Pod takim właśnie tytułem prof.Teresa Walas (UJ) wydała dość kontrowersyjną książkę ( Wydawnictwo Literackie, 2003), a w dużej mierze sam tytuł jest już mylący. Sugeruje bowiem jakby polityczny kontekst okresu tzw. transformacji ( termin jak wiemy jest sporny), rozpoczętej nieszczęśliwym układem okrągłego stołu. Tymczasem książka próbuje przedstawić przemiany, które zaszły w kulturze polskiej po 1989 roku. Wydawca oraz autorka dwuznaczność tę skorygowali w podtytule, jednakże dopiero na wewnętrznej karcie tytułowej, dodając uzupełnienie: „Kultura polska po komunizmie. Rekonesans”. Wyraża ono – jak się wydaje – pewną skromność autorki poprzez określenie tych studiów jako próby rozpoznania nowej sytuacji.
W pracy nad tymi esejami zaważyła także intencja analizy kultury socjalistycznej, co doprowadziło do znacznego przerostu zbędnej informacji w tym zakresie przy jednoczesnym pominięciu całych obszarów, a zwłaszcza niszczycielskiej roli cenzury. Natomiast prof.Walas, z dziwną a zaskakującą powagą, przypomina słowa… Marksa o „kulturze przyszłości, która uwolni się od instytucjonalnego ucisku…” (?!). Czyżby też od ucisku instytucji cenzury ? W państwach dyktatury markzizmu-leninizmu nie przewidywano aliści takich dobrodziejstw! Autorka cytuje też z namaszczeniem paranoidalne tezy Lenina ( str.27), a przecież cokolwiek by nie powiedzieć o epoce PRL-u, to ostatecznie jej kultura nie uległa wzorcom sowieckim. Nawet w czasach stalinizmu kultura polska broniła się w swoich enklawach, ignorując leninowskie tezy. Bardziej prawomocne są za to rozważania prof.Walas o kulturze ludowej i masowej, wreszcie na uwagę zasługuje konkluzja o dualizmie kultury PRL-u jako uległej i opornej, zniewolonej i wolnej, represjonowanej i konformistycznej ( str.72). W tych partiach książki można docenić subtelność analiz autorki, jednak wypada zauważyć, że zbyt słabo akcentuje ona negatywne skutki, wynikające z tego zniewolenia oraz represjonowania kultury. Nie ukrywa wprawdzie kaleczącej funkcji cenzury, lecz pisze o niej oszczędnie, a czasem zaledwie w przypisach. Niejednokrotnie stanowią one równoważną część omawianej książki, atoli przypisy o roli cenzury – jakżę negatywnej – są niestety nazbyt powierzchowne i skąpe.
Jest faktem, że reżimy komunistyczne walcząc z inteligencją toczyły zarazem wojnę z kulturą, a natężenie tej wojny było odmienne w różnych krajach i okresach. Jeśli w PRL nie było łagrów dla poetów jak w ZSRR, to nie znaczy, że sytuacja twórców była komfortowa. Główną bronią reżimu był urząd cenzury, który czuwał nad „czystością” pejzażu. W nazistowskich Niemczech książki palono, a komuniści unicestwiali je jeszcze przed drukiem, a nawet często przed stworzeniem, gdyż fama ich cenzury paraliżowała pióra. Urząd cenzury był więc swoistym krematorium „bez dymu”, w którym ksiązki „palono” nawet in statu nascendi. Ilustruje to wymownie np. wykaz odrzuconych książek w PRL-u w latach 1957 – 1964, zamieszczony w nr 2/2004 „Biuletynu IPN-u” ( zebrany przez Małgorzatę Ptasińską pod tytułem „Zakazane lektury”). Niestety, proceder ten potraktowano w książce prof. T.Walas nadzwyczaj oględnie, co wręcz zdumiewa, skoro usiłuje ona dać nam obraz kultury socjalistycznej. Efektem cenzury i „mecenatu” państwa były białe plamy w recepcji rzeczywistości, podnoszone też w słynnej kiedyś książce „Świat nie przedstawiony” Kornhausera i Zagajewskiego, a zupełnie przemilczanej pod piórem autorki. Trudno naprawdę pojąć dlaczego prof. T.Walas pominęła tę publikację, ponieważ mogła jej ona posłużyć dla rozwinięcia refleksji nad kulturą tamtych lat.
Niżej podpisany miał za złe autorom „Świata nie przedstawionego”, iż winą za te białe plamy obarczali twórców, gdy w istocie leżała ona po stronie cenzury. Nie można jednak akceptować pominięcia jej w rozważaniach prof. T.Walas, ponieważ łączy się ona ściśle z dramatyczną sytuacją dławienia ekspresji twórczej, co sygnalizował także głośny wykład Barańczaka „Knebel i słowo”. Obraz kultury minionej epoki w ujęciu autorki pozostaje więc rozmyty i jakby podretuszowany, nie dorównuje książkom Jana Prokopa i Wiesława Pawła Szymańskiego, odsłaniającym tamtą „wyobraźnię pod nadzorem” oraz „uroki dworu”, by przywołać oba ich tytuły. Prawda o tamtych czasach mieści się w tym nurcie, rozpoczętym jeszcze słynną książką Jacka Trznadla o „hańbie domowej”.
Interesującą za to częścią książki „Zrozumieć swój czas” jest studium o zmierzchu paradygmatu romantycznego, które rozwija tezę Marii Janion, potraktowaną kiedyś dyskusyjnie przez Błońskiego i Fiuta. W książce znajdziemy ponadto omówienie koncepcji Rymkiewicza, a także echa sporu wokół oryginalnej propozycji sarmackiej Koehlera. Wreszcie refleksje Autorki wykraczają czasem poza sprawy kultury, lecz kiedy omawia kwestie tzw. transformacji ustrojowej ( str.242 – 259) zastanawia pewien brak rygoru. Wymienia np. dwa podstawowe dobra – wolność oraz sprawiedliwość – pozostające w polu elokwencji polskich intelektualistów – lecz analizuje tylko pojęcie wolności jakby zapominając, że poczucie sprawiedliwości jest niemniej ważną potrzebą duchową społeczeństwa. A w razie uchybienia jej naród nie odnajduje się w ramach proklamowanej demokracji, gdy nie spełnia ona warunków państwa prawa. Brak praworządności rujnuje zresztą istotę demokracji, której nie wystarcza w żadnym razie pojęcie wolności.
Ostatni rozdział poszukuje przyczyn milknięcia intelektualistów, o ile taki wniosek można w ogóle uznać za prawdopodobny, a to rzecz sporna. Nie wydaje się również, aby diagnozy Sennetta ( z „The Fall of the Public Man”) czy Foucault’a mogły znaleźć jakieś zastosowanie do rzeczywistości polskiej po roku 1989. Może prędzej hipoteza Jacka Bocheńskiego ? A z pewnością niedawne analizy prof. Legutki w „Eseju o duszy polskiej”, które w dodatku zupełnie przeczą wszelkim podejrzeniom o milknięciu intelektualistów. Przeczą temu również publikacje w zeszytach „Arcana” oraz w innych tytułach prasy niezależnej, często też w „Rzeczypospolitej”, nawet jeśli spychane na margines przez układ i zagłuszane przez jego „autorytety”.
Przy wszystkich minusach i plusach omawianej książki, wypada uznać, iż zebrane w niej wywody, pomnożone dygresjami ( nieraz rozwiniętymi w przypisach) stanowią niezbyt udaną próbę konterfektu epoki minionej oraz „swojego czasu”, pomimo dużych walorów informatywnych o wielu publikacjach z tego okresu. Natomiast wyrafinowany styl prof. Teresy Walas pozostaje niezaprzeczalną zaletą i ozdobą tej książki wydanej w serii „Obrazów Współczesności” Wydawnictwa Literackiego w Krakowie.
Dr Marek Baterowicz