Dyskusja o unowocześnieniu MASZ nie miała żadnych szans na powodzenie. Mój artykuł „Quo vadis polskie szachy?” został uznany przez Bartłomieja Macieję za donos do Polskiej Federacji Sportu i tę tezę podchwycili inni zwolennicy ówczesnego kierownictwa PZSZach. Bartłomiej Macieja posunął się jeszcze dalej stwierdzeniem, że jako słaby zawodnik nie mam odpowiedniej wiedzy do pracy szkoleniowej ze starszą młodzieżą i moje książki i artykuły zawierają liczne błędy i są przydatne tylko amatorom.
Młody arcymistrz przekręcał często fakty i przedstawiał mnie i moją działalność trenerską w negatywnym świetle. Krytykował zdecydowanie moją ideę wprowadzenia dodatkowych konsultacji dla polskiej młodzieży poprzez Internet.
Zdecydowałem się na nie zamieszczanie tych wypowiedzi na blogu, ponieważ jest tego wiele i argumenty Maciei ośmieszają tylko nasze środowisko. Jednocześnie chciałbym jak najszybciej skończyć ten temat.
Ograniczę się tylko do najważniejszych tekstów.
W pewnym momencie Michał Krasenkow wezwał do zakończenia polemiki:
Donos do Polskiej Federacji Sportu? Liczne błędy? Jejku, to był jakiś festiwal absurdów na tamtym forum.
Ciekawe jak teraz się czuje ten donosiciel?
Bo to była nagonka a nie normalna dyskusja. Gdyby ktokolwiek bral pod uwage logiczne argumenty a nie prywatne interesy i interesiki kolesi-trenerow to moze bysmy mieli wirtualne szkolenie 10 lat wczesniej. Co ciekawe B.Macieja wirtualne szkolenie krytykowal a dzisiaj ludzie z „jego opcji” chca je wprowadzic. Ciekawe co on na to teraz, trzeba by przeprowadzic z nim wywiad i sie dowiedziec czy zmienil zdanie 😉 Swoja droga on czesto wypowiadal sie o rzeczyach o ktorych mial niewielkie pojecie. Sam nie pracowal nigdy w prywatnym biznesie bo utrzymywal sie z szachow a np stwierdzil, ze zatrudnienie szachistow w biurze to cos pozytywnego bo „wczesniej nikt tam nie umial grac w szachy” (cytat z pamieci). Takie cos moze napisac wylacznie czlowiek ktory nigdy nigdzie nie pracowal bo do pracy np specjalisty do spraw PR powinno sie zatrudnic osobe ktora sie na PR zna, jako rzecznika prasowego czy czlowieka do kontaktow z mediami osobe ktora w tych mediach pracowala itd. To wiedza i doswiadczenie w danej branzy powinno byc brane pod uwage przy przyjmowaniu do pracy a nie to kto jak gra w gre planszowa. Tak sie robi w prwantym biznesie i tak sie powinno robi c w zwiazkach bo sa one utrzymywane z podatkow a ja jako podatnik wymagam, aby za moje ciezko zarobione pieniadze nei utrzymywac laikow tylko specjalistow.
A co do wirtualnego ksztalcenia to np uniwersytet w Phoenix ma kilka tysiecy studentow uczacych sie przez internet a Peter Drucker (ojciec chrzestny zarzadzania) uwazal ze wideokursy z uzyciem internetu wprowadza nowa jakosc do szkolenia pracownikow bo zamiast wysylac ich na drogie kursy stacjonarne i placic za przejzazd wyzywienie i zakwaterowanie mozna ograniczyc koszta i skorzystac z uslug np frm znajdujacych sie po drugiej stronie oceanu.
„Zatrudnienie szachistów w biurze to coś pozytywnego bo wcześniej nikt tam nie umiał grać w szachy”. Argumentacja kompletnie nie trafiona. Pan Marcin ma rację, że do prowadzenia biura i zarządzania związkiem nie muszą być powołane osoby znające się na szachach. Coś takiego widzę na mojej uczelni. Jak jakiś zespół naukowy zdobędzie duży grant (pieniądze) na wykonanie konkretnych rzeczy (nie chodzi mi o pisanie publikacji z marnych wyników badań) np. zbudowanie czegoś, zsyntezowanie jakiś nowych ważnych związków chemicznych, czy uzyskanie patentów na nowe materiały, to do obsługi papierkowej takiego grantu często zatrudnia się osoby nie związane z daną dziedziną (chemią, fizyką, itp.), ale znające się na zarządzaniu, księgowości, pozyskiwaniu sponsorów, itp. I takie osoby są w stanie dobrze zarządzać całym projektem, bo znają się na tym. A pracą naukową zajmują się inni. Znam też sytuacje, gdy np. konferencje chemiczne są organizowane i przeprowadzane przez osoby nie mające zielonego pojęcia o chemii. Ale znają się na organizowaniu imprez masowych i zdobywaniu funduszów. I robią to dobrze.
Co tu duzo mowic: ja zyje z organizacji eventow sportowych i to rowniez w dyscyplinach, o ktorych mam blade pojecie. Ale szybko sie ucze i mam doswiadczenie w organizacji wiec dostaje kolejne i kolejne zlecenia. Kiedys opracowywalem projekt wprowadzenia do kraju kanalu telewizyjnego o wedkarstwie i myslistwie tylko ze ja wczesniej nigdy w reku wedki nie trzymalem! dla pracodawcy nie bylo to jednak istotne i nad projektem pracowalem ja a nie jakis wedkarz bo ja znam sie na organizacji eventow.tylko tyle i az tyle. w zawodowych ligach sportowych pracuja ludzie ktorzy na ogol sie na sporcie nie znaja ale sa specami od marketingu i pozniej ich ligi – np MLB – osiagaja niezle wyniki finansowe. wedkarze do wedek, szachisci do szachownic a wykwalifikiowani pracownicy do biur. Argumentacja, ze ktos musi grac w szachy zeby w pzszach pracowac jest nawet nei smieszna tylko zalosnie smieszna. co wiecej ludzie ktorzy tam pracuja grac potrafia niezle, tylko ile maja wspolnego z rzeczami ktore przyszlo im teraz wykonywac? jakie jest ich doswiadczenie?
Pan Marcin ma zupełnie rację. Tam nie chodziło o dyskusję, lecz o „dokopaniu” Andrzejowi Filipowiczowi i mnie. Według napastników popełniłem takie błędy:
1. Opublikowałem artykuł w „Magazynie Szachista”, którego głównym redaktorem jest Andrzej Filipowicz. Miesięcznik ten był na czarnej liście ówczesnego kierownictwa PZSzach, podobnie jak jego redaktor. Gdybym artykuł zamieścił w innym piśmie, to byłby zupełnie inny wydźwięk. Jednym słowem, szachiści w Polsce powinni decydować, gdzie mam publikować swoje teksty!
2. Byli tacy, co twierdzili, że autorem artykułu był sam Andrzej Filipowicz, natomiast ja go tylko podpisałem.
3. Artykuł był donosem do Polskiej Federacji Sportu i przyniósł wielkie szkody polskim szachom!! Oczywiście to była totalna bzdura wymyślona przez ludzi związanych z władzami PZSzach. Te osoby żyły jeszcze w innym świecie i do ich umysłów nie dotarło jeszcze to, że Polska jest krajem demokratycznym i każdy może wyrażać swoje poglądy na różne sprawy. Mój artykuł był polemiczny i wyrażał troskę o polskie szachy. Po latach wiemy, że miałem rację. Jako „donosiciel” czuję się doskonale. Odniosłem moralne zwycięstwo! Ale niestety z powodu braku wyobraźni pewnych ludzi, polskie szachy straciły około 10 lat na wprowadzeniu nowych metod szkolenia naszej młodzieży!
To jest zrozumiałe, że artykuł o treści szachowej, poruszający ważne problemy tej dziedziny sportu, powinien zostać opublikowany w czasopiśmie szachowym, a nie np. w Faktach czy Superexpresie.