Niedawno w rozmowie telefonicznej jeden z kolegów zadał mi pytanie: „Turniej w Dortmundzie zakończył się 22 lipca, a ty jeszcze nic nie napisaleś”. Zareagowałem: „Mistrz Polski grał słabiutko i wszyscy o tym wiedzą. Nie była to dobra wizytówka dla polskich szachów, ale coś napiszę…”
Zabierałem się właśnie do pisania, gdy dowiedziałem się o wywiadzie w dniu 4 sierpnia mistrza Polski na blogu Krzysztofa Jopka.
Fragment
K. Jopek (K.J): Witaj Mateusz! Zastajemy Cię w sumie w nie najlepszym okresie, gdyż pierwsze twoje otarcie się o szachy naprawdę wysokiego poziomu, zakończyło się niepowodzeniem. Opowiedz o specyfice gry w tak silnym turnieju kołowym oraz o twoich wrażeniach, a przede wszystkim wnioskach, które wyciągnąłeś z twojej wyprawy do Dortmundu.
Mateusz Bartel (M.B): Bez dwóch zdań – Dortmund to inny świat. To nie tylko bardzo silny turniej (w końcu średni ranking wyniósł 2711), ale także cała otoczka. Teatr, przyciemniona sala, trybuny wypełnione kibicami nie zdarzają się często, żeby nie powiedzieć – niemalże nigdy. Chociaż miałem już pewne doświadczenie w grze z silnymi zawodnikami i w imprezach niezłej rangi, to w Niemczech czułem się jak debiutant i jak debiutant grałem. Myślę, że dużą rolę odegrała pierwsza partia – wybrałem spokojny wariant z pełną świadomością tego, że przeciwnik w takich końcówkach czuje się świetnie. Liczyłem jednak na to, że dobre przygotowanie teoretycznie (a przygotowany byłem bardzo dobrze) sprawi, że jego przewaga w grze technicznej nie będzie miała aż takiego znaczenia. W tej pierwszej partii satysfakcjonował mnie remis, bo po prostu chciałem wejść w turniej. Niestety, już po 12.Se1 (nowy ruch) przeciwnik postawił przede mną trudne zadania, których nie udało się rozwiązać. Następnego dnia zdecydowanie przesadziłem z Karjakinem – próbowałem grać dynamicznie, a skończyło się tym, że nie zdołałem zrobić roszady. Następnego dnia czekał zaś Kramnik i mimo tego, że w końcu zagrałem normalną partię, to nie udało się nawet zremisować. Po takim starcie trudno mi było pozbierać się i choć do końca turnieju udało mi się momentami grać nieźle, to losów turnieju nie odwróciłem, zwłaszcza, po dwóch fatalnych partiach na końcu. A wnioski? Wniosków na pewno jest sporo. Szwankowało niemalże wszystko, ale tak to jest, jak się jest bez formy. Inna sprawa, że wcale nie wiadomo czy w formie byłoby dużo lepiej… Ogólnie rzecz biorąc na pewno mógłbym być lepiej przygotowany debiutowo, chociaż chyba większym problemem był moment przechodzenia z debiutu do gry środkowej. W partiach z Karjakinem i Naiditschem próbowałem od razu komplikować grę, zanim jeszcze dokończyłem rozwój. Niemalże jak junior…
Do tego dochodzą także braki w liczeniu wariantów, a także w kilku przypadkach złe zrozumienie pozycji. Słowem – jest co robić.
//////////////////////////////////////////////
Tak to Mateusz Bartel sam ocenił swoją grę w Dortmundzie. Ostatecznie napisałem kilka słów i dzisiaj moja relacja znalazła się na stronie.
Na temat obowiązków zawodnika pisałem wielokrotnie. Także na moim blogu. Szachiści z ambicjami sportowymi trenują około 10 godzin dziennie i grają w silnych turniejach. Nasza czołówka ma inne podejście do tego i potem widoczne są skutki takiego działania. Rezultat mistrza Polski na turnieju w Dortmundzie jest tego jasnym przykładem.
Nie chcę się powtarzać, bo to jest ogólnie znane. Dla przypomnienia polecam polemikę z Mateuszem Bartlem na moim blogu w kategorii „Szachy w Polsce”.
„Szachiści z ambicjami sportowymi trenują około 10 godzin dziennie”
Wang Hao mówi, że ostatnio trenuje 3-4 godziny tygodniowo, Carlsen mówi, że w ogóle nie trenuje między turniejami, i trudno np. wyobrażać sobie Swidlera trenując 10 godzin dziennie… Wiem, to są potwornie utalentowanymi wyjątkami (i też nie można ufać to, co ludzie mówią o treningu) – ale też myślę, że cała hipoteza jest przynajmniej nieudowodniona. Chciałbym wierzyć, że Bartel jest tak utalentowany jak najlepszy szachiści świata, ale skąd pewność? I jeśli nie, to fakt że on nie wygrywa z najlepszymi nie musi znaczyć, że nie pracuje wystarczająco nad szachami. Też dodałbym, że mało kto cieszy się sukcesem w pierwszym superturnieju życia – nawet ludziom jak Carlsen nie udało się (dlatego gra 16-letniego Dubowa w Rosji teraz jest rewelacją).
Myślę, że o niebo lepiej byłoby cieszyć się osiągnięciami polskich szachistów niż ciągle ich krytykować. Mało prawdopodobnie, że nie chcą grać jak najlepiej (zgadzam się, że niektore mogą już nie mieć wielkich sportowych ambicji, ale to zresztą też jest absolutnie normalnie), ale być na samym wierzchu jest niewiarygodnie trudno.
Capablanca tez sie chwalil ze nei trenuje. W rzeczywistosci przez szachy zawalil w pewnym momencie studia. Tak duzo czasu na nie poswiecal. Nie da sie osiagnac sukcesow w sporcie bez treningow. Nie wiem ile trenuje nasza czolowka, moze sami kiedys o tym opowiedza w wywiadach.
Nie wierzcie we wszystko, co mówią ludzie. Mówią różne rzeczy, aby „urosnąć” w oczach publiczności, aby pokazać jacy są genialni, wspaniali, jak im wszystko z łatwością przychodzi. Zapytajcie się jakiś studentów, ile czasu poświęcają na naukę, ile razy muszą coś przeczytać aby zdać egzamin. Nawet ci którzy mają same bardzo dobre oceny i świetnie zaliczają egzaminy odpowiedzą, że (niby) wystarcza im przeczytanie raz tego co jest w książce, a do egzaminów wogóle się nie uczą. Bzdura. Mówią to aby nastroszyć piórka i pokazać jacy to oni są wspaniali, i jak łatwo im przychodzi nauka. A jak to się obecnie mówi, jest to „ściema”. W rzeczywistości jak chcą naprawdę dobrze wypaść, to poświęcają na naukę dużo więcej czasu, niż deklarują. Na studiach miałem kolegę, który tylko raz (i tylko on) przyznał mi się, że bardzo dobre wyniki w nauce okupuje ciężka pracą i wielogodzinną, codzienną nauką. Geniusz i zdolności to kilka procent końcowego wyniku. Reszta to ciężka praca.
Ciezka praca to podstawa suckesu w prawie kazdej dziedzinie. Mam kolege ktory biegle wlada 6 jezykami. Ale on na to poswiecil mase czasu i kosztowalo go to sporo wyrzeczen. Owszem sa na swiecie ludzie, ktorym absorbowanie wiedzy przychodzi latwiej, ale braku pracy nie da sie zastapic wylacznie talentem. Przykladem pracusie byl Fischer, ktory zamykal sie w pokoju i caly dzien studiowal szach, uczac sie po drodze jezyka rosjskiego, aby moc czytac radziecka literature szachowa 🙂