W moich młodszych latach nie czytałem literatury szachowej w języku rosyjskim. Za to robię to teraz, choć w dosyć ograniczonym zakresie. Chodzi mi o pewne ograniczenie zakresu rozumienia języka rosyjskiego, którego nie używałem od wielu lat. Choć muszę przyznać, że pewna znajomość tego języka „w słuchu” przydała mi się wielokrotnie na konferencjach chemicznych, zdominowanych przez Rosjan i Polaków. Po opuszczeniu konferencji (np. pod jej koniec) przez angielskojęzycznych uczestników, dyskusje, głównie te nieoficjalne, stopniowo i zazwyczaj z dużą łatwością ewoluowały w kierunku języka rosyjskiego, jako „urzędowego” tamże. Ciekawe, że pod wpływem niektórych uznanych artykułów spożywczych okazywało się, że większość Polaków, szczególnie z pokolenia starszego niż średnie, mówi po rosyjsku płynnie, a przynajmniej chwyta go „w locie”.
W dobie eksplozji internetu ilość stron jest wprost astronomicznie duża. Każdy miłośnik szachów może znaleźć tu coś odpowiedniego dla siebie, zarówno na stronach rosyjsko-, jak i angielsko- czy polskojęzycznych. Moje zainteresowanie tymi stronami zwiększa się zgodnie z kierunkiem wymienionym w poprzednim zdaniu. W szczególności lubię czytać strony oraz blogi polemiczne, na których trwają dyskusje nad poziomem i stanem naszego szachowego podwórka. Zawsze byłem i jestem ciekawy opinii innych osób, nawet gdy te mają zdanie odmienne od mojego. Konflikt poglądów i dyskusje o tym poszerzają horyzonty myślowe i przyczyniają się do lepszego i trafniejszego oglądu rzeczywistości.
To co Waldemar Świć uważa za indoktrynację, ja przyjmuję za wyrażanie swoich poglądów. Każdy ma do tego prawo, obojętne czy jest trenerem, arcymistrzem, czy początkującym szachistą. Ma nawet prawo do popełniania błędów w swoich opiniach i osądach, wszak każdy z nas jest tylko człowiekiem. Szkoda, że pan Waldemar odmawia prawa posiadania własnego zdania osobom, które nie podzielają jego poglądów. „Dlatego ze zdumieniem patrzę na próby podważenia 40-letniego trudu Marka Dworeckiego i to przez tzw. „naszych” ale nie wiem jak ich nazwać bo ani to szachiści a po części anonimy czyli nikt”. Skąd ta surowość i bezpardonowość oceny? Czy fakt, że pan Waldemar i inni trenerzy z PZSzach-u stosują metody szkoleniowe Dworeckiego, nakazuje wszystkim pozostałym szachistom ślepo i dogmatycznie wierzyć w jego teorie? A gdzie jest miejsce na otwarty umysł, swobodne wyrażanie własnego zdania i dzielenie się nim z innymi? Gdzie jest miejsce na publiczną dyskusję? Dlaczego należy stulić uszy po sobie, wobec zakazu głębszej refleksji nad tematem który nas nurtuje? „Bo ani to szachiści” – to było mocne! Ale zarazem przykre i niepotrzebne. Któż zatem zasługuje na miano szachisty? Czy tylko osoby sklasyfikowane w rejestrze PZSzach i FIDE? A jeżeli wogóle zaprzestały gry, i od lat nie interesują się szachami? Czy nadal należy się im tytuł szachisty? A co z ogromną rzeszą niesklasyfikowanych entuzjastów tej gry? Czy im należy odmówić prawa określania mianem szachistów? Czy nie jest to jednak krzywdzące dla nich? Przecież szachy to ich pasja, nie mniejsza niż pana Waldemara. A jednak nie zasługują na to określenie? Szkoda. Moim zdaniem robimy im tym przykrość.
Oczywiście można dokonać podziału na szachistów zawodowych oraz szachistów amatorów. Ale nie uważam aby publiczne wartościowanie ludzi według tego podziału było konieczne. Przykład z mojej branży: czy na miano chemika zasługuje tylko osoba z dyplomem studiów chemicznych? A może tytuł magistra nie wystarczy, i należy legitymować się co najmniej tytułem doktora? A co z dużą liczbą chemików amatorów, zwykle dobrze rozeznanych w praktycznych aspektach tej nauki? Czy to że nie mają przed nazwiskiem dopisku „mgr chemii” deprecjonuje ich jako chemików? Znam dwie osoby, doskonałe w sztuce chemii praktycznej. Z chęcią zasięgam u nich konsultacji związanych z pewnymi aspektami pracy laboratoryjnej. Tylko że… one nie mają wykształcenia chemicznego! Co więcej, jedna z tych osób jest studentem biologii, a druga leśnikiem… Czy zatem mam prawo wyrażać się o nich „bo ani to chemicy”? Raczej nie, prawda? Skoro słucham ich zdania i korzystam z ich doświadczeń, to znaczy że te osoby zasługują na szacunek, nawet jeżeli nie są chemikami z zawodu.
„Krzykacze”, „skala własnej ignorancji…” – cóż mogę tu powiedzieć nowego, żeby niepotrzebnie nie powtarzać się. Panie Waldemarze, panie Waldemarze!
Na zakończenie pragnę ponownie zaapelować do naszych oponentów: panie i panowie, proszę o więcej tolerancji dla swoich przeciwników w dyskusjach.
Krzysztof Kledzik
Proszę porównać wypowiedzi Świcia z jego dwóch wpisów:
„Zobaczyć jaki dystans dzieli „krzykaczy”, którzy nie wykonali w tym kierunku nawet gestu…” ze zdaniem „Co zaś tyczy się książki [Jerzego Konikowskiego] to musiałbym już zupełnie nie mieć wstydu, aby na taki temat, takich otwarć pisać książki dla młodzieży. Nie wiem jak takie „badziewie” można polecić dzieciom i młodzieży.”
Czy się zrobi stójkę cz szpagat, to dla W.Ś. i tak będzie źle. Z jednej strony pisze że nie zrobiono nic w tym kierunku, a drugiej przeczy sobie, bo przyznaje że zrobiono, ale jednocześnie wyśmiewa i lży cudzą pracę.
Ten Świć to jakiś niespełniony facet który tak naprawdę nic w szachach nie osiągnął i dlatego wylewa swoją żółć na tych którzy mają większe osiągnięcia od niego.