Po osiedleniu się w 1981 roku w Dortmundzie wziąłem udział w kilku turniejach, które wygrałem. Zostałem też mistrzem miasta i okręgu. Byłem też liderem klubu, który był współorganizatorem znanego festiwalu. Dzięki swojej pozycji mogłem wpłynąć na organizatorów, aby zapraszali szachistki i szachistów z Polski. W Dortmundzie grali m.in. Hanna Ereńska-Radzewska (obecnie Barlo), Agnieszka Brustman, Małgorzata Wiese, Włodzimierz Schmidt, Aleksander Sznapik, Andrzej Filipowicz, Jacek Gdański, Roman Tomaszewski itd.
W 1988 roku odbyły się dwa turnieje arcymistrzowskie: A (kategoria 12) i B (kategoria 7). Wcześniej organizatorzy proponowali mnie dwa razy uczestnictwo w głównym turnieju. Mój wysoki, jak na tamte czasy ranking 2400, dawał takie możliwości. Odmawiałem, gdyż słusznie nie czułem się na siłach startować w tak silnych imprezach. Nigdy nie byłem zawodowym szachistą i grę w turniejach traktowałem zawsze hobbystycznie. Wolałem grać w Dortmundzie w openach lub w grupie mistrzowskiej.
W 1988 roku zdecydowałem się na grę w turnieju B, w którym wziął też udział wielokrotny mistrz Polski i olimpijczyk arcymistrz Włodzimierz Schmidt. W 8 rundzie doszło do naszego spotkania przy szachownicy. Ciekawa sytuacja była przed partią. Włodek ze swoim niemieckim nazwiskiem grał pod polską flagą, natomiast ja z polskim pod niemiecką. W pewnym momencie podszedł do mnie dyrektor turnieju Jürgen Grastat z prośbą, abyśmy punktualnie rozpoczęli partię, ponieważ jeden z fotografów znanego niemieckiego pisma chce zrobić nam – z uwagi na kuriozalną sytuację – zdjęcie. Tak też się stało i fotografia ukazała się potem w tym piśmie z odpowiednim komentarzem.
Kilka słów o samej partii. Zdawałem sobie sprawę, że moje szanse z zawodowcem są znikome. Postanowiłem więc grać oryginalnie, aby zmusić Włodka do większego wysiłku w debiucie. Udało się! Schmidt poświęcił wiele czasu na fazę debiutową. Uzyskał znacznie lepszą pozycję, ale nie starczyło czasu na wykończenie dzieła. W 36 posunięciu mój partner przekroczył czas do namysłu.
Ostatecznie Włodek zajął w turnieju 6 miejsce z 5.5 punktami, natomiast ja 9 lokatę z 4 pkt. Nie byłem ostatni (konkurowało 12 zawodników) i to uznałem za sukces.
Wszystko co pan robił i robi bezinteresownie dla polskich szachów, świadczy tylko o tym, że jest pan wielkim pasjonatem szachowym.
Brawo Panie Jerzy! Bezinteresowność to droga szlachetna, ale usłana kolcami. Warto jednak nią iść!
Niestety później spotykałem się z różnymi nieprzyjemnymi reakcjami ze strony kolegów-szachistów, którym kiedyś pomagałem. Wspomniałem o tym m.in. w piśmie Szachy-Chess w tekście „Gorzka prawda” (75/76 – 2002).