Bez solidnego i optymalnie dopasowanego do stylu gry repertuaru debiutowego nie ma szans na osiąganie znaczących wyników na arenie międzynarodowej. Jest to prawda, której nie każdy szkoleniowiec w Polsce chce pojąć.
Przekonałem się o tym na własne oczy, gdy w latach 1999-2000 uczestniczyłem trzy razy na sesjach Młodzieżowej Akademii Szachowej. Temat „Otwarcia szachowe” nie był w planie MASZ. Trenerzy natomiast z dużym zaangażowaniem pokazywali na tablicach demonstracyjnych różne pozycje z gry środkowej oraz końcówki. Potem dowiadowywałem się od uczestników zgrupowania, że niektóre zagadnienia były już kilkakrotnie omawiane wcześniej na sesjach.
W trakcie indywidualnych zajęć stwierdziłem bardzo słabe przygotowanie naszych młodych kadr w zakresie początkowej fazy gry. Niektórzy grali np. takie schematy: 1.Sf3, 2.g3, 3.Gg2, 4.0-0, aby rozwinąć jakoś swoje siły i potem spróbować uzyskać przewagę w grze środkowej. Część uczestników nie znała nawet nazwy debiutów: Link.
Nasza młodzież jest bardzo zdolna i ten styl gry w przeszłości przynosił często sukcesy, ale na krótką metę. Takie szkolenie nie ma większych szans na wychowanie silnych kadr i mogących tym samym rywalizować o czołowe miejsca w świecie.
Świadczą o tym wyniki naszych kadr seniorskich. Są nieraz miłe niespodzianki, ale na tym się to kończy. Mamy obecnie praktycznie jedynego zawodnika, jako tako liczącego się w świecie. Ale Radosław Wojtaszek wybrał drogę analityka w obozie mistrza świata Ananda. Rzadko gra w turniejach i ostatnie wyniki sportowe nie są rewelacyjne. Skutek: systematyczny spadek w światowym rankingu.
Pisałem wielokrotnie, że zadaniem Młodzieżowej Akademii Szachowej powinno być przede wszystkim opracowanie naszym młodym zawodniczkom i zawodnikom solidnych repertuarów debiutowych, aby mogli poprawnie zaczynać swoje pojedynki. Gwarantuje to pewność siebie w rozgrywaniu partii, nawet przeciwko silniejszym przeciwnikom.
W repertuarze powinno być także miejsce – w celu zaskoczenia – na ostre otwarcia i gambity. Przeciwnik nie znający dobrze teorii wariantu, może pomylić się i nawet o wiele słabszy zawodnik może uzyskać przewagę debiutową.
Dlatego jako trener polecałem swoim podopiecznym granie ostrego gambitu królewskiego. Jestem nawet współautorem książki na ten temat: Link.
Przytaczam ciekawy przykład z aktualnej praktyki turniejowej. Białym kolorem grał amator z rankingiem 1909, jego przeciwnik miał 2473.
Panie Jerzy! Nie przekona się naszych trenerów do zajmowania się debiutami. To dla nich duża praca. Łatwiej jest szkolenie gry środkowej i końcówek. Autorytet Capablanki o uczeniu końcówek jest bardzo rozpowszechniony w naszym środowisku szachowym i nie przekona Pan nikogo o ważności uczenia się debiutów.
„Niektórzy grali np. takie schematy: 1.Sf3, 2.g3, 3.Gg2, 4.0-0, aby rozwinąć jakoś swoje siły i potem spróbować uzyskać przewagę w grze środkowej”. Czytając to od razu przypomniałem sobie że jest to zalecenie D.Bronsteina. Albo juniorzy czytali jego książkę pt. „Strategia szachowa” wyd. RM, albo trenerzy w Akademii ją polecali. Już w pierwszym rozdziale pt. „Schronienie dla króla” Bronstein przedstawił wspomnianą strukturę, i napisał cyt. „Diagram wyraźnie pokazuje wszystkie zalety takiej twierdzy w porównaniu ze zwykłą roszadą. … analizując posunięcia okaże się, że jest to najprostsza i najłatwiejsza rzecz do zrealizowania. Wystarczy w pierwszym ruchu wyprowadzić skoczka na 1.Sf3 i nic na świecie nie jest w stanie przeszkodzić kolejnym posunięciom: 2.g3, 3.Gg2…”. Skoro Bronstein napisał że taka struktura jest twierdzą lepszą niż klasyczna roszada, jest najprostsza i najłatwiejsza, to nic dziwnego że juniorzy nastawili się na taką grę. Albo poszli po najmniejszej linii oporu (oni lub ich trenerzy z Akademii Młodzieżowej), albo uznali iż Bronstein uznawał ten debiut za bardzo silny, dający zdecydowaną przewagę nad przeciwnikiem, i nie do obalenia. Zatem juniorzy mogli błędnie uznać, że stosując powyższą strukturę staną się niepokonani na szachownicy, i że ona będzie najlepszym dla nich debiutem. To błędne rozumowanie mogło być podparte innym stwierdzeniem Bronsteina z jego książki, cyt.: „Dopóki nie znajdziesz odpowiednich dla siebie kontynuacji ataku po różnych odpowiedziach na 1.e4, nie dotykaj królewskiego pionka i białymi graj 1.c4. W ten sposób ZAOSZCZĘDZISZ MNÓSTWO CZASU, JAKO ŻE NIE BĘDZIESZ MUSIAŁ STUDIOWAĆ PARTII HISZPAŃSKIEJ, OBRONY SYCYLIJSKIEJ, FRANCUSKIEJ, PIRCA, ALECHINA, CARO-KANNA I SKANDYNAWSKIEJ”. Specjalnie napisałem ten fragment dużymi literami, aby pokazać niebezpieczeństwo na jakie są narażeni juniorzy. Tym zagrożeniem jest lenistwo, związane z niechęcią do pracy przy poznawaniu dużej ilości materiału szachowego, czyli debiutów wraz z ich wariantami. Juniorzy pomyślą, że ułatwią sobie życie grając 1.c4 z dalszym Sf3, g3, Gg2, bo według sugestii Bronstaina nie przepracują się nad tym debiutem i poradzą sobie z nim, wszak został on już wcześniej przedstawiony jako łatwy, lekki i bezpieczny.
Znam to „bronsteinowskie” otwarcie (Sf3, g3, Gg2) i wiem, że w praktyce niełatwo potem czarnym znaleźć coś na króla przy poprawnej grze białych. Lecz wszelkie szachowe wytrychy lub cudowne „murowane” ustawienia w końcu się walą.
Przypuszczam, że znakomity szachista, ale nie trener, Dawid Bronstein stworzył swoją teorię przed około 50 laty. Wtedy było inne podejście do debiutów. Budowanie „domków” ala Bronstein nie można polecać młodym szachistkom i szachistkom. Tak grając w szachy niczego się nie nauczymy. Młodzi powinni szybko poznać piękno szachów, czyli taktyczne zagrywki, efektowne kombinacje itd. A to można tylko osiągnąć po 1.e4. Późnej można sobie określić indywidualny styl gry i stosować pozycyjne otwarcia. Ale na początek trzeba nauczyć się taktyki szachów!