Wreszcie doczekaliśmy się krótkiego podsumowania występu naszych reprezentantów na turnieju w Gibraltarze. W najnowszym newsletterze PZSzach-u Link szef wyszkolenia Piotr Murdzia napisał, iż „Chcielibyśmy cieszyć się sukcesami polskich szachistów regularnie, jednak sport rządzi się swoimi prawami, raz jest z górki, a raz pod górkę. Podczas ostatniego występu Polaków w Gibraltarze, ale i nie tylko tam, przekonaliśmy się, że forma naszych asów nie jest stabilna. To powoduje straty rankingowe. Radosław Wojtaszek po nieudanych występach w Indiach i na Półwyspie Iberyjskim spadł na liście rankingowej niemal na 50 pozycję. Niedobry to sygnał, bo o zaproszenia do elitarnych turniejów będzie teraz trudniej, choć i tak dopiero przynależność do klubu TOP 10 gwarantuje cokolwiek. Radkowi życzymy szybkiego powrotu na salony, bo ktoś powinien pociągnąć za sobą „tłumy”. A może wkrótce taką osobą będzie Dariusz Świercz? Czas pokaże”.
Pozwolę sobie zabrać głos w kilku kwestiach poruszonych przez szefa wyszkolenia. Każdy chce się cieszyć sukcesami polskich sportowców, ale niestety w przypadku naszych czołowych szachistów powyższy cytat obrazuje typowe „wishful thinking”. Forma sportowa naszej kadry daleka jest od zadowalającej, czego kolejnym dowodem jest nieudany dla nas turniej w Gibraltarze. Nic dziwnego, że przez dłuższy czas oficjele związkowi powstrzymywali się od jakiegokolwiek komentarza na ten temat, nie publikując na stronie PZSzach-u żadnego sprawozdania z przebiegu turnieju. Dziwne, że dla Piotra Murdzi największą bolączką są straty rankingowe naszych zawodników. Akurat tego można było się spodziewać. Czołowi polscy szachiści dbają o swój wysoki ranking, zapewniając go sobie podczas występów na średniej jakości turniejach. To pozwala im utrzymać status quo w kraju, ale za to podlegają brutalnej weryfikacji podczas silnych światowych imprez szachowych. Takie turnieje sprawdzają ich przygotowania szachowe oraz sportowe, po raz kolejny ukazując, delikatnie mówiąc, niezbyt różową rzeczywistość. Niestety nasz czołowy arcymistrz Radosław Wojtaszek, jest smutnym obrazem tej dziwnej rankingowej polityki. Punkty zdobyte podczas słabych turniejów ulatują z niego jak z przekłutego balonu w trakcie poważniejszych spotkań z solidnymi przeciwnikami.
Kolejną kwestią są zaproszenia na elitarne turnieje. Dziwne, że szef wyszkolenia ciągle lansuje tezę, jakoby sam ranking otwierał wszystkie drzwi. Owszem, otworzy te pośledniejsze, natomiast nie jest właściwym kluczem do drzwi superturniejów. Aby je przekroczyć trzeba posiadać „to coś” szachowego, czy też legitymować się interesującą osobowością sportową. Tego Radkowi na razie brakuje. „Kulą w płot” jest stwierdzenie Piotra Murdzi o szybkim powrocie Radka na salony. O ile same życzenia tego powrotu zawsze są czymś miłym, to powiedzmy sobie szczerze, niestety Radek nigdy na salonach nie był. Mówiąc wprost, stał jedynie w przedpokoju. A gdzie są te tłumy o których wspomina nasz szef wyszkolenia? Czy chodzi o te wszystkie zlikwidowane kluby szachowe? Czy może o pokaźną ilość dobrych szachistów, którzy rokowali wielkie nadzieje dziesięć lat temu, po czym przepadli „w tłumie” przeciętniaków, albo po prostu zarzucili profesjonalne podejście do gry z braku perspektyw?
Nie wydaje mi się, aby nasi starzy mistrzowie (zapewne Piotrowi Murdzi chodzi o kadrę narodową) musieli się aż tak bardzo obawiać się o zagrożenie ze strony młodych zawodników. Wszak „starzy” zadbali o takie skonstruowanie regulaminu powołań do kadry, aby zapewniło im to ciepłe, nietykalne miejsce w niej. Póki co, Dariusz Świercz jest dobrym kandydatem na silnego światowego szachistę, i niewątpliwie takim jest w swojej kategorii wiekowej w kraju. Ale nadszedł czas, aby zadbano o spełnienie się naszych marzeń o zrobieniu z niego zawodnika klasy światowej. Szef wyszkolenia narzeka na stan naszych szachów kobiecych. Wydaje mi się, że polskie zawodniczki mają jednak silniejszy potencjał szachowo-sportowy i większe ambicje, niż skostniała część męskiej kadry narodowej, bez większych perspektyw na sukcesy. Proponuję dokonać przeglądu metod szkolenia juniorów i przygotować program naprawczy tej ważnej dla nas dziedziny sportu szachowego. Bez grających dzieci i młodzieży, nasze polskie szachy wymrą za kilkanaście lat.
Na zakończenie wstępu do newslettera Piotr Murdzia wyraził opinię, że „stara gwardia grać jeszcze potrafi, a tylko czasem brakuje jej należytej motywacji”. W szczególności zgadzam się z drugą częścią zacytowanego stanowiska szefa wyszkolenia. Ale skoro naszym kadrowiczom nie chce się grać bo nie mają motywacji, to przecież są odpowiednie metody aby to zmienić. Albo motywację, albo skład kadry.
Krzysztof Kledzik
Piotr Murdzia narzeka na stan naszych szachów kobiecych.To jest właśnie przyczyną długoletniej pracy trenera Matlaka, który nie wychował do tej pory nowych kadr, które mogłyby konkurować z czołówką światową. Jeśli chodzi o Wojtaszka to fraktycznie jeszcze nigdy nie był na salonach. Jedynemu Polakowi, któremu się to przypadkiem udało, był Bartel. Jak szybko wszedł na salony, tak szybko z nich wyleciał. Pokazał to turniej w Dortmudzie.
Trener Matlak akceptuje metody treningowe które nie zapewniają naszym paniom możliwości wybicia się. Problem nie jest wyssany z palca, bo na niedostatki szkolenia kobiet wskazywała ostatnio Agnieszka Fornal-Urban.
Eh, te „salony” na których rzekomo bywa Radek. Jakie salony, gdzie? Na salony to powrócił np. Peter Leko, i wcale nie z powodu rankingu (bo nie jest zbyt wysoki), ale dlatego że Leko jest kimś w szachach. Był regularnym bywalcem wszystkich superturniejów i w końcu „tyci-tyci” mu zabrakło do tytułu mistrza świata w Brissago.
Nasza kadra ma brak motywacji, bo regulamin powołań tu umożliwia. Nie muszą nic robić, jedynie sztucznie utrzymywać ranking. To jest patologia.
Generalnie nie spodziewałem się po Murdzi innego tekstu. To jest głos PZSzachu.
GM Wojtaszek zajmuje się chałturą. Stoi przed salonem GM Ananda, a gdy ten co dwa lata zagwiżdże to ten dla niego orze w wariantach. Ma z tego tylko kasę, ale nie klasę gry. Złapie na wariant raz czy drugi kogoś lepszego, np. GM Nakamurę, z czego robi się sensację roku. GM Wojtaszek grał ciekawe szachy, gdy progresował od 2005 roku, ale w 2008 wybrał inną ścieżkę kariery. Jego wybór. Podwórkowa gra z przeciwnikami o klasę, dwie niżej nie podwyższy jego poziomu.
A ja uważam, że największa katastrofa jest właśnie u Pań. Mamy Monikę Soćko, potem Iwetę. Jak któraś z Pań urodzi dziecko – robi się tragedia ze składem. Przypominam, że na ubiegłorocznej Olimpiadzie Joanna Worek robiła wszystko: makijaż dla koleżanek, zdjęcia, pomagała w analizie – tylko nie robiła tego po co pojechała – nie grała (za wyjątkiem 1 partii) w drużynie.
A gdzie juniorki których oddech czułyby nasze kadrowiczki za plecami ?
Ich nie ma, są o dwie klasy słabsze.
Gdyby M.M. miał trochę klasy podałby się do dymisji – a tak dalej ma dożywotnią pensję.
Prawdę mówiąc, mam podobne spostrzeżenia w stosunku do Ananda i Wojtaszka, jak pan Andrzej. A łapanie kogoś na wariant ma chyba „krótkie nogi”, bo widać że ta polityka nie funkcjonuje na dłuższą metę. Tedi też ma rację, brakuje zaplecza dla pań. To jest chyba problem ogólny, bo „stara” męska część kadry narodowej też może spać spokojnie. Na razie nikt im nie wskoczy na plecy. Z juniorami jest coraz gorzej.
Z Wojtaszkiem jest podobna historia do tej Czeparinowa. Czeparinow byl (a moze nadal jest?) wspolpracownikiem Topalowa. W pewnym momencie wydawalo sie, ze sam sie przebije do swiatowej czolowki. Zagral nawet w kilku silnych turniejach dzieki protekcji Danaiłowa i samego Topałowa. Ostatecznie jednak nigdy na stale nie wbil sie do np top 10 i pozostal silnym, ale malo znanym graczem.
Co do naszych szachow kobiecych – nie ma nowych zawodniczek bo w Polsce nie ma warunkow do zawodowego uprawiania szachow. Poza MP i jedna kolowka w Warszawie nie mamy w Polsce silnych turniejow kobiecych. Dworakowska np juz nie gra w szachy zawodowo. Rekreacyjnie grywaja Toma (skonczyla studia i ma chyba lecznice dla zwierzat?), Kadziolaka (wielki talent) i wiele innych ex-juniorek. Podobna sytuacje mamy wsord seniorow. Najlepsi nasi szachisci nie graja w Polsce bo w Polsce nie ma turniejow z nagrodami. Mlodych natomiasty nie stac na drogie turnieje na zachodzie (ogromna roznica w dochodzie i kursie walut, oczywiscie na niekorzysc Polski) a u nas nie maja z kim grac. Liczylem, ze sytuacje poprawie weekendowe turnieje na wzor tych amerykanskich. W USA jest takich zawodow calkiem sporo i potrafia zgromadzic niezla obsade. U nas niestety nie bedzie tak rozowo. W wiekszosci z tych turniejow nagrody sa bardzo niskie. Bylyby wieksze, gdyby nie ogromne oplaty dla PZSZACH. Np jesli gra 40 osob i kazda ma elo to PZSZACH kasuje 800 zl tylko za to, ze przesle turniej do FIDE. Tymczasem coraz wiecej turniejow ma 1 nagrode w wysokosci ok 1000 zl. Tak wiec PZSZACH z przecietnego turnieju ZA NIC kasuje prawie tyle ile zwyciezca. Gdyby organizator przeznaczyl to 800 zl na nagrody to wiecej osob by zagralo, moze dalby to na nagrode dla najlepszej kobiety itd. Podsumowujac – nie ma gdzie i z kim grac. Latwiej jest skonczyc studia i isc do normalnej pracy. W szachach nei ma wielkiej kasy i np Borys Awruch powiedzial, ze tak naprawde dobra kase zarabia moze ze 20 zawodnikow na swiecie. Konkurencja ogromna a profity nie wielkie. Zwyczajnie nie warto. Na zachodzie te nagrody sa jeszcze niezle, ale u nas to jest masakra. Ja pamietam jak nagrody w Swidnicy czy Polanicy przekraczaly 10 000 zl za pierwsze miejsce. Bylo tez wiele openow z glowna nagroda w wysokosci 4-5 tys zl. Dzisiaj nawet w posiadajacym tradycje turnieju w Poznaniu pierwsza nagroda to 1000 czy 1500 zl. Efekt: z dobrych graczy byl tylko Malaniuk i byl on JEDYNYM zawodnikiem z tytulem FIDE. Wiekszosc zawodnikow miala elo ok 2000 albo i mniej!
BTW. Ivan Chaparinov to zdolny szachista, autor ciekawej nowinki z poświęceniem skoczka http://www.chessgames.com/perl/chessgame?gid=1482320
Za szachami nie idą wielkie pieniądze – to fakt!!!
Młodzież od szachów jest odciągana przez dużo bardziej atrakcyjne gry komputerowe – to fakt!!!
Młodzież nie ma dzisiaj czasu na szachy bo musi chodzić na inne zajęcia np tenis, za którym stoją w przypadku dobrej gry duże pieniądze – to fakt!!!
Młodzież wybiera inne zajęcia, które w ich życiu dorosłym dadzą im realne pieniądze – to fakt!!!
Władze PZSzach’u niestety nie dostrzegają powyższych faktów i to też jest FAKT!!!
Zastanawiam się, czy szef wyszkolenia pisał ten tekst jako publicysta czy jako szef wyszkolenia?
Podejrzewam że jako publicysta. Pewnie ciężko mu było nazwać sprawę po imieniu, bo to by uderzyło w niego jako szefa wyszkolenia.
To taka gadanina przy piwie. (!?) „raz z górki, raz pod górkę”, „szkoda”, „może”. Uderza niekompetencja. Brak celu, planu, rozwiązań, metod. Ale nie dziwie się, skoro trener sam nie wie od czego jest. „Czas pokaże”.
Osobom które pierwszy raz zaglądnęły na ten blog, polecam lekturę artykułu http://www.blog.konikowski.net/2013/01/20/michal-krasenkow-odkrywa-czesciowo-karty/ w którym wskazano na nazbyt lekkie traktowanie pracy trenerskiej.
Tak to prawda. Szkolenie u nas jest do bani. Wszyscy narzekaja ale nic sie tutaj nie robi. Gibraltar pokazal klase naszych arcymistrzow.