Moje zaproszenie do dyskusji spotkało się z dość dużym odzewem. Otrzymałem kilkanaście listów elektronicznych. Przeprowadziłem też kilka rozmów telefonicznych. Pozwoliło mi to na zebranie sporo ciekawych informacji, z którymi podzielę się z Państwem.
Moje przypuszczenia się sprawdziły, że komentatorzy chcą pozostać anonimowo. Choć niektórzy obiecali, że będą się włączać do ewentualnej dyskusji. Sprawa jawności jest problemem we wszystkich dziedzinach w kraju – tak mnie poinformowano. Ludzie nie chcą z reguły podawać swych nazwisk, aby nie narazić się na ewentualne szykany lub problemy.
Tak było też przed laty, kiedy to niektórzy koledzy popierali mnie w walce przeciwko przeciwnikom zmian w unowocześnieniu metod szkolenia Akademii Młodzieżowej, ale nie chcieli się ujawnić. Np. jeden z nich uważał, że szkolenie witualne to świetna sprawa, ale nie włączył się do jawnej dyskusji. Kiedyś się tłumaczył, że nie chciał stracić etatu w Akademii. I nie stracił, jest nadal wykładowcą.
Zaznaczam, że nie zamierzam walczyć z Polskim Związkiem Szachowym i prezesem Tomaszem Sielickim. Moim celem jest przedstawienie problemów polskich szachów z innej strony. Jeśli marzą się nam światowe szachy, to musimy obiektywnie spojrzeć na różne kwestie naszej dyscypliny. A nie z jednej relacji w stylu: Wszystko jest super. Tą drogą do szczytów na pewno nie dojdziemy!
A jaka jest nasza kondycja w świetle pozycji szachów światowych, ilustruje aktualna lista rankingowa FIDE. Aby to poprawić trzeba na pewno zdecydowanych czynów. Ale jeśli Polski Związek Szachowy działa w stylu, że tylko władza ma rację i inne głosy się nie liczą, sukcesów na miarę najwyższej ligi raczej nie osiągniemy.
Po tym wstępie przejdę do konkretów.
Wszyscy zwrócili uwagę na często używany zwrot Tomasza Sielickiego: nie mieliśmy szczęścia. W innym przypadku byłoby wspaniale!
Motyw szczęścia jest nieodłącznie związany z działalnością w sporcie. Raz się go ma, innym razem go nie ma. Często brakuje po prostu umiejętności i wtedy wszystko zwala się na „brak szczęścia”.
Nie możemy twierdzić, że naszym szachistkom i szachistom nie uśmiecha się los. Nie prowadzę takiej statystyki, ale przypominam sobie, co pisałem o występie naszych zawodniczek po olimpiadzie w Khanty-Mansijk 2010: „Nasze panie miały niebywałe szczęście w kojarzeniach. Z pierwszej dziesiątki Polki grały tylko z trzecią Gruzją (remis) i ósmą Bułgarią (przegrana). Ostatecznie szóste miejsce można ocenić pozytywnie. Ale musimy rozsądnie podejść do sprawy. Z uwagi na niezbyt silny dystans musimy być daleko od optymizmu w ocenie występu naszej drużyny”.
Przypominam o szczęściu Mateusza Bartla w turnieju w Dortmundzie 2012 w partiach z Ponomarjowem i Friedmanem. Mistrz Polski uzyskał w tych pojedynkach 1.5 pkt. Gdyby przeciwnicy wykorzystali swoje szanse, to nasz arcymistrz miałby tylko połówkę.
Uzupełniające informacje: Link
Polacy od wieków liczyli na cuda, szczęście, że nam się należy i że jakoś to będzie. Nigdy nie było w naszym narodzie aprobaty do pracy i akceptacji czyiś osiągnięć. Myślę, że ciągle u nas pokutuje kult porażki, np. http://www.blog.konikowski.net/2012/08/11/nic-sie-nie-stalo/
Szczescie to sprawa krotkoterminowa, w dlugim okresie zawsze licza sie umiejetnosci. Mnie interesuje bardziej co zarzad ma do powiedzenia w sprawie braku przejrzystosci finansowej zwiazku tj braku na stronie zwiazku sprawozdan finansowych zawierajacych ile sie zbiera, ile dostaje od ministerstwa i ile i na co wydaje. To – poza wyciaganiem kasy z regionow – to najwiekszy minus obecnego zarzadu. Na plus oceniam pozyskiwanie sponsorow.