Ostatnio dużo czasu poświęciłem na szperanie po moim archiwum. Przez wiele lat zebrało się bardzo dużo materiałów na różne zagadnienia. Na pewno wykorzystam je przy okazji, ale na razie pozostanę przy aktualnym temacie.
Już pisałem wcześniej, że w trakcie dyskusji na forum PZSZach otrzymywałem sporo wspierających emaili. Autorzy nie mieli nic przeciwko ich publikacji, lecz zastrzegali sobie anonimowość. Chciano bowiem tym samym uniknąć niegodziwych personalnych ataków, jakich ja osobiście doznałem.
Nie skorzystałem z tych propozycji. Uważałem, że powoływanie się na na anonimowe teksty odwróci się tylko przeciwko mnie. Nawet ci, co podpisywali się własnym nazwiskiem byli narażeni na ataki.
Tomasz Tokarski z Torunia brał też udział w polemice, ale jego rzeczowe wypowiedzi były często torpedowane przez moich oponentów. Do największych z nich należał oczywiście Radosław Jedynak.
Załączone kopie postów są z prawej strony trochę ucięte, ale można bez problemu odczytać ich sens.
Tomasz Tokarski odniósł się w swoim poście do oceny treningu wirtualnego przez ojca Radosława Wojtaszka, który został zamieszczony w części 9 z 10 maja.
Błyskawicznie zareagował na to Michał Krasenkow, któremu też nie spodobał się mój artykuł „Quo vadis polskie szachy?”. Zwracam uwagę na sformuowanie arcymistrza: …gdyby Pan Jerzy nie opublikował tego w „Szachiście” – nie spotkałyby się jego propozycje z tak ostrą reakcją środowiska”.
Pisałem już o tym fenomenie wcześniej, że moje popozycje może byłyby uznane przez ówczesne władze PZSZach za słuszne, ale opublikowałem artykuł w niewłaściwym piśmie!! Proszę zobaczyć mój komentarz z dnia 21 maja do części 15.
A teraz reakcja Radosława Jedynaka: Tomasz Tokarski to pseudonim Konikowskiego!
I odpowiedź Tomasza Tokarskiego:
Nie wiem czy jest sens ciągnięcia tego tematu. Nikt tam się nie odnosił do samego pomysłu treningu przez internet – który w owm czasie był dość nowatorski – chodziło bardziej o prywatne ataki związane z szachową „polityką” i prywatnymi sympatiami. Już w 2002 roku szkolenia przez internet zdobywały coraz większe uznanie i cieszyły się rosnącą popularnością a wiele uniwersytetów rozpoczęło naukę przez sieć. Dobrze, że ktoś w końcu poszedł po rozum do głowy i zaproponował po latach powrót do pomysłu wirtualnej akademii. Nie wiem jaki ma ona mieć teraz kształt, ale myślę, że powinna obejmować więcej osób niż „normalna” akademia. W ten sposób można się opiekować np najlepszymi szachistami w każdym województwie. Wystarczy podzielić ich na grupy zaawansowania i dostarczać materiały na wirtualną platformę (wielu zdolnych juniorów nie stać na specjalistyczną literaturę, więc materiały szkoleniowe od wykwalifikowanych trenerów będą na wagę złota) a najlepszych nagradzać indywidualnymi treningami przez internet. Pozwoli to zmniejszyć problem dostępu do wykwalifikowanej kadr trenerskiej na prowincji. Niestety dzisiaj szachy to już jedynie kilka ośrodków w dużych miastach (wyjątki typu Olkusz tylko potwierdzają regułę) a małe mieściny szachowo cierpią z powodu braku instruktorów, sędziów i struktur organizacyjnych. Może z czasem uda się to zmienić a pierwszym krokiem w tym kierunku będzie unowocześnienie treningu.
Uważam, że trzeba przypomnieć te wydarzenia. Mam w planie jeszcze kilka odcinków.
Tu akurat nie mogę zgodzić się z panem Marcinem. Według tego podejścia, to należałoby zaprzestać wydawania książek historycznych, biografii i pamiętników. Opisywanie przez pana Jerzego fakty z życia PZSzach-u przedstawiają historię związku w trochę innym świetle, niż chcą tego oficjele. Część czytelników nie będzie zainteresowana tymi problemami, a część będzie. Uważam że nie należy przemilczać różnych faktów, a wręcz przeciwnie, pokazywać je, bo dzięki temu młodzi szachiści (dla których cały polski świat szachowy to ten po elekcji T. Sielickiego) będą mieli całościowy pogląd na to jakim był i jakim jest, polski związek szachowy oraz różni polscy arcymistrzowie. Zresztą gdyby tematyka poruszana tutaj była obojętna dla czytelników, to blog pana Jerzego świeciłby pustkami. A proszę popatrzeć na statystyki oglądalności i ilość wizytujących online, praktycznie w każdej chwili jest tu po kilku odwiedzających.
Tak, tylko że to niewiele da bo merytorycznej dyskusji w tamtym temacie było niewiele. Co do np B.Maciei to on zawsze był w pewien sposób uwikłany w szachową politykę, ale nie tylko on. Tak działają związki sportowe, to sa grupy interesów pchające się do władzy i kasy. Kadencja Gdańskiego nie była pierwszą co do której można było mieć jakieś zastrzeżenia. Ja pamiętam że za innych zarządów mówiło się o ustawianych przetargach, wyznaczaniu kolesi na sędziowanie MP juniorów, przyznawanie imprez poza kolejką itd. Ataki ad personam się nie skończą póki będą grupy interesów a te będą zawsze. W tamtym całym wątku prawie nikt się sensownie nie wypowiedział o samej idei nauczania przez neta. Chodziło tylko o to, żeby kogoś „skopać” bo nie należał do towarzystwa wzajemniej adoracji.
I dlatego chcę o tym przypomnieć. To jest mój obowiązek!!
Ale pan Jerzy nie publikuje tych materiałów np. w Magazynie Szachista, lecz na swoim prywatnym blogu. Jest to miejsce gdzie jak najbardziej może to robić, tym bardziej że problemy dotyczyły właśnie Jego. Czy to coś da czy nie, to zależy jak się na to patrzy. Nie chodzi o ciąganie kogoś po sądach, ale o pokazanie środowiska szachowego od innej strony, różnej od tej oficjalnie lansowanej. Zresztą proszę popatrzeć na dział „Najpopularniejsze wpisy”. Aktualnie problemy Treningu Wirtualnego w MASZ są jednym z najbardziej poczytnych tematów na tym blogu!