Kilka dni temu Internauta „Amator” w prywatnym emailu napisał: Na Pana blogu jest ciągle mowa o słabym systemie szkolenia w Polsce, tymczasem nasze zawodniczki i zawodnicy mają same sukcesy.
///////////////////////////////
Wyjaśniam problem: Poziom naszej czołówki to około 2500-2550 (miejsce 830 na liście FIDE do miejsca 430), z wyjątkiem paru czołowych graczy mających około 2630 (miejsce 135 na liście FIDE). Jak spotykamy rywali w granicach 2400-2550, to odnosimy sukcesy. W polskich turniejach gracze 2600 w ogóle nie grają. Zdarzają się czasami rywale z rankingiem około 2500, czyli mieszczących się wśród tysiąca najlepszych (w drugiej pięćsetce).
Ostatnio nasi gracze startują tylko w turniejach, gdzie tylko nieliczni najlepsi mają rankingi ok. 2600, ale rzadko z nimi grają bezpośrednie partie, więc sporadycznie odnoszą „sukcesy” ze słabszymi. Nasza czołówka (poza Wojtaszkiem) plasuje się w drugiej setce świata, a ich rywale są z reguły z piątej, szóstej i dalszych setek świata.
Reasumując:
Wojtaszek to II liga światowa, Monika Soćko też II liga kobieca. Kilku zawodników to III liga – ci z rankingami powyżej 2600, reszta czołówki to IV liga.
Kobiety – to III liga, ale tylko kilka zawodniczek z rankingami powyżej 2300. Reszta w ogóle nie liczy się nie tylko w skali światowej, ale nawet w skali europejskiej.
Taka jest prawda o pozycji polskich szachów w świecie. Oczywiście propaganda sukcesu Polskiego Związku Szachowego robi wszystko, aby to przedstawić w innym świetle. Ich zdaniem nasze zawodniczki i zawodnicy zaliczają się do ścisłej czołówki światowej.
To ma szkodliwy wpływ na niektórych zawodników naszej czołówki, którzy rzeczywiście uwierzyli w swe wielkie umiejętności i światową pozycję w szachach, że zaprzestali intensywnej pracy oraz startów w poważnych turniejach.
Przypominam bardzo trafny komentarz Gali Śledziewskiej opublikowanym na moim blogu po zakończeniu olimpiady w Stambule: „Problem polega na niesamowitej bufonadzie kilku osób z polskiej czołówki krajowej, które uważają się za lepsze niż faktycznie są. Wiadomo, choćby z tego blogu, o kogo chodzi. Osoby te wręcz gardzą „zwykłymi” szachistami – amatorami, ale ich wyniki nie potwierdzają ich samouwielbienia. Gdyby nie ta bufonada, wszystko byłoby im wybaczone. Każdy rozumie, że z pustego i Salomon nie naleje i cieszylibyśmy się wszystkimi wygranymi partiami i remisami. I współczulibyśmy, gdy ci bufoni przegrywają. Ich postawa nie zachęca do kibicowania im”.
Nasi trenerzy Młodzieżowej Akademii Szachowej też uwierzyli w tę agitację, że są rzeczywiście wybitnymi szkoleniowcami. Według nich, każda krytyka dotycząca szkolenia w Polsce jest więc wroga i szkodliwa. Ci co mają swoje zdanie w tej kwestii są nieprzyjacielami polskich szachów!
Skoro typowi obserwatorzy życia szachowego w Polsce nadal twierdzą że nasze zawodniczki i zawodnicy odnoszą same sukcesy, to znaczy że:
1. wieloletnia hurra-optymistyczna polityka PZSzach-u wypaczyła sposób postrzegania osiągnięć naszych szachistów. Zamiast trzeźwej oceny opartej o analizę osiągnięć na tle innych graczy światowych, mamy gloryfikację wyników na kiepskim, lokalnym poziomie. Uważanie naszych zawodników za przynależnych do czołówki światowej to objaw problemów z prawidłowym postrzeganiem rzeczywistości.
2. pomimo przedstawiania faktów, danych, rezultatów, prowadzenia dyskusji, argumenty nie nie do końca trafiają do części czytelników, albo ci źle je interpretują.
3. konieczne jest dalsze prowadzenie tego blogu w takiej formie jak dotychczas, wraz z ocenami występów naszych zawodników, i publikowaniem (oraz przypominaniem) informacji obnażających niemoc PZSZachu w niektórych aspektach jego działalności.
Posiada może ktoś linki z Mistrzostw Polski Juniorów do lat 16/18 np: z roku 2002 ? Ciekawie było by te wyniki porównać z ostatnimi mistrzostwami jak na przestrzeni 10 lat zmieniła się obsada takich zawodów. Uwzglednić jeszcze będzie trzeba fakt, że rankingi nie odzwierciedlały faktycznej siły gry jakie są obecnie.
To są wyniki C18 z 2012r.
http://www.chessarbiter.com/turnieje/2011/ti_4830/final_standings&9.html
Dzisiaj rankingi są zupełnie inne. Czołowka ma wysokie, ale zobacz np jak wielu zawodników nei ma nawet elo 2000. Niektorzy nie maja nawet 1900. Mam znajomego, ktory w wieku 13 lat mial ponad 2100 i na liscie startowej MP14 byl kolo 10 miejsca. Dzisiaj w tej grupie mamy zaledwie jednego zawodnika zblizajacego sie do poziomu 2100. W roczniku 2000 jedynie 3 czy 4 zawodnikow ma rankingi wyzsze niz 1900, ale wszyscy nizsze niz 2000. To jest bardzo, bardzo slabo jak na poziom MP.
Co do naszych szachów seniorskich to oczywiście do czołówki europejskiej nie należymy (o światowej to już nie mówię) o czym świadczy brak sukcesów w liczących się turniejach. Natomiast samo słowo „sukces” jest dość plastyczne i dla mnie sukcesem będzie wygranie z zawodnikiem 2300, dla M.Bartla wygranie silnego Aeroflotu. Jeśli ktoś jest zawodowcem to musi sobie stawiać wysokie cele. W przeciwnym wypadku może się wypalić rywalizując z pół-zawodowcami i słabymi profesjonalistami. Są jednak i tacy, którym wystarczy do szczęścia parę euro zarobionych w przeciętnych openach. Ludzie ci nie mają ambicji na coś więcej i są zadowoleni, że robią co lubią i mają z tego jakieś profity. Jak ktoś ma ambicje to stawia sobie cele i stara się je realizować. Ciężka praca i ciągłe podnoszenie poprzeczki odróżnia wielkich od przeciętnych. Taki np Kasparow ciagle chciał grać lepiej, wygrywać więcej partii. Nie każdy potrafi się tak zmotywować i właśnie dlatego tak niewielu ludzi zapisuje się w historii dyscypliny tak jak Kasparow czy Fischer – mega ambitni tytani pracy.
Ale Swiercz jest w I lidze swiatowej wsrod juniorow? A Dragun lub Duda?
Trzech juniorów to trochę mało by zawojować światowe szachy lub chociażby europejskie.
Chciałbym zwrócić uwagę na istotny fakt że nikt na świecie nie wspomina o tzw. „polskiej szkole szachowej” bo niestety takowej nie posiadamy i na razie nie zapowiada się na utworzenie czegoś takiego o czym można by powiedzieć „polska szkoła szachowa”.
Dariusz Świercz, mistrz świata do 20 lat z 2011 roku liczy się wśród juniorów. Ale najlepsi do 20 lat, wśród obu płci zajmowali najwyższe miejsca w światowych rankingach.
Dragun i Duda, to chwilowo tylko talenty, aczkolwiek duże talenty.
Szachy staly sie juz dyscyplina bez podzialu na kategori juniorskie i seniorskie. Najlepsi mlodzi graja juz w bardzo silnych turniejach. To,z e ktos dolacza do szerokiej swiatowej czolowki np w wieku 15-16 lat nie jest juz niczym nadzwyczajnym.
Patrząc 10 lat temu na wyniki turniejów juniorskich w Polsce mozna było odnieść wrażenie, że będzie miał kto nas reprezentować na olimpiadzie za jakiś czas. Czas jednak wszystko zweryfikował i jak widzimy tylko paru zdecydowało się wyczynowo grać w szachy. Było to już wielokrotnie omawiane na forum. Dzisiaj tych szachistów na których się patrzy z myślą o ich reprezentowanie Polski za jakiś czas jest garstka.
Artur Urbaniak napisał:
Trzech juniorów to trochę mało by zawojować światowe szachy lub chociażby europejskie.
Chciałbym zwrócić uwagę na istotny fakt że nikt na świecie nie wspomina o tzw. „polskiej szkole szachowej” bo niestety takowej nie posiadamy i na razie nie zapowiada się na utworzenie czegoś takiego o czym można by powiedzieć „polska szkoła szachowa”.
///////////////////////////////////////////////////////////
Na jednym zgrupowaniu kadry Stanisław Gawlikowski twierdził, że nie istnieje żadna szachowa szkoła radziecka. Dworecki twierdził, że nie istnieje żadna szkola Botwinnika. Byłem świadkiem jego wykładu na szkoleniu dla trenerów niemieckich. My mamy Młodzieżową Akademię Szachową. W swoim sprawozdaniu Tomasz Sielicki stwierdził, że tego zazdrości nam wiele krajów. A więc mamy MASZ! To jest nasza szkoła!
http://www.pzszach.org.pl/index.php?idm2=173&idn=1841
Jeżeli np. Świercz miałby zacząć zawojowywać świat, to trzeba go było posłać na turniej do Wijk aan Zee, a nie cofać go w stosunku do jego poziomu, do MŚJ 18.
Może wiele krajów zazdrości nam MASZ, ale my możemy zazdrościć innym krajom ich wysokiej pozycji w szachach.
Mówiąc o „polskiej szkole szachowej” miałem na myśli taki sposób przygotowania zawodników, którego faktycznie mogliby nam zazdrościć inni.
Niestety rzeczywistość turniejowa dobitnie pokazuje że szkolenia prowadzone pod egidą PZSzach’u to przeżytek bez względu czy są to zjazdy (dawna Akademia Szachowa) czy szkolenie odbywa się na odległość (obecny MASZ).
Gdyby chociaż jakaś część materiałów obecnego MASZ była dostępna. Gdyby były informacje jak jest kształcona młodzież przez „MASZ” to mógłbym powiedzieć że nastąpiły zmiany w stosunku do szkoleń dawnej Akademii Szachowej. A tak trzeba czekać na jakiekolwiek efekty.
Czy aby na pewno nie istniała radziecka szkoła szachowa. Co do tego mam duże wątpliwości. Rosjanie o wielu rzeczach nie mówią i nie będą mówić.
Stanisław Gawlikowski był znanym dowcipnisiem i nie wszystkie jego teorie należało brać poważnie.Tę przeżyłem osobiście. To było na jego wykładach dla kadry młodzieżowej w Zakopanem, chyba w 1980 roku.