena Norwegowie znaleźli sponsorów, aby gościć na turnieju jego największych konkurentów z mistrzem świata Viswanathanem Anandem na czele. W gruncie rzeczy z elity zabrakło jedynie Władimira Kramnika, który po londyńskich i szwajcarskich emocjach chciał mieć chwilę wytchnienia. Norweski Super Master miał trudną formułę bowiem grano w różnych miejscowościach okręgu Stavanger, w tym na małej wysepce, na którą uczestnicy udali się łódką, a morska wyprawa zajęła prawie 40 minut. Siłą rzeczy takie warunki gry były korzystne dla najmłodszych i rzeczywiście na czele znaleźli urodzeni w 1990 r. Siergiej Karjakin i Magnus Carlsen. Dla Karjakina samodzielne pierwsze miejsce jest życiowym sukcesem, a Carlsenowi, po londyńskich triumfie gra nie szła i nie zasługiwał na zwycięstwo. Mistrz świata Anand poniósł aż dwie porażki, a wygranie z ostatnią trójką w tabeli wystarczyło tylko do zajęcia VI miejsca.
W Polsce żyliśmy indywidualnymi mistrzostwami Europy, zorganizowanymi na przyzwoitym poziomie w Legnicy, naturalnie poza kompromitującą internetową transmisją partii. Zawody zgromadziły zaledwie 280 uczestników (zwykle grywało około 400). Zagrało 80 zawodników z rankingiem 2600, w tym 12 z rankingiem nieznacznie wyższym od 2700. Obsadę można uznać za dobrą, chociaż naturalnie zabrakło 20 najlepszych Europejczyków. Po prostu nikogo nie interesuje tytuł mistrza Europy, natomiast większość graczy walczy o awans do Pucharu świata – tym razem do dyspozycji były 23 miejsca. Liczyliśmy, że polscy olimpijczycy nawiążą walkę o te lokaty i wysokie nagrody. Spotkało nas olbrzymie rozczarowanie. Nagrody wzięli cudzoziemcy, a nasza najlepsza trójka z trudem zmieściła się w pierwszej pięćdziesiątce. Większość naszych reprezentantów miała poważne kłopoty ze znalezieniem się nawet w pierwszej setce. Ponieśliśmy koszmarną klęskę, która jest przykrym podsumowaniem zakończonej kadencji Zarządu PZSzach.
W ostatnich czterech latach szachy wyczynowe w Polsce legły w gruzach. Nie ma już ani jednego międzynarodowego turnieju w kraju, przynajmniej XIII – XV kategorii (2550-2601), zniknął też jedyny turniej kobiecy. Nie mamy już zawodników w pierwszej setce rankingu, poza Radosławem Wojtaszkiem, który właściwie zajmuje się analizami w zespole mistrza świata, a nie grą w turniejach. Skasowano jakąkolwiek rywalizację w MP mężczyzn i kobiet, nie walczy się ani o miejsca w kadrze, ani o grę w reprezentacji. Sportowe decyzje personalne są ustalane przy „zielonym stoliku“, głównie w oparciu o rankingi zdobywane w walce z drugorzędnymi rywalami. Kilka pozytywnych rezultatów sportowych, z małymi wyjątkami, uzyskano na początku kadencji, kiedy to korzystano z dorobku poprzednich Zarządów PZSzach.
Redaktor Naczelny