Andrzej Niklas napisał: Na forum PZSzach (w 2005 roku) GM Bartłomiej Macieja napisał:
„(…) jeśli chodzi o dawne czasy, to poziom gry Zukertorta z pierwszego meczu o MŚ (ze Steinitzem) oceniam na pomiędzy 2300 a 2400 (olbrzymie wahania formy, spowodowane stanem zdrowia, a także wyjątkowo szybką grą). A zatem od tamtego czasu poziom gry czołówki światowej wyraźnie wzrósł. Przy okazji pisania książki oceniałem też Kieseritzky’ego i dałbym mu około 2470.
(…)Capablanca 1927 – grał jak dzisiejszy silny arcymistrz, ale musiałby dużo popracować, aby zbliżyć się do poziomu obecnej czołówki.
Grał nieporównywalnie lepiej od Kieseritzky’ego i tym bardziej Zukertorta. Oceniam go na „dzisiejsze” około 2600, choć chyba jest to trochę na wyrost.
Tal 1959 – bardzo podobała mi się łatwość z jaką pokonywał na turnieju kandydatów słabych przeciwników typu Benko czy Olafsson – rozprawiał się z nimi jak z dziećmi. Jednocześnie miał kłopoty przy grze z silnymi radzieckimi przeciwnikami, którzy „rozumieli co się działo”.
Wiele partii wygrywał w przegranych pozycjach z uwagi na błędy popełniane przez przeciwników w niedoczasach. Nie dałbym mu więcej niż „dzisiejsze” 2650.
Fischer 1962 – nie ma co oceniać, bo był zdecydowanie słabszy niż 8-10 lat później, gdy poziom jego gry należał do najwyższych osiągniętych przez człowieka w historii (rzędu „dzisiejszego” 2800).
(…)Trzeba pamiętać, że w 1959 roku czołówka światowa grała znacznie słabiej od obecnej czołówki światowej. Słabiej pod każdym względem – popełniali znacznie więcej błędów w każdej fazie partii. W ramach porównania i kontynuowania terapii szokowej, dodam, że obecny średniej klasy czołg wygrałby całą bitwę pod Grunwaldem. Ja zostałem poproszony o ocenę gry Tala w 1959 roku – on miał wtedy 23 lata i wciąż progresował. Fischerowi w 1962 roku dałbym jeszcze niższy ranking.
(…)Dla mnie jest to akurat jasne, że Szyrow gra obecnie lepiej niż Tal w 1959 roku.
(…)Uważany za geniusza końcówek Jose Capablanca miałby kłopoty z ustaniem równej końcówki z graczem obecnej pierwszej setki światowej.
To dlaczego kiedyś błyszczał? Bo poziom rozgrywania końcówek był makabryczny i na tle innych Capablanca zdecydowanie się wyróżniał.
(…)Nigdy nie istniał i długo nie będzie istniał szachista potrafiący liczyć warianty choćby w przybliżeniu tak jak Anand. Graczy takich jak ja wyprzedza w liczeniu wariantów nie o 10-50%, lecz 10-50 razy.
Na drugim miejscu postawiłbym Fischera, ale kolejni zawodnicy to już reprezentanci „współczesności”. Ze starych mistrzów, najbardziej ceni się pod tym względem Tala.”
W magazynie MAT (5/2009) GM Bartłomiej Macieja napisał:
„(…) trudno jest porównywać siłę gry zawodników z różnych epok.
Niekiedy różnice są widoczne gołym okiem, np. można bez trudu powiedzieć, że wszyscy przedwojenni mistrzowie świata mieliby olbrzymie kłopoty ze zdobyciem w XXI wieku tytułu mistrza Polski.”
Ktoś za kilka lub kilkadziesiąt lat będzie mógł w podobny sposób powiedzieć o obecnych graczach. To jest po prostu postęp.
Obecnie profesjonalni szachiści mają trenerów, książki, bazy danych, komputery, itp. A co miał Capablanca? Może jakieś książki. Łatwo oceniać czyjeś osiągnięcia, patrząc na nie z własnej perspektywy. Ale raczej na osiągnięcia dawnych mistrzów trzeba patrzeć poprzez pryzmat ich czasów. Podany przykład z czołgiem jest nietrafiony. Dawne bitwy trzeba oceniać uwzględniając ich realia czasowe. Np bitwę pod Grunwaldem należy oceniać, uwzględniając ówczesny stan sztuki wojennej, a nie obecnej. Można porównywać stan uzbrojenia i wyszkolenia wojsk polskich, litewskich i krzyżackich, i ewentualnie zastanawiać się, co by było gdyby zastosowano inne uzbrojenie, inny sposób prowadzenia bitwy. Ale co ma do tego czołg? To nie te czasy, nie te realia. Na tej zasadzie to mógłbym jeszcze zmodyfikować przebieg tamtej bitwy, w myślach umieszczając tam w krzakach snajpera z Dragunowem. Jeden celny strzał w wielkiego mistrza i po bitwie (zanim by się wogóle zaczęła). Prawda że moja konstrukcja myślowa jest absurdalna? Nie można szokować ludzi twierdzeniem że jeden strzał z Dragunowa zmieniłby losy Europy, podobnie jak z tym czołgiem am Maciei. Bo wtedy nie było możliwości wyprodukowania takiego karabinu. Natomiast jak najbardziej można się zastanawiać, jak by wyglądał przebieg bitwy, gdyby obie walczące strony zastosowały inny rodzaj łuków czy kusz, albo zastosowały inną strategię przemieszczania swoich oddziałów.
Ja sie nie zgadzam z tym, że ” (…)Uważany za geniusza końcówek Jose Capablanca miałby kłopoty z ustaniem równej końcówki z graczem obecnej pierwszej setki światowej.” – moim zdaniem to jest bzdura. O tym jak dzisiejsza czołówka gra końcówki można się przekonać śledząc jej partie. Carlsen i Mamdziarow przegrali kiedyś końcówki wieżowe z pionem mniej, ktore powinien umieć zremisowac każdy arcymistrz.A oni nie umie. To były proste remisy i takie końcówki to Capablanca miał w jednym palcu. Podobnie Rubinstein. Co więcej poziom gry końcówek wśród wsółczesnych zawodników jest coraz niższy. Wynika to z faktu, że skrócono czas gry i szachy stały się bardziej „konkretne”. Więcej czasu poświęca się na przgotowanie debiutowe a mniej na końcówki. Smutne jest to, że również juniorzy pracują głównie nad debiutami zaniedbując inne stadia gry.
Aleksy Troitzky zbadał na początku XX wieku końcówkę typu K+S+S vs K+p (tzw. damned pawn endgame), nie mając do dyspozycji komputera, a o tablicach Nalimova nawet mu się nie śniło:)
Również z początkiem XX wieku Akiba Rubinstein potrafił wygrać końcówkę (http://www.chessgames.com/perl/chessgame?gid=1306042), którą opracował Majzelis w 1963 r. (b: Kd5, Wc1, p. a4; cz: Kb6, Gb4, p. a5).
Nie miał on dostępu do tych analiz, jednak współcześni arcymistrzowie już tak (http://www.chessgames.com/perl/chessgame?gid=1482159 oraz http://www.chessgames.com/perl/chessgame?gid=1671526).
Już nie wspomnę o klasykach typu pozycja Lolli, Savaedry, Vancury, Centurini, Lucena itp.
Niektóre mają po 200 lat. Jednak tak źle nie grali ludzie te końcówki, mimo braku Fritzów, Rybek i innych tablic 😉